Czego tu nie ma! Są dedykacje od zaprzyjaźnionych autorów, reprodukcje rękopisów i rysunków, próbki dramatów, felietonów i przemówień, premierowe wiersze i humoreski, wywiad z poetą, wreszcie komentarz napisany przez jego osobistego sekretarza. W tym miszmaszu tkwi metoda. Ideowym spoiwem tomiku jest życzliwy dystans do opisywanych wydarzeń i osób oraz autoironia. Czekacie na głos starego poety, na jego prawdy objawione? No to macie – mówi między wersami Różewicz. Autor „Do piachu” nie chce zastygnąć w spiżowej formie, nie chce być olbrzymem, który z pomnikowego cokołu wygłasza memento dla świata. W jednym ze szkiców wykpiwa pomysł postawienia dedykowanych mu miejskich ławek. Woli być obserwatorem i kronikarzem oglądającym rzeczywistość z perspektywy zwykłego człowieka niż mentorem.
Akt pisania jest u Różewicza nierozerwalnie związany z doznaniem powszedniości, szarej, powtarzalnej, magmowatej i irytującej. (...) „Czytanie przepisywanie/ poprawianie i czytanie/ milczenie i wściekłość/ odczytywanie/ to jest właśnie „zawód„/ pisarza poety i/ literata” – wyznaje w wierszu „zawód: literat”. Poezja rodzi się z mariażu czynności fizycznej i doświadczenia tę fizyczność przekraczającego: „Wstawałem/ z niewidomym dniem/ pod kraczącą chmurą/ ktoś umarły/ zaplątał się w moje/ myśli palce piszące/ mówiłem bez słowa/ z nim do niego/ wstał jakiś dzień/ teraz często jest sobota” – notuje. Aneksem do rozważań o naturze twórczości jest wiersz „na ty z Czesławem”, w którym wrocławski poeta opisuje swoją znajomość z Miłoszem: „nie »ty-kaliśmy« się (...)/ zawsze mówiliśmy do siebie/ »per« pan/ była zgoda/ że »ty« nam nie pasuje/ a znaliśmy się/ chyba 55 lat (...) / nie było to potrzebne/ ani Panu ani mnie/ między »panami « nie ma/ pewnych form które mogą/ zaistnieć między/ Tadziem i Ceśkiem”.
Nie żywi złudzeń do literackiej nieśmiertelności, nie emocjonuje go brylowanie na parnasie. W wierszu „Jeszcze jeden dzień” kreśli wizję świata, w którym za pisanie nie przyznaje się nagród, marzy o literaturze wolnej od koniunktury i ocen, o „antologii polskiej poezji bez dat i bez nazwisk”. Różewicz wspomina pisarzy (m. in. Heaneya, Staffa, Szymborską, Borowskiego, Świrszczyńską), dzieli się z czytelnikiem lekturowymi preferencjami i komentuje współczesne życie publiczne – bez kompromisów, ale z humorem. Dostaje się popkulturze („mają gówniarze teraz taką »Madonnę« na jaką sobie zasłużyli”) oraz politykierom, którzy „krew przeszłości rozwadniają słowami”. Pod słodko- -gorzkimi obrazami kryją się pytania o sprawy i wartości fundamentalne. „Dlaczego kibice Wisły i Cracovii/ szlachtują się wzajemnie/ przecież mieli się odmienić/ pamiętam te modlitwy/ na boisku-pobojowisku”, pyta w utworze „13 marca 2006 r., poniedziałek”.
Żart miesza się tu z poważną refleksją, popkultura z kulturą wysoką, wiersz z prozą i grafiką. Tadeusz Różewicz kolejny raz wymyka się tym wszystkim, którzy chcieliby widzieć w nim mędrca pogodzonego ze światem.
To i owo | Tadeusz Różewicz | Biuro Literackie 2012 | Recenzja: Cezary Polak | Ocena: 4 / 6