Black Keys już nie tylko zachwycają melodyjnymi refrenami i garażowymi gitarami. Teraz potrafią czarować nawet klimatyczną balladą z organami retro i niespotykanie wysokim wokalem („Waiting on Words”) oraz niemal dyskotekowo-funkową zabawą („10 Lovers”).

Wydłużyli i rozbudowali swoje numery, ale nie przestali przy tym czarować rockiem retro. The Black Keys wydali właśnie nowy krążek. Pod koniec 2011 roku jeden z członków The Black Keys Dan Auerbach zwierzył się magazynowi „Rolling Stone”, że ich złotą zasadą są słowa Toma Petty’ego: „Nie zanudzaj nas, przejdź do refrenu”. Narzekał też, że wcale jeszcze nie osiągnęli wielkiego sukcesu, bo nie znaleźli się na okładce „Rolling Stone”.

Zmieniło się to już po dwóch miesiącach. Na okładce styczniowego magazynu widnieje właśnie The Black Keys, a w środku znalazł się kilkustronicowy tekst o sensacji ostatnich miesięcy. To wynik sukcesu ich siódmego krążka „El Camino” wydanego pod koniec 2011 roku. Wypełnili go przebojową mieszanką klasycznie brzmiącego garażowego rocka i bluesa. Płyta pokryła się platyną w kilkunastu krajach, zebrała doskonałe recenzje i przyniosła grupie kilka nagród Grammy. To największy sukces The Black Keys, ale już ich o rok wcześniejszy krążek „Brothers” narobił sporo zamieszania. Karierę zaczęli z kolei już ponad 10 lat wcześniej i pozostanie już zapewne zagadką, dlaczego wcześniej nie zyskali sławy porównywanej z The White Stripes, na którą na pewno zasłużyli już po pierwszych dwóch krążkach. Ta przyszła jednak na dobre w 2011 roku i wszystko wskazuje na to, że dzięki ich ósmemu krążkowi „Turn Blue” będzie trwała nadal. Co prawda nie do końca zespół kieruje się tu wspomnianą zasadą Petty’ego, ale muzycznie wciąż mocno wbija w fotel.

Swój najnowszy materiał The Black Keys rozbudowali w sposób do tej pory nieznany. Numery są tu najdłuższe w ich karierze, przy tym mocno zróżnicowane i w niespotykanym do tej pory na taką skalę w ich graniu melancholijnym klimacie. Tak jak przy poprzednich krążkach pracowali tu z producentem Dangerem Mouse’em i wydaje się, że współpracownik Becka, Cee Lo Greena, Gorillaz, U2, Jacka White’a i Norah Jones odcisnął na „Turn Blue” wyjątkowo mocne piętno. Sporo jest na nim charakterystycznych dla Mouse’a przestrzeni, klawiszy, psychodelii i różnorodności. Black Keys już nie tylko zachwycają melodyjnymi refrenami i garażowymi gitarami. Teraz potrafią czarować nawet klimatyczną balladą z organami retro i niespotykanie wysokim wokalem („Waiting on Words”) oraz niemal dyskotekowo-funkową zabawą („10 Lovers”). Na szczęście nie zapomnieli też, jak używać gitar w stylu przypominającym chociażby dokonania Lynyrd Skynyrd. The Black Keys zagrają na najbliższym Open’erze i wszystko wskazuje na to, że będzie to porywający występ.

The Black Keys | Turn Blue | Warner Music | Recenzja: Wojciech Przylipiak | Ocena: 4 / 6