„Embracism” to solowy debiut Kirina J. Callinana. Muzyka mogliśmy już wcześniej poznać m.in. w projekcie Mercy Arms.

Na tym krążku nie daje łatwej porcji melodyjnych dźwięków. To raczej koktajl, który mógłby stworzyć Trent Reznor z Nine Inch Nails, gdyby chciał coverować Nicka Cave’a albo Depeche Mode. Mrok, niepokój, różnorodność, bezkompromisowość – to wszystko jest na „Embracism”. Kirin potrafi tu przyspieszyć niemal w technoklimacie (z wokalem à la Tom Waits), ale też być subtelny w balladzie „Landslide”, w której czaruje niskim głosem.

Australijczyk równie histeryczny, co hipnotyczny jest na okładce i na koncertach. Wszystko wygląda jak wyjęte z kabaretowego punka. Albo odrzucicie go w czeluść płyt nie do zrozumienia, albo będziecie chłonęli i ciągle odkrywali nowe zakamarki dźwięków.

Kirin J. Callinan | Embracism | Terrible/ Sonic | Recenzja: Wojciech Przylipiak | Ocena: 4 / 6