Róża Luksemburg kłócąca się z Eduardem Bernsteinem o to, czy socjalizm powinien iść drogą rewolucji, czy raczej poprzestać na zdobyczach reformizmu. Irytująca elokwencją i pewnością siebie kolegów z niemieckiej SPD, którzy (gdy Róża nie patrzy) nazywają ją „małpą” i dworują sobie z tego, co to będzie, gdy prawo pozwoli kobietom zasiadać w parlamencie.
I wreszcie Luksemburg próbująca (razem z Karolem Liebknechtem) wywołać w powojennych Niemczech (1919 r.) socjalistyczną rewolucję. Co przypłaci tragiczną śmiercią z rąk paramilitarnej prawicowej bojówki. Prawdopodobnie za cichym przyzwoleniem swoich dawnych towarzyszy z wchłoniętej przez system lewicy.
Wszystkie te wydarzenia z niedługiego życia tej nietuzinkowej kobiety znajdziemy w komiksie brytyjskiej rysowniczki Kate Evans, który właśnie ukazał się w polskim tłumaczeniu. Urodzona w Zamościu, a wychowana w Warszawie Rozalia Luxenburg (literówka urzędnika zrobiła z niej „Luxemburg”) jest w nim pokazana przynajmniej w trzech różnych wymiarach. Po pierwsze jako działaczka socjalistyczna. Talent oratorski i klarowność wywodu sprawiły, że szybko wspięła się po szczeblach kariery w strukturach Socjaldemokratycznej Partii Niemiec – największego i funkcjonującego relatywnie najbardziej swobodnie ugrupowania socjalistycznego początków XX w. Aby działać i robić rewolucję ponad granicami państwa narodowego, Róża opuściła Warszawę, gdzie była prześladowana przez carski aparat represji. Gdy pojawiła się tam na chwilę w czasie rewolucji 1905 r., natychmiast ją przymknięto. Do Polski już nie wróciła.
Drugi wymiar życia Luksemburg to ekonomia. W tamtych czasach uniwersytety dopiero zaczynały otwierać się na kobiety. A Polka była jedną z pierwszych ekonomistek, które uzyskały tytuł doktora. Ten tytuł się Luksemburg należał, bo jej teksty nie były banalne. Jako pierwsza opisała np. stopień powiązania gospodarczego Królestwa Polskiego z Rosją. Przewidywała, że próba rozerwania tych relacji skończyć się musi kryzysem. Pod tym względem miała rację, o czym wie każdy znający choćby odrobinę dzieje gospodarcze II RP. Podobnie było z jej późniejszymi pracami na temat światowej gospodarki. Na długo przed wybuchem I wojny światowej Róża pokazała, że w warunkach zglobalizowanego kapitalizmu krwawy konflikt między mocarstwami będzie nie do uniknięcia. Wcale nie na zasadzie wypadku przy pracy, lecz raczej jako naturalna konsekwencja walki o nowe rynki i lepsze marże zysku dla krajowych przedsiębiorstw, wywierających wpływ na świat polityki. Wielu uważa wręcz, że już w tym tekście Luksemburg opisała zjawisko „kompleksu przemysłowo-wojskowego”. Czyli z grubsza to, co przypisywane jest dopiero Dwightowi Eisenhowerowi, który zdefiniował problem industrial-military complex na zakończenie swej prezydentury w 1961 r.
I wreszcie aspekt trzeci: Luksemburg – prawdziwa feministka. Kobieta, która chciała robić politykę w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Jak równa z równymi. Zaniedbując tym samym (świadomie) feminizm dla samego femiznizmu. Traktując go jako próbę wyproszenia kobiet z salonu (gdzie radzi się o sprawach naprawdę poważnych).
Dziennik Gazeta Prawna
Jedno zastrzeżenie. Ten komiks nie odpowiada na pytanie, czy Róża Luksemburg czuła się Polką. I czy prawdziwe jest kolportowane od lat przekonanie, że sama wygumkowała się z naszej historii, uważając sprawę robotniczą za nadrzędną wobec kwestii narodowej. Pragnących zbadać głębiej stosunek Luksemburg do kwestii polskiej odesłać trzeba do innych źródeł – choćby do wydanych dwa lata temu po polsku pism Róży Luksemburg (wydawnictwo Książka i Prasa) z przedmową Feliksa Tycha. Tu mamy ją jako postać formatu europejskiego, którą bez wątpienia była.
Kate Evans, „Czerwona Róża. Biografia Róży Luksemburg”, przeł. Krystian Szadkowski. Wydawnictwo Heterodox, Poznań 2020