Cichociemni byli żołnierzami Polskich Sił Zbrojnych. Podczas II wojny światowej byli desantowani do okupowanej Polski w celu prowadzenia partyzanckiej walki głównie z Wehrmachtem i jednostkami specjalnymi Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy oraz organizowania i szkolenia ruchu oporu w kraju. Od 15 lutego 1941 r. do 26 grudnia 1944 r. zorganizowano 82 loty. Spośród 316 Cichociemnych zginęło 112.
Dyrektor Muzeum Wojska Polskiego dr Adam Buława w rozmowie z PAP przypomniał, że Cichociemni żołnierze byli szkoleni na emigracji, w Wielkiej Brytanii, ale ich zdaniem była pomoc okupowanej ojczyźnie, "przeprowadzenie bardzo konkretnych misji, konkretnych zadań". Jak podkreślił, "szkoleni byli w różnych dziedzinach i można ich nazwać elitą polskiej dywersji i konspiracji antyhitlerowskiej".
Żołnierz zakwalifikowany do Cichociemnych przechodził szkolenia o bardzo zróżnicowanej charakterystyce. Na początek - jak tłumaczył dr Buława - były to ćwiczenia typowo fizyczne, ale także spadochronowe. "Kolejny to był tzw. kurs korzonkowy, coś co byśmy dziś nazwali survivalem. Na kilka dni kierowano delikwentów do lasu i kazano im przeżyć żywiąc się tak naprawdę owocami natury" - opowiadał Buława.
Żołnierzy uczono też tworzenie tzw. legendy - czyli tego jak wejść w fałszywą tożsamość stworzoną na potrzeby działania w konspiracji. "Żeby było jeszcze bardziej wiarygodnie, to przechodzili często wstępne przeszkolenie w tym zawodzie, w którym się deklarowali, że są specjalistami. Żeby nie było tak, że ktoś się podaje na przykład za drukarza i nie ma pojęcia o drukowaniu prasy" - wyjaśnił. Oprócz tego były szkolenia specjalistyczne np. minerskie, tworzenia fałszywych dokumentów czy sabotażu.
"Warto podkreślić, że w szeregi Cichociemnych zaciągali się żołnierze różnych rodzajów broni. To byli pancerniacy i ułani, i piechurzy, i kandydaci z lotnictwa" - zauważył dyrektor MWP. Z 2413 osób jak wiemy ostatecznie odnotowano 316 przedstawicieli Cichociemnych, którzy zostali zrzuceni do kraju. "Selekcja miała charakter raczej eliminujący tych, którzy mieli dobrą wolę, ale nie mieli predyspozycji" - podkreślił.
Adam Buława powiedział, że pierwsze zrzuty Cichociemnych na teren okupowanej przez Niemców Polski charakteryzowały się dużą niedokładnością. Miejsca zrzutu były na przykład źle oznaczane.
"Pierwszy ze zrzutów – planowano, że lądowanie nastąpi w okolicach Włoszczowy, a wylądowali w okolicach Cieszyna. Inny przypadek to jest kiedy zamiast na terenie Generalnego Gubernatorstwa muszą się przebijać bezpośrednio z terenów Rzeszy" - mówił. Historyk przekonywał jednak, że w późniejszym okresie doszło do wypracowania modelu współpracy z lokalnymi działaczami konspiracji.
Cichociemny po wylądowaniu w kraju trafiał pod opiekę tzw. ciotki. "Przedstawicielki podziemia, kobiety, które w pewnym sensie wdrażały przybyszy z Zachodu w realia okupowanej Polski. Chodziło o to, żeby pewnymi odruchowymi zachowaniami nie zdekonspirować się, aby strona niemiecka nie nabrała podejrzeń. Po takim przeszkoleniu zaczyna się kierowanie na przewidziane dla nich posterunki" - powiedział Buława.
"Cichociemni pełnili bardzo różne funkcje. Czy to w Kedywie, czy to w Wachlarzu, czy to w dywersji, czy to w propagandzie. Pełnili funkcje dowódców zgrupowań partyzanckich. Niektórzy - szerzej rozumiejąc pojęcie Cichociemnych – pełnili też funkcje polityczne, obejmowali funkcje nie tylko czysto wojskowe, ale ta ich misja rozpościerała się również na sferę zarządzania tajnym państwem podziemnym" - zapewniał historyk.
Rozmówca PAP powiedział, że wśród poległych Cichociemnych byli zarówno tacy, który zginęli walcząc np. w powstaniu warszawskim, jak i tacy, których krytyczna sytuacja zmusiła do zażycia trucizny. Byli też tacy, którzy trafili po wojnie w ręce UB. Z rąk komunistów straciło życie 9 Cichociemnych.
Dr Adam Buława tłumaczył że w okresie PRL bardzo długo starano się wymazać wspomnienie o Cichociemnych.
"Starano się to po prostu wymazać z kart historii, co się oczywiście nie udało. To byli najlepsi z najlepszych, można by też powiedzieć, że bez nich Polskie Państwo Podziemne zapewne nie osiągnęłoby takich efektów, jakie były jego udziałem" - ocenił.
10 października w Baniosze-Wsi niedaleko Warszawy odbędzie się uroczystość upamiętniająca zrzut Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej na placówkę "Kanapa". Na skraju lasu stanie kamień z tablicą poświęconą pamięci załogi samolotu Halifax JP–181C z 1586 eskadry RAF złożonej z polskich załóg oraz ekipie 4 Cichociemnych spadochroniarzy. W uroczystości będzie uczestniczył Aleksander Tarnawski - ostatni żyjący cichociemny.