Trwają igrzyska. Śledzi Pani wyniki polskich olimpijczyków?
Niestety nie. Generalnie nie oglądam telewizji, więc i olimpiady nie śledzę. Ale od czasu do czasu docierają do mnie informacje - choćby dlatego, że mój mąż ogląda telewizję. Kilka dni temu dowiedziałam się na przykład, że wśród polskich olimpijczyków jest dziewczyna bez dłoni, Natalia Partyka. Wystartowała na olimpiadzie dla sprawnych sportowców - i słusznie. Brak dłoni w niczym jej nie przeszkadza. Poczułam solidarność z tą dziewczyną, podobnie jest przecież z moimi występami na scenie. To, że poruszam się na wózku, nie przeszkadza mi śpiewać i tworzyć. Takich wzorów nam potrzeba, dlatego bez względu na wyniki mocno kibicuję pani Natalii.
Po 6 latach milczenia wydała Pani płytę "Ocalona". To historia Pani życia i tego, co się w nim zmieniło po poważnym wypadku samochodowym, w którym Pani uczestniczyła?
Na pewno to duży fragment mojej historii z ostatnich lat. Podnoszenia się po tamtym zdarzeniu i powrotu do życia, aktywności, do czegoś co przede mną. Po wypadku na jakiś czas się zatrzymałam - teraz znów chcę działać. Kiedy zaakceptowałam sytuację, w jakiej się znalazłam, przyszedł czas na nowy rozdział i na płytę, która ten rozdział opisuje.
Pamięta Pani najtrudniejsze momenty w tej drodze?
To były etapy. Pierwszym był chyba ten, gdy powstała pierwsza piosenka, "Nowa rodzę się". Wtedy pierwszy raz przełamałam się, żeby coś napisać, zaśpiewać i nagrać. Potem było pierwsze wyjście na scenę i w ogóle wyjście z domu do ludzi. Później pierwszy pobyt w telewizji, na festiwalu - to były moje koszmary. Gdy sobie wyobrażałam jakiś czas temu, że pojawię się w telewizji czy na scenie w Opolu, to cierpła mi skóra. Teraz wspominam to ze śmiechem. Wtedy wielkim stresem było dla mnie wyjście do sklepu - a co dopiero na festiwalową scenę.
Jakieś koszmary jeszcze pozostały?
Hmn Pewnie są jeszcze takie sprawy, ale doszłam do takiego stanu, że większość rzeczy staram się akceptować. Towarzyszy mi świadomość, że wszystko przemija i nie warto tracić czasu na rozpamiętywanie i ciągłe łapanie kolejnych rzeczy - byle więcej i byle szybciej. Jesteśmy niedoskonali i chyba najbardziej nas ogranicza dążenie do doskonałości, kolejne wymagania, które sobie stawiamy. Staram się nie być dla siebie zbyt surowa, nie wymagać zbyt wiele. Nawet jeśli czuję, że coś jest do poprawienia, że mam słabszy okres i nie wychodzi tak, jak powinno, to zamiast gonić i za wszelką cenę naprawiać, mówię sobie: bez przesady, dam sobie chwilę na słabość. Nauczyłam się nie być łapczywa wobec życia i mieć do niego dystans. Nie szukam w sobie rzeczy do naprawiania, nie katuję się ciągłym dążeniem do perfekcji.
Musze zadać babskie pytanie: na okładce Pani płyty, w otoczeniu ciepłych barw, widać szczęśliwą kobietę, która mówi: jestem ocalona. A na jej palcach są pierścionek i obrączka. Świadomie zostały na tej okładce pokazane jako symbol ocalenia?
Faktycznie są tam (śmiech). Ale to przypadek(...). Z pewnością okładka i cała płyta miały być ciepłe. Nie przywiązuję wagi do symboli. Nie lubię ich szukać i nazywać, więc i na swojej płycie sama ich nie zamieszczałam. Mam takie podejście, że jeśli widzę coś, co można uznać za znak, to powtarzam sobie - oddając górę rozumowi - że to tylko przypadek. Wracając do obrączki - tę płytę tworzyłam razem z moim mężem, Jakubem Raczyńskim. Zaczęliśmy jeszcze zanim zostaliśmy małżeństwem. Nie ma go fizycznie na okładce, a jednak - poprzez obrączkę - jest. To dobrze, bo płyta jest naszym wspólnym dziełem.