Nikulin o starciu dwóch totalitaryzmów, które pochłonęło życie kilkudziesięciu milionów ludzi, pisze emocjonalnie, ale z dziwnym spokojem człowieka niemogącego uwierzyć, że przetrwał. Ów ton sprawia, że "Sołdat" to książka jeszcze bardziej wstrząsająca.

Wojenną wyobraźnię mojego pokolenia, wychowanego w późnym PRL-u, kształtowali „Czterej pancerni i pies” oraz sowieckie kino batalistyczne, czyli ckliwy militarystyczny kicz. Wydaje mi się, że współcześnie dzieci nie bawią się już w wojnę. My się bawiliśmy. Nikt nie chciał być Niemcem, Niemców się losowało. Gdybyśmy cokolwiek wiedzieli na ten temat, wolelibyśmy być Niemcami niż Grigorijem. Nadarza się okazja, by spojrzeć na wydarzenia na froncie wschodnim II wojny światowej z właściwej perspektywy – jako na przerażającą rzeź. Nikołaj Nikulin przeszedł cały szlak bojowy, od Leningradu do Berlina, ocalał cudem, a w latach 70., w ramach autoterapii, spisał do szuflady swoje wspomnienia.

Ukazały się w Rosji dopiero w 2007 r. i przyjęto je tam zapewne obojętnym wzruszeniem ramion, ponieważ ani trochę nie pasują do imperialnej narracji epoki putinowskiej. Sowiecka myśl taktyczna w czasie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej obejmowała w zasadzie jeden tylko istotny element – tzw. rozpoznanie bojem. Za kolejnymi falami żołnierzy posyłanych na śmierć maszerowali faceci gotowi strzelać im w plecy w razie odwrotu. Pola bitwy nie były po prostu usiane trupami – trupy formowały tam kilkumetrowe pagórki i wały. Po przekroczeniu granic ZSRR wojna ojczyźniana przekształciła się zaś w wojnę grabieżczą. Nikulin o starciu dwóch totalitaryzmów, które pochłonęło życie kilkudziesięciu milionów ludzi, pisze emocjonalnie, ale z dziwnym spokojem człowieka niemogącego uwierzyć, że przetrwał. Ów ton sprawia, że jest to książka jeszcze bardziej wstrząsająca.

Sołdat | Nikołaj Nikulin | przeł. Agnieszka Knyt | PWN i Karta 2013 | Recenzja: Piotr Kofta | Ocena: 5 / 6