Ileż to już było opowieści o poszukiwaniu własnego ja, próbie łagodnego wejścia w ostry zakręt życia, mozolnym wydostawaniu się ze swoistego limbo codzienności. A jednak „Portugalia” Cyrila Pedrosy – autora znakomitego, wydanego przed paroma laty także i u nas albumu „Trzy cienie” – wyłamuje się ze schematu, choć streszczenie historii zamkniętej na ćwierci tysiąca stron może wydać się następną kalką kserokopii

I może faktycznie po trochu tak też i z tą fabułą jest, jednak talentu Pedrosy, pozwalającego mu na snucie lirycznej narracji bez popadania w kuszący banał, nie wolno niedoceniać. Historia dotyczy zmagającego się z brakiem weny twórczej autora komiksów i miejscami zazębia się z życiorysem samego autora, który podkreśla, że nie jest to opowieść autobiograficzna, o czym łatwo zapomnieć podczas lektury. „Portugalia” sprawia bowiem wrażenie albumu osobistego, wręcz pamiętnika czy dziennika podróżnego, lecz cóż, dowodzi to jedynie artystycznego kunsztu Pedrosy. Simona Muchata poznajemy w chwili depresyjnego zwątpienia – nie wierzy już ani w siebie, ani w swoją pracę, ani w dziewczynę, ani w sens pakowania się w kredyt mieszkaniowy na dwadzieścia parę lat. Brak satysfakcji wynikający z nieznośnej powtarzalności każdego dnia wprowadza go w stan chronicznego zobojętnienia. Zaproszenie na niewielką imprezę komiksową do Portugalii będzie dla niego okazją do powrotu do źródeł; to właśnie stamtąd jego dziadek wyjechał do Francji za chlebem i nigdy już nie obejrzał się za siebie. Podróż ta stanie się, a jakże, metaforą dojrzewania, wyprawą Simona w celu odnalezienia zwyczajnego spokoju ducha czy, jak napisano już pewnie we wszystkich innych recenzjach „Portugalii”, własnego miejsca w świecie.

Portugalia | scenariusz i ilustracje: Cyril Pedrosa | Timof i cisi wspólnicy 2013 | Recenzja: Bartosz Czartoryski | Ocena: 4 / 6