Powstała ponad 20 lat temu w mieście, w którego okolicach miał działać Robin Hood, czyli Nottingham, kapela Tindersticks wydała swoją dziesiątą płytę.

Fani zespołu po nazwach piosenek od razu skojarzą, że nie jest to premierowy materiał. Trudno go też jednak nazwać typową składanką „the best of”. Zarejestrowany w legendarnym studiu Abbey Road materiał to nowe wersje wydanych już wcześniej numerów Tindersticks oraz dwie piosenki z solowej płyty wokalisty Stuarta A. Staplesa z 2005 roku „Lucky Day Recordings 03-04”. Numery Tindersticks pochodzą m.in. z ich trzeciego krążka „Tindersticks” oraz „Simple Pleasure” z końca lat 90. Wyszła intymna, emocjonalna płyta idealna na deszczowe, jesienne wieczory.

Doskonale słucha się tego na słuchawkach, brzmienie jest dopieszczone i wciągające, przestrzenne. Melancholia miesza się tu z hipnotycznym transem i gitarami w stylu indie i smyczkami. „Nagrywanie tych piosenek na nowo nie było próbą naprawienia dawnych pomyłek czy niedoskonałości, a raczej pokazaniem obecnej siły” – zdradził klawiszowiec David Boulter. To ciekawe podsumowanie ich kariery i dobry prognostyk na najbliższą trasę koncertową. Niemal jednocześnie zespół wydał ścieżkę dźwiękową do filmu Claire Denis „Les Salauds”.

Tindersticks | Across Six Leap Years | Sonic | Recenzja: Wojciech Przylipiak | Ocena: 4 / 6