Muzea i biblioteki ciągle należą do instytucji, które zużywają bardzo dużo energii. Duża część mojej działalności służy opracowaniu odpowiedzialnych metod ochrony, które z jednej strony zabezpieczają obiekty dziedzictwa, a z drugiej są przyjazne dla środowiska – mówi dr hab. Łukasz Bratasz z Instytutu Katalizy i Fizykochemii Powierzchni Polskiej Akademii Nauk w Krakowie

Na zabytki i dzieła sztuki patrzy pan z zupełnie innej perspektywy niż typowy miłośnik kultury. Co pana w nich interesuje?

Ja też jestem miłośnikiem kultury i zależy mi na dobru obiektów dziedzictwa, ale moje wykształcenie ścisłe pozwala mi też patrzeć na nie jako na obiekty materialne, które podlegają tym samym prawom co inne przedmioty, tylko są nośnikiem innych wartości: artystycznych, historycznych, estetycznych czy duchowych. Ja patrzę na stronę materialną.

I co pan w niej bada?

Z wykształcenia jestem fizykiem, ale należę do grupy naukowców z interdyscyplinarnej dziedziny heritage science, czyli najprościej mówiąc nauki o dziedzictwie. To jest nowa gałąź, która się prężnie rozwija na świecie. W Polsce nie jest to jeszcze rozpoznawana dziedzina, ale nie mam najmniejszej wątpliwości, że będzie. Zawsze była tu dbałość o dziedzictwo, byli konserwatorzy, kustosze, którzy dbali o dziedzictwo, ale nie było konkretnej nauki.

Dlaczego ta nauka powstała?

Każdy duży sektor – a dziedzictwo tworzy ważny sektor gospodarki, szczególnie w Europie, gdzie jest związane z turystyką kulturalną i działalnością kreatywną i odpowiedzialne za kilka procent PKB – potrzebuje swojej nauki. Można ją podzielić na dwa ważne obszary. Po pierwsze, tworzenie nowej wiedzy, czyli dostarczenie nowych informacji o obiektach dziedzictwa. Tym zajmowaliśmy się, kiedy byłem kierownikiem laboratorium w Muzeum Narodowym w Krakowie. Patrzyliśmy, jak dzieła sztuki są zbudowane, jakich artysta używał składników, np. pigmentów w obrazach. To wszystko jest pomocne przy autentykacji obiektów. We współczesnym świecie nie może się ona odbywać tylko w oparciu o analizę stylistyczną dokonywaną przez historyków sztuki, ale także powinna być wsparta przez nauki ścisłe, które mogą dostarczyć wiele ważnych informacji o proweniencji.

A drugi obszar?

Ochrona istniejącej wartości, która w obiektach jest zawarta. I ten obszar jest bliższy mojemu sercu. Staram się zrozumieć procesy degradacji, żeby lepiej chronić obiekty przed różnymi czynnikami powodujących utratę ich wartości, np. środowiskowymi.

Jakie są te największe zagrożenia wynikające z działania środowiska?

Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć, jaki obszar jest najbardziej zagrożony. Gdy byłem kilka lat temu członkiem zespołu przy Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, zastanawialiśmy się, jakie są priorytety dla nauki o dziedzictwie i niestety Polska nie ma jasnej strategii w tym obszarze. Mamy zasoby dziedzictwa, które są wyjątkowo ważne, np. zespół drewnianych kościołów, ale pojawiło się pytanie, czy te obiekty są najbardziej zagrożone? Dokonaliśmy też kiedyś takiej analizy wspólnie z panią Iwoną Solisz, konserwatorem województwa opolskiego, które dysponuje najlepiej opracowanymi statystykami w tym zakresie, i okazało się, że dziedzictwo wsi, zespoły wiejskie są najszybciej znikającymi obiektami z rejestru zabytków. Jednak osobiście się nie zajmuje powodami, dla których te obiekty wiejskie ulegają niszczeniu, ale staram się wspierać muzea. I w ich przypadku największe zagrożenia to te związane z pożarami. Wydaje się to oczywiste, ale z drugiej strony jest zadziwiające, że XXI w. muzea płoną. Mieliśmy ostatnio przypadki, które niewątpliwie dotarły do świadomości społecznej: pożar katedry Notre Dame w Paryżu czy Brazylijskiego Muzeum Narodowego. Mimo rozwoju nauki i technologii to jest ciągle największe zagrożenie dla zbiorów muzealnych. I niestety muszę powiedzieć, że częstotliwość pożarów w polskich muzeach jest wyższa niż w innych krajach rozwiniętych. Choć nie powiedziałbym, że jest dramatycznie. Powiedziałbym, że możemy poprawić sytuację.

