Nie chcemy, by nauka – jako wspaniałe osiągnięcie ludzkości - była ustawiona na piedestale, ale raczej by była narzędziem, które możemy wykorzystywać do tego, by lepiej kształtować świat - mówi w rozmowie z PAP dyrektor Centrum Nauki Kopernik Robert Firmhofer. CNK obchodzi w czwartek 10 lat istnienia.

PAP: Centrum Nauki Kopernik obchodzi w czwartek dziesiąte urodziny. Jak zmieniła się rola tej instytucji przez dekadę?

Robert Firmhofer, jeden z założycieli i dyrektor warszawskiego Centrum Nauki Kopernik: Kiedy zaczynaliśmy, stawialiśmy sobie głównie cele związane z nowoczesną edukacją, która odwołuje się do doświadczeń przyrodniczych. Zachęcaliśmy do samodzielności w procesie uczenia się. Przez ostatnie 10 lat system edukacyjny nie zmienił się znacząco. Ciągle są to więc cele aktualne.

Dziś jednak nasza perspektywa się zmieniła: zależy nam, by angażować publiczność w myślenie o przyszłości razem z naukowcami, wykorzystując przy tym osiągnięcia nauki i techniki. To myślenie, w którym wykorzystana ma być siła płynąca ze zbiorowego namysłu.

Nie chcemy, by nauka – jako wspaniałe osiągnięcie ludzkości - była ustawiona na piedestale, ale raczej by była narzędziem, które możemy wykorzystywać do tego, by lepiej kształtować świat. Nasza obecna wizja zakłada więc, że ludzie kształtują świat przyjazny dla siebie i natury, rozwijając i stosując naukę.

PAP: I tak na przykład nauka jest ostatnio postrzegana jako narzędzie, które może pomóc w walce z pandemią.

RF: Pandemia jednak wywołuje w naszych umysłach, psychice, spustoszenie. Widać, jak bardzo gorączkowo ludzie poszukują teraz odpowiedzi. A takie gorączkowe poszukiwanie odpowiedzi często prowadzi na manowce, na przykład do informacji mających nienaukowy charakter, niepopartych żadną naukową wiedzą.

Istnieje więc pilna potrzeba, by budować pomost między twardą nauką - rozwijaną przez naukowców, wyrażoną językiem metody naukowej - a różnymi grupami społecznymi, osobami, które nie tylko rozumieją ten język, ale mogą mieć własne bardzo silne wartości i przekonania.

PAP: A jak budować te pomosty pomiędzy nauką a osobami, które głoszą poglądy z niezgodne z nauką?

RF: Zbudowanie tego pomostu wymaga szacunku do wartości, które mogą mieć dyskutanci. Skądkolwiek by te przekonania nie wypływały. A z drugiej strony - wymagają oparcia się na zrozumieniu, czym jest nauka. A przecież nieodłącznym elementem nauki jest błądzenie, poszukiwanie, odkrywanie na nowo. Nauka dostarcza nowych odpowiedzi, a potem je kwestionuje. Warto rozumieć, dlaczego taka nauka jest najbardziej godnym zaufania źródłem wiedzy. I dlaczego warto także w swoich codziennych wyborach odwoływać się do nauki i jej ufać.

PAP: Czy pana zdaniem w komunikacji naukowej niezbędny jest szacunek wobec osób, które głoszą pseudonaukowe poglądy i są zwolennikami teorii spiskowych? Czy szacunek należy się również tym poglądom?

RF: Uważam, że jesteśmy winni szacunek osobom, mającym inne poglądy niż my. Bez tego nie ma dialogu. Bez tego nie zbudujemy elementarnego zaufania i nie będziemy mieli szansy na przekonanie drugiej osoby.

Wiemy, że twarda argumentacja, która podważa argumenty drugiej strony - nie budując płaszczyzny porozumienia - wzmacnia tylko postawę osoby o innych poglądach. Taka dyskusja w sensie psychologicznym nie przyczynia się do tego, by ktoś miał w sobie gotowość do zmiany poglądów. Dotyczy to zwłaszcza sytuacji, kiedy są to poglądy trwale zakorzenione, odwołujące się do wartości. Druga strona nie broni swojej opinii; ona broni swojej wartości. Tak powadzona rozmowa wygląda więc jak konfrontacja między różnymi systemami wartości.

To szczególnie widać w bardzo spolaryzowanym świecie polityki. A politycy polaryzują ten świat nadmiernie, bo łatwiej odwoływać się do wyborców, których przekonania są bardzo silne. Takich odbiorców trudno przekonać, by zmienili stanowisko. Nawet jeśli partia, która te poglądy głosi, wykazuje deficyty zarządcze czy moralne. To dotyczy różnych stron sceny politycznej. Polska nie jest tu żadnym wyjątkiem.

Ten sam mechanizm istnieje w komunikacji naukowej. Szacunek do drugiej osoby oznacza więc dla mnie to, że szanuję, że ktoś ma inne poglądy niż ja - i rozumiem, że ma je zakorzenione w swoim systemie wartości, w swoim światopoglądzie, religii. Nie muszę się z nimi zgadzać, ale biorę to pod uwagę i szanuję to.

PAP: Jak zatem – wychodząc od wzajemnego szacunku – szukać porozumienia?

RF: Naszym punktem wyjścia powinno być ujawnienie swoich wartości. To pokazuje, że nie jesteśmy nihilistami, nie jesteśmy ludźmi, którym można zarzucić złą wolę. Mamy inne przekonania, które są zakorzenione w innym systemie wartości. Ujawniamy to i szukamy porozumienia. Chcemy słuchać argumentów drugiej strony i wytłumaczyć z naszej perspektywy dlaczego uważamy, że nasze argumenty są trafne.

