"Słowa tu na nic. Bo nawet w swoim nieprzebranym bogactwie zawsze się wymyka słowom, zawsze się wymyka opisom, zawsze się wymyka próbom jakiejkolwiek definicji, i tak będzie zawsze, to wielkie, wewnętrzne bogactwo Roberta, które znajdowało wyraz w nieprawdopodobnym procesie uzewnętrzniania tego wszystkiego, co nosił w sobie, czym żył" - mówił Lipiński podczas uroczystości na Wojskowych Powązkach.
"Wszystkie te rzeczy były jak iskry, jak promienie, które wystrzeliwują z ogniska (...). Wszystkie te iskry i promienie trafiały prosto do naszych serc, dlatego jest tylu ludzi, tak nieprzebrana ilość ludzi, dla których Robert był i zawsze będzie kimś bliskim, nawet jeśli go osobiście nie znali" - dodał.
Jak mówił, Robert Brylewski "tyle razy w przeszłości, w najprzeróżniejszych konfiguracjach, zawsze był katalizatorem tego, co się działo, a jego dotknięcie zawsze, gdy w czymkolwiek uczestniczył, "nadawało temu czemuś jedyny i niepowtarzalny kolor, który tak dobrze znamy i tak dobrze rozpoznajemy".
Lipiński zaznaczył, że nawet w dniu pogrzebu Brylewskiego nie można powiedzieć, że jest to ostatnie z nim spotkanie. "Te wszystkie wspaniałe rzeczy, które pozostawił jako artysta, one żyją, one żyć będą. To są te iskry i te promienie, które ciągle będą rozsiewane po świecie, które będą zapadać w następne serca. To się nigdy nie skończy, dlatego w tym przeraźliwie smutnym dniu pomyślmy przede wszystkim o tym, ile Roberta zostało" - podkreślił.
Robert Brylewski zmarł w nocy z 3 na 4 czerwca, po kilkutygodniowej śpiączce. Miał 57 lat.