Scott Snyder raz jeszcze daje upust swojej ambicji mitotwórczej, ubarwiając amerykański folklor opowieścią grozy, niepozbawioną tęsknoty za światem, który dawno przeminął. Nieprzypadkowo „Severed: Pożeracza marzeń” osadzono w przededniu pierwszej wojny. Czasy Dzikiego Zachodu otoczyła już mgiełka legend, lecz pionierski duch nie opuścił jeszcze przyszłych pokoleń. Snyder – z rysownikiem debiutantem Scottem Tuftem u boku – snuje opowieść o Ameryce niezuniformizowanej. Miejscu, gdzie jeszcze czuć kowbojskie tchnienie, rozległym kraju z białymi plamami na mapie, w którym dwunastoletni Jack Garron może uciec z domu, wskoczyć do pierwszego lepszego pociągu i boleśnie zderzyć się z rzeczywistością. Chłopak nosi w sercu wyidealizowany obraz ojca – skrzypka, który zostawił go zaraz po narodzinach i ruszył w trasę. Po latach, uzbrojony w listy od odnalezionego nagle rodzica, porzuca opiekuńcze matczyne ramiona na rzecz przygody, usiłując dostać się na południe kraju, gdzie ma nadzieję odnaleźć niefrasobliwego muzyka. Snyder przełamuje budowany przez siebie świat względnej beztroski stopniowo, aby uderzyć nagle wprowadzeniem postaci seryjnego mordercy, kanibala, który wędruje przez Amerykę. Jack spotka jednak na swojej drodze nie tylko upiornego starucha, ale i przyjaźń, pozna całą gamę nieznanych wcześniej sobie uczuć.
„Severed: Pożeracz marzeń” to w rzeczy samej opowieść o dorastaniu ubrana w kostium horroru. Groza jest tutaj należycie sugestywna, lecz unurzano ją w przewidywalnej konwencjonalności, najlepsze momenty komiksu powiązane są zaś z wątkami obyczajowymi; horror zaczyna nawet tutaj nieco ciążyć. Fabularnie album Snydera i Tufta nie ma tak naprawdę zbyt wiele do zaoferowania, to historia zaskakująco prosta, może niedostatecznie rozwinięta, pomimo słusznej objętości tomu. Scenarzyści niewątpliwie chcieli się skupić na psychologicznej stronie postaci, lecz plany te spełzły na niczym, bo mamy do czynienia z typami dla gatunku charakterystycznymi i, koniec końców, „Severed: Pożeracz marzeń” rozczarowuje banalnością. Komiks nadrabia nieco w sferze graficznej, kompozycja stron jest niekiedy pomysłowa – twarz mordercy często dzielona jest ramką, aby podkreślić jego dwulicowość – czuć jednak ciasnotę kadru. Rysownik komiksowy Jeff Lemire pisze we wstępie do albumu, że horrorów nigdy nie lubił, ale za „Severed: Pożeraczem marzeń” szaleje. Może tutaj tkwi klucz do sukcesu tego komiksu, który w Stanach Zjednoczonych został przyjęty entuzjastycznie?
severed: Pożeracz marzeń | scenariusz: Scott Snyder, ilustracje: Scott Tuft | przeł. Tomasz Sidorkiewicz | Mucha Comics 2014 | Recenzja: Bartosz Czartoryski | Ocena: 3 / 6