Odwołując się do nauki niekiedy przesadnie akcentujemy pewność. Teraz, w czasie pandemii, możemy wyraźnie zaobserwować, w jakim trudzie wykuwa się konsensus naukowy. Ze względu na pragnienie jak najszybszego zwalczenia pandemii wiele badań publikowanych jest przed recenzją naukową. Badania mają też różną jakość, są prowadzone na różnych próbach. Zazwyczaj dostarczają cennego wkładu do naszej wiedzy, ale poszczególne publikacje, nawet w renomowanych czasopismach, bywają skutecznie podważane. Wielość informacji, które efekcie ukazuje się w mediach i często ich niejednoznaczność, może budzić wątpliwości. Dlatego ważna jest w tym rola naukowców i osób zajmujących się komunikacją naukową - żeby budować pomosty, żeby odpowiadać na wątpliwości.

PAP: Czyli badania naukowe mogą budzić wątpliwości?

RF: Podstawowym mechanizmem nauki jest gotowość do zakwestionowania każdego wyniku badania. Oczywiście nie w drodze publicystycznej dyskusji, tylko w ramach metody naukowej. Jak mówił świętej pamięci prof. Maciej Geller, współtwórca Festiwalu Nauki i wielki przyjaciel Kopernika „"W nauce krytyk moich poglądów jest moim współtowarzyszem na drodze do prawdy, a nie wrogiem, którego należy zwalczać.” Ten mechanizm, inaczej niż w polityce, nie jest destrukcyjny, tylko twórczy. Prowadzi do coraz lepszego opisu rzeczywistości, coraz doskonalszych wynalazków, które ułatwiają nasze życie.

Ta tendencja do absolutyzacji nauki wynika trochę ze sposobu nauczania przedmiotów ścisłych w szkole. Nauki uczy się często jak katechizmu. Zamiast pozwalać uczniom poznawać świat tak, jak czynią to naukowcy – przez samodzielne badanie – wbija im się w głowę teorie do zapamiętania. W efekcie absolwenci szkoły nie wiedzą, jaki jest podstawowy mechanizm tworzenia nauki i dlaczego warto jej ufać. W związku z tym deficytem Kopernik w swoim planie strategicznym zdefiniował jeden ze swoich celów: wspierać postawy i praktyki oparte na nauce.

PAP: Jak "Kopernik" przez ostatnie 10 lat zmienił Polskę?

RF: Nie mam twardych dowodów, że Kopernik zmienił Polskę, innych niż wkład w budowę kapitału naukowego Polaków. Dzięki masowym wizytom i licznemu uczestnictwie w programach Kopernika, miliony Polaków mogły na własne oczy zobaczyć, jak działa nauka, spotkać się i porozmawiać z naukowcami lub osobami zawodowo zajmującymi się jej komunikacją. Wiemy z własnych badań, że przeważająca większość tych kontaktów jest oceniana bardzo pozytywnie. Nauka na stałe zagościła w świadomości wielu obywateli naszego kraju.

Kopernik oddziałuje także pośrednio. Wskutek sukcesu CNK samorządy powołały do działania podobne placówki w różnych ośrodkach w Polsce. Tam również angażuje się dzieci i młodzież w naukę, wyjaśnia im, na czym polega metoda naukowa, zachęca do samodzielnych eksperymentów, prowadzi dydaktykę dla nauczycieli.

Przez te 10 lat zmienił się też stosunek dużej części środowiska naukowego do komunikacji naukowej. To, co było kilkanaście lat temu domeną wąskiej grupy naukowców, dziś stało się udziałem bardzo wielu osób, także młodych, które angażują w swoją działalność publiczność z bardzo różnych środowisk. Wcześniej nauka była wieża z kości słoniowej, zamknięta wyizolowaną. A teraz stała się częścią tkanki społecznej.

Obserwuję też zmianę stosunku naukowców do CNK. Na początku – może poza grupą naszych przyjaciół - dominowała ostrożność, a nawet nieufność. Niektórzy sądzili, że to, co robi CNK jest infantylizacją nauki, próbą wulgaryzacji badań naukowych. Uważano, że Kopernik to raczej plac zabaw. My przez ten czas cierpliwie wyjaśnialiśmy, na czym polega sens naszej działalności, ale też zmienialiśmy się, słuchając tych głosów krytyki. I z czasem duża część środowiska naukowego zrozumiała, czym się zajmujemy i zobaczyła w tym wartość.

PAP: Czy CNK jest ciągle największą jednostką popularnonaukową w Polsce?

RF: Pod względem powierzchni większa jest EC1 w Łodzi, ale jeśli chodzi o skalę działania - liczbę odwiedzających, programy, działalność edukacyjną, partnerów, "Kopernik" jest zdecydowanie największy. W ciągu 10 lat odwiedziło na 10 mln zwiedzających.

PAP: Jak pan, jako dyrektor takiej placówki, ocenia popularyzację nauki w Polsce na tle innych krajów? Np. krajów nam sąsiednich lub na tle Europy?

RF: Popularyzacja nauki w Polsce ma się bardzo dobrze. Jeśli chodzi o wszystkie nasze kraje sąsiednie, to jesteśmy w takiej sytuacji, że one mogą się sporo od nas nauczyć. Być może nie jesteśmy w takim miejscu, jak Wielka Brytania, ma znacznie dłuższe tradycje. Mamy się więc od kogo uczyć. Ale też nie mamy się czego wstydzić: jesteśmy nowocześni, bardzo zróżnicowani, obecni nie tylko w wielkich miastach, ale i w lokalnych społecznościach. To duża skala i świetna jakość tego, co proponujemy.