ROZRYWKA | Rekord goni rekord: miliard biletów sprzedanych w krajach Unii w 2016 r. W Polsce rezultat dekady padł dzięki „Pitbullowi”
W dobie popularności serwisów wideo na życzenie i kanałów filmowych tłumy w salach kinowych powinny maleć. A dzieje się odwrotnie. Kino od kilku lat przeżywa renesans. Nie tylko w Polsce, ale w całej Europie. Dowodem jest najnowszy raport European Audiovisual Observatory, instytucji, która bada sektor audiowizualny w Europie. Wynika z niego, że w zeszłym roku w krajach Unii sprzedano 994 mln biletów, o 16 mln więcej niż w 2015 r. Takich wyników branża filmowa nie notowała od 2004 r., kiedy ruszył monitoring. Po uzupełnieniu unijnych statystyk o dane z pozostałych krajów naszego kontynentu, które nie należą do UE, okazuje się, że sprzedaż skoczyła do 1,27 mld biletów. Dla Norwegii to był najlepszy rok od 40 lat, w Gruzji liczba sprzedanych biletów uległa niemal podwojeniu.
Trend wzrostowy był widoczny w większości krajów. W porównaniu z 2015 r. tłoczniej było w kinach 19 spośród 24 unijnych państw, z których zebrano dane. Największe wzrosty w Czechach, gdzie sprzedaż biletów skoczyła rok do roku o 20,6 proc.), na Słowacji (23,4 proc.), w Polsce (16,6 proc.). U nas w zeszłym roku padł rekord dekady – prawie 52 mln biletów, o 7 mln więcej niż w roku poprzednim i aż o 11 mln więcej niż w 2014 r.
W pięciu krajach zanotowano spadki. Chodzi między innymi o Wielką Brytanię i Niemcy, które są kolejno drugim i trzecim po Francji, największymi pod względem liczby sprzedawanych biletów, rynkami w Europie.
– Kiedy analizujemy dane w poszczególnych krajach, potwierdza się teza, że o sukcesie zdecydowały lokalne produkcje. We Włoszech było to „Quo vadis”, w Hiszpanii „Monster Calls”, a w Polsce „Pitbull. Nowe porządki”, „Pitbull. Niebezpieczne kobiety” oraz „Planeta Singli”. Na rynkach niemieckojęzycznych nie było w 2016 r., w przeciwieństwie do 2015 r., produkcji lokalnych cieszących się dużą popularnością – stąd spadek frekwencji o kilkanaście procent rok do roku – mówi Tomasz Jagiełło, prezes sieci kin Helios.
Jeśli chodzi o udział lokalnej produkcji w kinowych przychodach, numerem jeden jest Francja. Zyski ze sprzedaży ponad jednej trzeciej biletów trafiały m.in. do kieszeni tamtejszych twórców i dystrybutorów. W Polsce udział rodzimych produkcji jest niższy, ale wzrósł w ubiegłym roku do 25 proc. Według danych Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej polskie obrazy wybrało prawie 13 mln widzów. Aż pięć polskich filmów zostało obejrzanych ponad milion razy.
Dominacja filmowych hitów z hollywoodzkich wytwórni filmowych już nie jest tak wyraźna, jak dawniej. W 2015 r. aż trzy amerykańskie filmy: „Gwiezdne wojny. Przebudzenie mocy”, „Minionki” oraz nowe przygody Jamesa Bonda („Spectre”) przekroczyły na naszym kontynencie pułap 38 mln sprzedanych biletów. Ale już w 2016 r. żaden z amerykańskich blockbusterów, nawet „Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów”, który był najbardziej kasowym filmem ubiegłego roku, nie przekroczył 30 mln sprzedanych biletów.
W 2016 r. oferta filmowa studiów Hollywood opierała się na trzech filarach. Pierwszym z nich były kontynuacje starych sprawdzonych formatów („Star Wars”, „Bridget Jones”), drugim – filmy oparte na komiksach („Deadpool”, „Legion samobójców”), a trzecim – duże produkcje dla dzieci (kolejna część „Epoki lodowcowej”, „Zwierzogród”, „Angry Birds” czy „Sekretne życie zwierzaków”).
– Kiedy patrzymy na zapowiedzi kinowe na 2017 r., możliwe wydaje się utrzymanie poziomu sprzedaży biletów z 2016 r. – mówi Jagiełło. Jego zdaniem o ostatecznym poziomie frekwencji na polskim rynku zadecydują rodzime produkcje filmowe. Sukcesy frekwencyjne filmów „Po prostu przyjaźń” czy „Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej” są obiecujące, choć ostatecznie o wynikach całego rynku zadecydują tytuły wprowadzane do kin jesienią.
Skąd ten renesans kina? – Po pierwszej fali zachłyśnięcia się potężnymi możliwościami internetu ludzie zaczęli tęsknić do rytuału, jakim jest wyjście do kina i możliwość spotkania drugiego człowieka w realu. Obejrzenie filmu w domu, na laptopie czy smartfonie to nie to samo. Poza tym europejskie kina to dziś atrakcyjne miejsca spotkań – mówi Jakub Duszyński, dyrektor Gutek Film. Jego zdaniem wiele osób boi się współczesnej rzeczywistości. – A kino zawsze było kapitalnym sposobem na ucieczkę od tego, co na ulicach i w świecie, eskapistyczną rozrywką. To się nie zmieni. To nadal będzie miejsce, gdzie można odreagować napięcia szarej codzienności.
Kinga Dołęga-Lesińska, prezes KinAds, zwraca też uwagę, że rekord to pokłosie coraz większej liczby kin, także niezależnych i coraz bardziej urozmaiconego repertuaru. – Kino jest miejscem wytchnienia, wspólne wyjście na film to sposób na spędzanie wolnego czasu. Kino to również miejsce, w którym zacieśniamy więzi z dziećmi, z rodziną, znajomymi, drugą połówką. Wiele osób po latach przerwy wraca do kina – to dla nas nowa grupa docelowa. Pomagają w tym sprofilowane wydarzenia i projekty: kino dla kobiet, poranki dla dzieci, kino seniora – dodaje Dołęga-Lesińska.