W jaki sposób?

Nie uważam, że trzeba wszędzie instalować automatyczne systemy gaszenia, bo tylko w niektórych miejscach to jest konieczne, a rodzi to ogromne koszty. Nie jesteśmy krajem, który może sobie pozwolić na rozwiązania podobne do tych w Szwajcarii, chociażby z powodu różnicy w poziomie PKB. Z kolei montowanie w muzeach systemów automatycznego gaszenia takich jak zraszacze lub systemy gazowe niesie za sobą ryzyko związane z niechcianą aktywacją. Jeżeli mamy zbiory wrażliwe na zalanie wodą, to montując taki system, przeciwdziałamy pożarowi, ale zwiększamy inne ryzyka. Najlepsze są takie rozwiązania, które obejmą systemy szybkiego wykrywania ognia i zabezpieczenie przed rozprzestrzenianiem się ognia, ale także dymu. Proszę sobie wyobrazić, jak trudno jest wyczyścić grafikę na podłożu papierowym, gdy osiądzie na niej sadza. Niewprowadzanie do przestrzeni muzealnych materiałów, które wydzielają dym podczas spalania, jest efektywną metodą prewencji konserwatorskiej. Ale żeby takie decyzje podejmować, trzeba mieć dobre dane statystyczne.

My takie dane krajowe mamy?

W Polsce, moim zdaniem, brakuje dobrych danych statystycznych dla muzeów. Z kraju mam tylko dane dotyczące częstotliwości pożarów i ich wielkości. W polskich muzeach pożar wybucha raz na 93 lata. Dla porównania w Kanadzie raz na 114 lat, w Stanach Zjednoczonych raz na 500 lat. Co więcej, dane pokazują, że częstość pożarów w polskich muzeach rośnie, a Kanadzie i USA maleje. Nie ma informacji, jakie były zabezpieczenia przeciwpożarowe w tych muzeach.

W tym zakresie doradza pan instytucjom odpowiedzialnym za ochronę dziedzictwa, jakie działania wprowadzić. Co aktualnie robicie, aby zapobiec tym zagrożeniom?

Powstał zespół, który opracowuje koncepcję Centralnych Magazynów Zbiorów Muzealnych w Warszawie przy Narodowym Instytucie Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów. Pracami zespołu kieruje dr Janusz Czop. Muszę podkreślić, że planując nowy centralny magazyn, zespół ten wdraża wszystkie najlepsze sposoby ochrony zbiorów. Przede wszystkim dokonujemy oceny ryzyka, identyfikujemy najważniejsze zagrożenia i wybieramy takie rozwiązania, który będą w najlepszy sposób niwelowały zagrożenia oraz chroniły zbiory.

Co jeszcze zagraża eksponatom w muzeach?

Drugie zagrożenie dotyczy degradacji chemicznej w obiektach. Najbardziej podatne są przedmioty z plastiku, tkanin oraz z papieru, szczególnie tego niskiej jakości. Proces ich degradacji jest szybki, ponieważ temperatury w muzeach, bibliotekach lub galeriach często są dostosowane do komfortu ludzi pracujących lub odwiedzających, a nie są dobre dla obiektów dziedzictwa. A wracając do magazynu centralnego, o którym już mówiłem, to będzie budynek chłodny, w którym procesy degradacji tych najbardziej wrażliwych obiektów będą trzykrotnie wolniejsze.

W obszarze pańskich zainteresowań jest także szukanie rozwiązań, które chroniłyby zabytki, ale byłyby również lepsze dla środowiska naturalnego.

