Wyobraźnia Roalda Dahla połączona z reżyserskim talentem Stevena Spielberga – to musiało się udać
Dziennik Gazeta Prawna
Olbrzymy zasadniczo są złe. Już ich imiona – Kościołup, Bebechołyk, Mięchospust i inne w podobnej manierze – o tym świadczą. Ludzie są ich ulubioną potrawą. Ale jeden z olbrzymów jest wyjątkowy: BFG, Bardzo Fajny Gigant, w ludzinie nie gustuje, woli warzywa. To poczciwina, obdarzony twarzą Marka Rylance’a, a w polskiej wersji językowej (bardzo udanej) głosem Pawła Wawrzeckiego. Podobnie jak inne olbrzymy mówi bajecznie poprzekręcanym językiem („Dokładnie wiem, jakie słowa chcę wypowiedzieć, ale tak czy inaczej wychodzi mi jakaś popaplana ględolina”). Jego niezwykła przyjaźń z dziesięcioletnią sierotką Sophie może okazać się pierwszym krokiem, by uwolnić ludzkość od krwiożerczych potworów. Choć nie obejdzie się bez ochoczej pomocy angielskiej królowej.
Pierwsza połowa „BFG”, wyprawa do Krainy Olbrzymów, jest baśniowa, hipnotyczna, lecz momentami cokolwiek monotonna. Druga to już czysta farsa, w której magia ustępuje slapstickowym żartom. Steven Spielberg prowadzi jednak swoją opowieść tak pewną ręką, że nawet żarty o puszczaniu gazów, a raczej świszczybąków, podczas królewskiego śniadania mają nieodparty wdzięk. W końcu „Świszczybączenie to oznaka radości!”. Na marginesie drobna uwaga: polska lista dialogowa filmu powstała na podstawie najnowszego, trzeciego już przekładu książki autorstwa Katarzyny Szczepańskiej-Kowalczuk; wielbiciele Dahla nie powinni się więc zdziwić, jeśli nie rozpoznają od razu niektórych imion i olbrzymich neologizmów.

Trwa ładowanie wpisu

„BFG” był ulubioną książką Dahla, a Spielberg – także dzięki scenariuszowi zmarłej w ubiegłym roku Melissy Mathison – na szczęście jej nie zepsuł. Ocalił to, co w prozie brytyjskiego pisarza najpiękniejsze: niepowtarzalną miksturę błazenady i powagi, groteski i refleksji na temat spraw fundamentalnych: przyjaźni, zaufania, odwagi, poświęcenia, wiary we własne siły. To tematy, które wracają we wszystkich filmach amerykańskiego reżysera, odnalazł je także w powieści, o której ekranizację starał się blisko 25 lat. „BFG” ma wszystko, co Spielberga zawsze fascynowało w kinie: bogatą, nieograniczoną wyobraźnię, magię, tajemnicę. A być może w tytułowym bohaterze reżyser zobaczył samego siebie – wszak przyjacielski olbrzym jest sennodmuchem, wdmuchuje ludziom do głów sny, czasem straszne i smutne, czasem piękne. Czymże innym jest kino?
BFG: Bardzo Fajny Gigant | USA 2016 | reżyseria: Steven Spielberg | dystrybucja: Monolith | czas: 117 min | w kinach od 1 lipca