Kolejny sezon Teatr Współczesny rozpoczął spektaklem, który z pewnością zadowoli stałych bywalców tej sceny i przyciągnie miłośników dobrej komedii. „Taniec albatrosa” Geralda Sibleyrasa spełnia wymogi takowej: dowcipne i niepozbawione sensu dialogi, dobrze skrojone postaci i sytuacje, osadzone w realiach znanych większości, co powoduje, że „z samych siebie się śmiejemy”.
Taniec albatrosa, fot. Magda Hueckel / Media

„Taniec albatrosa” pojawia się tuż po tym, jak cieszący się ogromną popularnością „Napis” tego samego autora, po 251 spektaklach zszedł z afisza Współczesnego. Nowa propozycja Geralda Sibleyrasa, znanego jako posiadacza ostrego pióra nie zawodzi i bawi widzów, choć śmiech tu czasem gorzki.

Autor, jak przystało na wnikliwego obserwatora rzeczywistości, trafia w „10” jeśli chodzi o socjologiczno-psychologiczne obserwacje. Wykpiwa obraz świata kreowanego przez kolorowe pisemka, wytyka uwikłanie w stereotypy i demaskuje ogromną samotność współczesnego człowieka, do której nikt nie chce się przyznać. Bo choć „Taniec albatrosa” to typowa bulwarówka, to nie ogranicza się ona jedynie do zabawnych gagów.

Tym razem bohaterami sztuki Sibleyrasa są ludzie, którzy doświadczają kryzysu wieku średniego. Tierry (Andrzej Zieliński) wiąże się z młodszą o 30 lat Judytą (Edyta Ostojak); jego siostra Françoise (Agnieszka Pilaszewska ) po zdradzie męża, chce się z nim rozwieść i rozpocząć nowe, bogatsze emocjonalnie życie. Jest też Gilles (Leon Charewicz ), który od lat żyje w platonicznym związku, a wiedzę o świecie czerpie z kolorowych pisemek.

Całą trójkę łączy „smuga cienia”, w którą wchodzą. Niechętnie oczywiście. Niedawny mucho Tierry nie godząc się z upływem czasu, szuka potwierdzenia swej męskości i młodości u boku młodej partnerki; Françoise i Gilles też próbują walczyć, ale choć wszyscy szermują deklaracjami o potrzebie działania i wolności, to za plecami czai się zwyczajna i dotkliwa samotność. Gillesa opuściła żona, Françoise zdradził mąż, a Tierry zaczyna dostrzegać, że urocza Judyta należy jednak do innego świata. Jak to się dzieje, że albatrosy łączą się w pary na całe życie, a ludziom coraz częściej ta umiejętność nie jest dana - pyta autor sztuki.

Sibleyras zbudował oryginalne, wyraziste postaci. Na scenie najlepiej radzi sobie Tierry w wykonaniu Andrzeja Zielińskiego. Trzeba jednak powiedzieć, że dla tego aktora, ta rola to „bułka z masłem”. Pozostałym brakuje "pazura", który przecież nie raz demonstrowali w innych sztukach tego typu. W niektórych fragmentach dramaturgia "siada", jakby zabrakło ręki reżysera, Macieja Englerta. Niedosyt pozostawia też rola Judyty, a raczej niepełne wykorzystanie umiejętności młodej i zdolnej Edyty Ostojak. Ostojak to jedna z najlepiej zapowiadających się aktorek ostatnich lat, sądząc po jej debiucie w "Korzeńcu" Remigiusza Brzyka w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu.

Czy "Taniec albatrosa" będzie repertuarowym hitem Współczesnego? Sądząc z żywiołowej reakcji widzów - tak. Komedia bulwarowa nie musi tchnąć intelektualną pustką, a o to Sibleyras z pewnością zadbał.

„Taniec albatrosa” - Gérald Sibleyras
Przekład - Jolanta Domagalska
Reżyseria - Maciej Englert
Scenografia - Marcin Stajewski
Występują: Andrzej Zieliński, Agnieszka Pilaszewska, Leon Charewicz, Edyta Ostojak/Sylwia Boroń
Teatr Współczesny w Warszawie