To jedno z ważnych wyzwań, bo dotyczy zielonego ładu. Muzea i biblioteki należą do instytucji, które zużywają bardzo dużo energii, ponieważ mają potężne systemy stabilizujące temperaturę i wilgotność względną. Duża część mojej działalności służy opracowaniu odpowiedzialnych metod ochrony, które z jednej strony zabezpieczają obiekty dziedzictwa, a z drugiej są przyjazne dla środowiska. Muzea i archiwa muszą wytłumaczyć społeczeństwu, że chronią pewien typ wartości, np. artystycznych, ale nie kosztem innego typu wartości, np. środowiska. Kiedyś, idąc Krakowskim Przedmieściem, w bramie ASP widziałem poster „Na martwej planecie nie będzie sztuki” – nic dodać, nic ująć. Instytucje kultury powinny przeciwdziałać zmianom klimatu, bo one niechybnie zwiększają zagrożenie dla zabytków. Problemem, do którego Polska powinna zacząć się przygotowywać, jest pojawianie się termitów na coraz wyższych szerokościach geograficznych. Proszę sobie wyobrazić, jakim zagrożeniem dla 3 tys. drewnianych kościołów będą termity, jeżeli pojawią się na terenie Polski!

A nad czym pracuje pan teraz ze swoim zespołem?

Zajmuję się dwoma procesami, które są bardzo szczegółowe. Realizuje dwa projekty, które uzyskałem dzięki temu, że mogłem być zatrudniony z projektu Narodowej Agencji Wymiany Akademickiej. Stworzyłem zespół badawczy, który bardzo prężnie przyciąga nowe projekty Unii Europejskiej oraz najnowszy finansowany z Norweskiego Mechanizmu Finansowego i współfinansowanego przez Narodowe Centrum Nauki. Projekt GRIEG-Craquelure dotyczy rozpoznania mechanizmu powstawania siatki spękań w obrazach. W obiektach malarstwa widzimy kolory, kompozycje i o tym mówią nam historycy sztuki czy konserwatorzy. Ale na każdym obrazie widzimy też zespół spękań, który nazywa się krakelurą. My nawet nie mamy języka, żeby o tym mówić, ale widzimy, że występują inne typy krakelury na obrazach flamandzkich, inne na francuskich czy włoskich. Do tej pory nie potrafimy wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje. Projekt ten rozpoczęliśmy z norweskimi partnerami – ekspertami w dziedzinie mechaniki pękania, którzy pracują dla takich firm jak Porsche, tworząc typy lakierów bardzo odpornych na działanie środowiska. To jest bardzo dalekie od dziedzictwa, ale oni mają narzędzia – zarówno aparaturę, jak i modele komputerowe, które pozwalają zrozumieć, dlaczego obrazy pękają tak, a nie inaczej.

Jest w tym przedsięwzięciu aspekt ekologiczny?

Oprócz tego, że jest to fascynujące, dlaczego widzimy te różne siatki spękań, to jest z tym związany aspekt ważny dla ochrony. Wszystkie wytyczne dotyczące regulacji klimatu w muzeach w celach ochrony zbiorów, nie tylko w Polsce, zostały stworzone w oparciu o badania niespękanych obrazów lub obiektów. Można powiedzieć, że są rozwinięte na podstawie badań na obiektach nowych i to ma bardzo ważne konsekwencje. Badania pokazują, że niespękane obiekty są kilkukrotnie bardziej wrażliwe na niestabilności środowiska niż obiekty z rozwiniętą siatką spękań. W konsekwencji część rekomendacji dotyczących regulacji klimatu jest niesłychanie restrykcyjna, niepotrzebnie podnosząc zużycie energii. Pierwsze próby racjonalizacji klimatu w muzeach pokazują, że może ono zostać obniżone dwa, trzy razy! Centralny Magazyn Zbiorów Muzealnych będzie zużywał 15 razy mniej energii na 1 m sześc. niż np. gmach główny Muzeum Narodowego w Krakowie. Tak wyśrubowane warunki nie mają sensu, bo przecież obiekty przebywały przez setki lat w kościołach lub w zabytkowych budynkach, w których nie ma żadnej regulacji klimatu. Co więcej, przetrwały, a stan ich zachowania jest często dobry lub bardzo dobry. Te badania będą w dłuższej perspektywie pozwalały na racjonalizację strategii ochrony i zarządzania klimatem w muzeach i instytucjach pamięci, co oczywiście przyczyni się do bardziej efektywnego wykorzystania ograniczonych przecież środków na ochronę. Czas na zielone muzeum i zielone archiwum!

Partner