PAP: "Wszystko jak chcesz. O miłości Jarosława Iwaszkiewicza i Jerzego Błeszyńskiego" to książka, która wprowadza czytelnika bardzo głęboko w prywatność wielkiego pisarza i jego kochanka. Tak głęboko, że można zadawać sobie pytanie, czy powinno się upubliczniać tak prywatne listy?
Anna Król, autorka opracowania: Zdaję sobie sprawę, że te listy mogą okazać się dla wielu osób kontrowersyjną lekturą. Często wydajemy sądy opierając się na pozorach, okładce i zasłyszanych opiniach. Uważam, że ta książka jest bardzo daleka od jakichkolwiek kontrowersji, skandalu, naruszania intymności bohaterów. Ta historia homoerotycznej miłości starzejącego się pisarza i młodego, ciężko chorego mężczyzny ma wymowę uniwersalną. Te listy układają się w opowieść o miłości we wszystkich jej odcieniach i wymiarach, od tych najbardziej radosnych, intymnych, przez namiętność, samotność, zazdrość, kłamstwa. W dodatku historia ostatniego wielkiego uczucia Iwaszkiewicza skończyła się tragicznie, jak klasyczna opowieść o miłości i śmierci.
PAP: Listy Iwaszkiewicza do Błeszyńskiego przez długi czas uchodziły za zaginione. Jak Pani do nich dotarła?
A.K.: To niezwykła historia, bo wiele spraw jest niejasnych, nie do końca wiemy, co się z nimi działo przez całe dekady. Po śmierci Jerzego Iwaszkiewicz zabrał je z mieszkania kochanka i do śmierci pisarza w 1980 roku były one przechowywane w domu na Stawisku. Z dzienników Iwaszkiewicza wynika, że wielokrotnie wracał on do tych listów, czytał je, dopisywał uwagi i notatki. Paczka z 252 listami prawdopodobnie trafiła po śmierci pisarza pod opiekę jego sekretarza Szymona Piotrowskiego. Dalej wiemy tylko, że potem listy do Jurka zniknęły ze Stawiska w niewyjaśnionych okolicznościach. Wiele lat później odnalazły się u jednego z warszawskich antykwariuszy, który sprzedał je znanemu kolekcjonerowi Tomaszowi Niewodniczańskiemu. Ten przed śmiercią całą swoją kolekcję przekazał w depozyt Zamku Królewskiego w Warszawie i tam te listy są przechowywane od 2009 roku.
PAP: W jednym z listów Iwaszkiewicz pisze nieco ironicznie do Jerzego, który jest w nieustających problemach finansowych, że za kilkanaście lat te listy będą wiele warte i że jeszcze i Jurek i jego dzieci będą dobrze żyli z ich sprzedaży. Ale czy Iwaszkiewicz naprawdę liczył się z faktem, że te listy - tak bardzo intymne i niekiedy pokazujące go w niezbyt korzystnym świetle - zostaną kiedyś upublicznione?
A.K.: Nie mam wątpliwości, że tak było. Iwaszkiewicz nie tylko zdawał sobie sprawę, że każda pamiątka po nim, każdy list kiedyś zostanie opublikowany, ale wręcz tego pragnął. Listy do Jurka Iwaszkiewicz wielokrotnie redagował, robił dopiski, dodawał wyjaśnienia. Pewnie częściowo robił to dla siebie, ale była to także praca redaktorska. Iwaszkiewicz miał poczucie, że te listy są ważne, także literacko.
PAP: Czy to znaczy, że świadomie, z myślą o publikacji kreował w nich siebie?
A.K.: To zbyt daleko idące przypuszczenie. Przecież te listy pierwotnie skierowane były do konkretnego, ukochanego człowieka. Wydaje mi się, że Iwaszkiewicz jest w nich bardzo autentyczny. Jeśli mamy do czynienia w tych listach z kreacją literacką, to jest ona dużo mniej intensywna niż w "Dziennikach". Listy do Błeszyńskiego są prawdziwe i dlatego tak poruszające.
PAP: W tej historii miłosnej Iwaszkiewicz jest stroną bardziej zaangażowaną, błagającą niekiedy o odwzajemnienie uczucia, zainteresowanie, spotkania, ale jest też stroną zdecydowanie silniejszą.
A.K.: Na pewno mamy do czynienia z sytuacją, gdy pomiędzy stronami romansu istnieje wielka nierówność. Jerzy Błeszyński to młody, niezamożny człowiek, obarczony rodziną i dwójką dzieci. W jego życiu panuje kompletny chaos - rozwodzi się z żoną, cała galeria kochanek i kochanków nie daje mu chwili spokoju, a śmiertelna choroba odbiera sens wszelkim staraniom, żeby sobie życie uporządkować. Jerzy ma zaawansowaną gruźlicę i dobrze wie, że niewiele czasu mu pozostało. Sposób, w jaki korzysta z tego czasu tylko przyspiesza tragiczny finał - Jerzy szaleje na motorze, zarywa noce na pijaństwach, ucieka z kolejnych sanatoriów. Iwaszkiewicz - dojrzały, dobrze sytuowany pisarz, mający pieniądze, uporządkowane życie rodzinne, szacunek otoczenia, pozycję społeczną jest dla Jurka oparciem - utrzymuje nie tylko jego samego, ale także jego rodzinę, daje pieniądze na wyjazdy, ubrania, knajpy, mieszkanie...
