PAP: Od soboty do czwartku w Zakopanem potrwają Zakopiańskie Prezentacje Artystyczne zatytułowane „Pępek Świata”. Czy miasto pod Giewontem nadal zasługuje na miano pępka świata, czy chcemy poprzez ten tytuł tylko przywrócić pamięć o międzywojennej bohemie artystycznej, która ściągała pod Tatry?
Andrzej Dziuk: Trochę się muszę wytłumaczyć z tego pomysłu. Nazwa Zakopiańskie Prezentacje Artystyczne „Pępek Świata” została użyta nieco w ironicznym znaczeniu. Jest to bezpośrednie odniesienie do książki Rafała Malczewskiego „Pępek świata: wspomnienia o Zakopanem”, czyli trochę satyrycznego, może groteskowego obrazu artystów, myślicieli, pisarzy okresu dwudziestolecia międzywojennego, mieszkających i związanych z Zakopanem. To jest jedno źródło inspiracji, ale jest też drugie, głębsze znaczenie, którego się bynajmniej nie wstydzę, a mianowicie starogreckie omfalos (grecki: omphalós – pępek). Jest to artefakt – kamienna rzeźba ze świątyni Apolla w Delfach, nazywana przez starożytnych Greków pępkiem świata.
PAP: Co mają greckie Delfy do Zakopanego?
A.Dz.: Tak naprawdę całe Delfy były nazywane pępkiem świata z całym swoim kompleksem świątyń, stadionem, sanktuarium z Pytią – Wyrocznią, która była istotą Delf. Tam peregrynowali ludzie prywatnie oraz władcy miast-państw, szukając z jednej strony rozstrzygnięcia swojego losu, jakiegoś pocieszenia, no i chcieli wiedzieć, co z nimi będzie, jak czytać swój los. Marzy mi się, żeby chociaż przez te kilka dni Zakopane stało się takim pępkiem świata - w rozumieniu miejsca, gdzie się peregrynuje po to, żeby podumać trochę nad sobą samym.
PAP: Czy taką świątynią delficką w naszych realiach mogą być Tatry?
A.Dz.: Tak. Delfy również były położone w górach, w związku z tym możemy powiedzieć, że to bezpośrednie przełożenie. Lokalizacja Zakopanego jest na krawędzi Polski, a dla Witkacego był to appendix, czyli wyrostek robaczkowy ślepej kiszki - takie miejsce, gdzie wszystko się zbiera, wszystko się miesza, ale też klaruje się pewna wizja przyszłości.
PAP: Tegoroczny temat przewodni wydarzenia to tożsamość współczesnego człowieka. Skąd pomysł na właśnie taki temat?
A.Dz.: Temat może trochę naiwny, ale jest to pytanie, które sobie zadajemy: kim, czym jest człowiek. Nie ukrywam, że inspiracją do tego tematu była książka Abrahama Joshue Heschela ( filozofa, rabina urodzonego w Warszawie). Odkrył on w sobie powołanie i zaczął angażować się w pomoc ludziom cierpiącym, upokorzonym. On właśnie zadaje pytanie kim, czym jest człowiek w kontekście filozoficznym. Oczywiście jak na rabina przystało wszystko to zmierzało do aspektu religijnego, ale bardzo ważne jest to, że – za Haschelem – mam takie poczucie, że w czasach, w których żyjemy, w świecie przemocy, terroru, w świecie, gdzie serio zaczyna mówić się o wojnie, pojawia się jakaś potrzeba czy wręcz konieczność, żeby podać jakąś definicję istnienia człowieka, żeby udowodnić, że istnieje człowiek. Trzeba sobie zadać pytanie, kim jestem i co to znaczy dzisiaj być człowiekiem, co znaczy być ludzkim.
PAP: Czy Zakopiańskie Prezentacje Artystyczne to wyłącznie spektakle teatralne?
A.Dz.: Zgodnie z naszym założeniem, to nie tylko spektakle – jest to raczej rodzaj dialogu, spotkania z ludźmi mądrymi – w tym roku spotkamy się z prof. Małgorzatą Grzegorzewską, dr Aleksandrą Przegalińską-Skierkowską, ks. Adamem Bonieckim, prof. Bogdanem de Barbaro oraz prof. Piotrem Nowakiem. Rozmowy te – mam nadzieję – zachęcą nas do tego, żeby to pytanie – kim jest człowiek, postawić sobie samemu i spróbować poddać je głębszej refleksji.
PAP: Czy możemy powiedzieć, że dla artystów, myślicieli Tatry mogą zostać na nowo odkryte, aby nie było to tylko miejsce, gdzie turyści idą owczym pędem?
