W sumie murowany przebój wiosny dla starych postpunkowców, a McCulloch i jego koledzy po ostatnich fonograficznych wpadkach mogą wreszcie spojrzeć w przyszłość jasnym okiem.

ROCK| „Meteoryty” (na okładce meteoryt Zagami – kawałek Marsa, który spadł w Nigerii w 1962 r.) śmiało mógłby być kolejnym solowym krążkiem Iana McCullocha, bo sam wszystko napisał i skomponował (Will Sergeant dołożył swoją gitarę dopiero w studio). Płyta ukazała się jednak pod nazwą Echo & The Bunnymen i można odnieść wrażenie, że Bunnymeni nie nagrali równie przebojowego materiału od czasu „Ocean Rain” 30 lat temu. Nie ma tu może hitów, które łatwością, z jaką wpadają w ucho, dorównywałyby pamiętnemu „Killing Moon” (ze wspomnianej płyty), ale „Holly Moses”, „Is This a Breakdown?” czy „Burn it Down” mogą namieszać na listach przebojów. Na uwagę zasługuje też „Lovers on the Run”. W sumie murowany przebój wiosny dla starych postpunkowców, a McCulloch i jego koledzy po ostatnich fonograficznych wpadkach mogą wreszcie spojrzeć w przyszłość jasnym okiem.

echo & The Bunnymen | Meteorites | Caroline | Recenzja: Hubert Musiał | Ocena: 4 / 6