PAP: W listach można śledzić proces jak Iwaszkiewicz zawłaszcza po trochu całe życie Jurka - jego życie rodzinne, miłosne, zawodowe. Usiłuje zawrzeć znajomość z każdym, kto Jurkowi jest bliski, z zazdrosną pasją tropi każde kłamstwo, każdą wymówkę, którymi Jerzy usiłuje chronić resztki swojej prywatności, sekrety, do których przecież ma prawo każdy człowiek. Pod koniec ciężko chory Jerzy jest od Iwaszkiewicza całkowicie zależny.
A.K.: Tak właśnie zapewne było. Ale trzeba pamiętać, że znamy tylko jedną stronę tej opowieści. Zachowały się listy Iwaszkiewicza i ani jednego listu Jurka do niego. Myślę, że one również zostały komuś przekazane, można podejrzewać, że była to rodzina Błeszyńskiego, może kiedyś jeszcze się odnajdą. Z listów Jarosława i jego dzienników wiemy, że Jerzy pisywał rzadziej, krócej, mniej emocjonalnie. Jerzy walczył o swoją niezależność, kłamał, uciekał i próbował zachować choć część swojego życia tylko dla siebie. Z drugiej strony Jerzy doskonale wiedział, że Iwaszkiewicz jest jedyną osobą na świecie, która chce i jest w stanie mu pomagać.
PAP: Oni obaj usiłowali się odnaleźć w tym wzajemnym osaczeniu, bo przecież od pewnego momentu Iwaszkiewicz też nie mógł się wycofać z opieki nad umierającym przyjacielem. Z listów wynika, że ta miłość dała mu wiele szczęścia, ale też ogromne przykrości.
A.K.: Iwaszkiewicz doskonale się orientował, że Jerzy go oszukuje. Widział samego siebie, jako emanację takiego literackiego archetypu starego, bogatego kochanka, z którego wszyscy drwią. Symboliczne są jego podpisy pod listami takie jak "Balon" czy "Foka". Widać, że często czuł się przez Jurka wykorzystywany i trzeba przyznać, że miał do tego powody. To prawda, że Iwaszkiewicz od pewnego momentu też był w sytuacji przymusowej. Stał się dla umierającego człowieka jedyną osobą, która pomaga, daje pieniądze na utrzymanie, próbuje mitygować szaleństwa. W pomaganie Jerzemu zaangażowana była cała rodzina Iwaszkiewiczów - żona pisarza, domownicy, nawet kierowca samochodu. Powstała wielopiętrowa konstrukcja wzajemnych zależności, prawdziwy węzeł gordyjski. Żadna ze stron nie mogła się wycofać, wszystko zmierzało do tragicznego finału - śmierci Jerzego.
PAP: O Jerzym wiele osób mówiło, że był "piękny jak archanioł". W książce nie ma jednak jego zdjęć.
A.K. Podobnie jak listy od Błeszyńskiego także jego fotografie - których, jak wynika z "Dzienników" Iwaszkiewicza było niemało - zniknęły ze Stawiska. Nie wiadomo, co się z nimi stało. Znany tylko jedno zdjęcie Jerzego, to fotografia, która została użyta w pośmiertnym wspomnieniu o nim. Zwykłe zdjęcie, takie jak do dokumentów. Nie zdecydowałam się na jego publikację, zrezygnowałam też z fotografii Iwaszkiewicza. Skoro nie zachowały się ich wspólne zdjęcia, to zostawmy pole dla wyobraźni czytelników.
PAP: Listy Iwaszkiewicza do Błeszyńskiego nie były dotąd znane, ale ta miłość od dawna obecna jest w polskiej literaturze.
A.K.: Historia Jerzego Błeszyńskiego została bardzo dokładnie przedstawiona w opowiadaniu "Wzlot". Także sztuka "Wesele pana Balzaka" jest o ich miłości, Iwaszkiewicz przyznaje, że zawarł w niej całe frazy z ich rozmów, miedzy innymi powiedzenie "wszystko, jak chcesz", które stało się tytułem tej książki. Pierwszy wypowiedział te słowa Jerzy, ale odzwierciedlały chyba bardziej stosunek Iwaszkiewicza do kochanka. Z miłością do Jurka związane są też opowiadania "Tatarak" i "Kochankowie z Marony" - obydwa sfilmowane. I oczywiście sporo wierszy.
PAP: Oparła się pani reporterskiej pokusie, żeby dotrzeć do rodziny Jerzego, zebrać więcej informacji o nim. Bardzo możliwe, że jego dzieci - Piotr i Ewa - jeszcze żyją, może ma wnuki.
A.K.: Nie do końca się oparłam, mój pierwszy odruch był właśnie taki. Ale doszłam do wniosku, że ta historia ma już zakończenie - ostatnie listy Iwaszkiewicza, pisane już po śmierci Jurka. I że to jest właśnie najlepszy finał tej opowieści o miłości i śmierci.
Książka "Wszystko jak chcesz. O miłości Jarosława Iwaszkiewicza i Jerzego Błeszyńskiego" ukaże się 16 marca nakładem Oficyny Wydawniczej Wilk i Król. (PAP)
Rozmawiała Agata Szwedowicz