Polska poezja nie byłaby tym samym, gdyby nie bezkompromisowe spojrzenie Herberta. Dokonywał nieustannego rozrachunku z rzeczywistością kształtowaną przez historię – i to z historią musi się często mierzyć podmiot liryczny w utworach Herberta.
To zderzenie widać już w debiutanckiej „Strunie światła”: „Nike ma ogromną ochotę/podejść/pocałować go w czoło/ale boi się/że on który nie zaznał/słodyczy pieszczot/poznawszy ją/mógłby uciekać jak inni” („Nike, która się waha”). „W drugim roku wojny/zabili pana od przyrody/łobuzy od historii” – przeczytamy w „Panu od przyrody” (z tomu „Hermes, pies i gwiazda”, 1957).
Dziennik Gazeta Prawna
Człowiek jakoś musi się do historii ustosunkować – i dla Herberta jest to wybór na wskroś moralny, o czym pisał w wierszach odbieranych jako manifesty opozycji demokratycznej. „Idź wyprostowany wśród tych co na kolanach/wśród odwróconych plecami i obalonych w proch”, czytamy w „Przesłaniu Pana Cogito” (z tomu „Pan Cogito”). „To wcale nie wymagało wielkiego charakteru/nasza odmowa niezgoda i upór/mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi/lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku”, pisze poeta w „Potędze smaku” („Raport z oblężonego miasta i inne wiersze”, 1983).
Sprowadzanie jego twórczości do zderzenia człowieka z historią byłoby jednak krzywdzące. Jest w niej bowiem także zachwyt światem. „Ciebie mała panienko z Antyli pamiętam chyba najlepiej”, deklaruje podmiot liryczny w wierszu „Przysięga” (z tomu „Rovigo”, 1992), składając solenną obietnicę, że „Nie zapomnę was nigdy panny damy – przelotne – nagle dojrzane w tłumie na schodach bazarze w labiryncie metra/z okien pojazdów”.