Jessie Ware, Rita Ora i Emma Hewitt – jeszcze nie znacie tych wokalistek? Lada moment to się zmieni.

Najbardziej okazałym punktem niedzielnej ceremonii zamknięcia igrzysk olimpijskich w Londynie było „A Symphony of British Music”. To krótka, choć de facto trwająca niemal dwie godziny historia muzyki z Wysp. Madness, Pet Shop Boys, Fatboy Slim, George Michael, Kaiser Chiefs, Muse, Annie Lennox, muzycy The Who, Pink Floyd, Genesis, Queen – to tylko niektóre z gwiazd. Wśród nich doskonale poradzili sobie zeszłoroczna debiutantka Jessie J oraz Emeli Sandé, która pierwszy album wydała zaledwie w lutym tego roku. To pokazuje, że brytyjski rynek muzyczny wciąż rodzi nowe twarze, godnych następców. Takie ceremonie londyńczycy mogliby organizować co roku, bo nowe zdolne wokalistki pojawiają się tam częściej niż nowe żony u boku Michała Wiśniewskiego. Właśnie ukazał się debiutancki album Jessie Ware. Za moment swoje pierwsze płyty wydadzą Rita Ora i Emma Hewitt. Każda z nich prezentuje inny gatunek, każda doskonale wygląda, dobrze śpiewa i będzie o nich głośno dłużej niż przez jeden sezon.

Film

Jessie Ware mogli poznać ci, którzy pojawili się na tegorocznym festiwalu Open’er. Brytyjka zaprezentowała tam materiał z albumu „Devotion”. Ware pokazuje na nim, że gwiazdy nieoczywistego popu z naleciałościami innych gatunków w stylu Palomy Faith, Florence Welch czy Sade mają swoją następczynię. Piękna Jessie czaruje melancholijną mieszanką soulu, elektroniki, r’n’b. Wszystko podaje w przystępnym, popowym, ale nie prostackim i wtórnym sosie. Sama mówi, że chciałaby być gwiazdą pop w starym stylu, jak Annie Lennox albo wspomniana Sade. Wydaje się, że ma na to duże szanse. „Devotion” Ware zaprezentuje na żywo 16 listopada w Warszawie w klubie 1500m2 i dzień później w Poznaniu w klubie SQ.

Film

Zupełnie inny materiał znajdzie się na debiutanckim albumie Rity Ora. Pochodząca z Kosowa, a mieszkająca w Londynie wokalistka w singlach („How Do We (Party)” oraz „R. I. P. (feat. Tinie Tempah)” pokazała hip-hop, r’n’b, elektronikę i swój ostry rap, którymi podbije niejeden klub. Zresztą w Wielkiej Brytanii już to zrobiła. Na albumie gościnnie pojawili się will. i. am oraz J. Cole.

Film

Lada dzień na sklepowych półkach pojawi się też debiut Emmy Hewitt. Karierę zaczynała w zespole rockowym Missing Hours, ale bardzo szybko pochłonęły ją klubowe dźwięki. Efekt fascynacji i współpracy z Lee Grovesem, który wcześniej pracował chociażby z Gwen Stefani i Depeche Mode, znalazł się na płycie „Burn The Sky Down”. Ambient, chillout i pop spod ręki, a raczej głosu, Hewitt to wciągająca mieszanka. Wypada tylko pozazdrościć podwładnym Elżbiety II urodzaju pięknych, dobrze śpiewających pań.