A.Dz.: Wydarzenie celowo zaplanowaliśmy w takim terminie, kiedy już skończył się wakacyjny najazd na Zakopane i góry. Notabene, starożytne igrzyska delfickie, które były równie ważne jak igrzyska olimpijskie, również odbywały się w podobnym terminie. Chodziło nam o to, aby specjalnie przyjechać do Zakopanego, aby pooddychać Tatrami, aby odnaleźć swoje myśli i być bliżej samego siebie. Zaplanowaliśmy także wyprawę w Tatry z przewodnikiem.
PAP: Sercem wydarzenia będzie Teatr Witkacego, ale również w ramach wydarzenia odbędzie się ciekawa wystawa.
A.Dz.: Wystawa w Miejskiej Galerii Sztuki przy Krupówkach zatytułowana „Alfabet sztuki” koresponduje z naszym wydarzeniem i naszym myśleniem bezpośrednio. Pojawiają się na niej nazwiska wybitnych artystów jak Abakanowicz, Althamer, Baj, Bałka, Bereźnicki, Ciecierski, Cześnik. Wystawa jest jednym z elementów Zakopiańskich Prezentacji Artystycznych. Będzie także projekcja filmu „Human”, który jest niezwykle ważnym portretem człowieka – człowieka z różnych kontynentów, różnych wyznań, różnego koloru skóry, różnego wieku, różnych orientacji.
PAP: Jakie teatry, oprócz gospodarzy zakopiańskiej sceny, będziemy mogli podziwiać pod Tatrami?
A.Dz.: Gościnnie wystąpi u nas rosyjski Teatr Derevo z Drezna, teatr tańca z Londynu – Hagit Yakira Dance, Teatro Tatro ze słowackiej Nitry oraz warszawsko – białostocka grupa Malabar Hotel. Będzie też koncert zespołu Dikanda.
PAP: Na zakończenie będzie premiera w Pana reżyserii, czyli „Operetka” Witolda Gombrowicza.
A.Dz.: „Operetka” Gombrowicza stała się dla mnie bardzo ważna, właściwie ta sztuka przyszła do mnie wraz ze zmieniającym się czasem. To będzie bardzo ważne przedstawienie, nie tylko dlatego, że ostatnie podczas Zakopiańskich Prezentacji Artystycznych, ale ono także, wydaje mi się, wyraźnie współbrzmi z naszą dzisiejszą rzeczywistością.
PAP: Możemy bardziej pogłębić ten temat?
A.Dz.: W „Operetce” figurą jest strój - moda – historia, która nie ma twarzy. To trochę brzmi hasłowo, ale u Gombrowicza to jest artykułowane bardzo wyraziście, w bardzo określony sposób i określonej formie. Generalnie chodzi o wizję nowego człowieka. Anegdota polega na tym, że po balu jego uczestnicy zrzucą swoje przebrania i wówczas objawia nam się nowy model, nowa moda, nowy typ człowieka. Więc pytanie, jaki jest ten człowiek, jaki będzie ten człowiek przyszłości? Dla mnie osobiście jest też tam zawarta ważna rzecz, która bardzo mi współbrzmi z diagnozą Tomasza Manna, autora „Czarodziejskiej Góry”. Ta powieść kończy się wybuchem I Wojny Światowej. Hans Castorp - bohater tego dzieła mówi, że jest jakieś rozdrażnienie w społeczeństwie. Gombrowicz z kolei mówi o przesycie, przejedzeniu lub nawet mocniej – określa to jako niestrawność. Wydaje mi się to niezwykle sensowną diagnozę dzisiejszego czasu, kiedy to niewiele potrzeba, żebyśmy sobie skakali do oczu, kiedy nie ma argumentów, nie ma empatii, nie ma chęci wysłuchania drugiego człowieka. Są tylko racje jednej strony, albo drugiej strony i pretensje, ale nie ma nic pomiędzy, nie ma chęci porozumienia się. To nie dotyczy tylko naszego polskiego grajdołka, ale dotyczy to uniwersalnej sytuacji, tego co w ogóle dzieje się z człowiekiem na świecie, łatwości z jaką popadamy w agresję i z jaką skaczemy sobie do oczu. Poziom złości i nienawiści, jakiegoś przesytu, rozdrażnienia przekłada się również na relacje międzynarodowe. W tej chwili świat jest bliski nieszczęśliwego momentu, wystarczy jedynie pretekst. Naprawdę niewiele potrzeba, żebyśmy zniszczyli samych siebie.