Założyciel i główny kompozytor Depeche Mode Martin Gore nagrał solowy album. Inny od tego, co prezentował wcześniej zarówno solo, jak i z DM. Nam zdradził, czy ma momenty załamania twórczego i skąd pomysł na instrumentalną płytę
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
Richie Hawtin połączony z Vangelisem, Vangelis zestawiony z Apex Twin albo „jak dźwięki z francuskiego czarno-białego filmu, którego akcja toczy się w Alpach późną jesienią” – to niektóre komentarze twoich fanów na stronie Soundcloud, po tym jak opublikowałeś na niej pierwszą solową piosenkę „Europa Hymn”. Zdaje się, że fani nie za bardzo jeszcze wiedzą, jak zareagować na twój nowy materiał. Jest zupełnie inny od poprzedniego, także od nagrań Depeche Mode.
Nie planowałem tej płyty ani jej brzmienia. Pomysł zrodził się przypadkowo jeszcze podczas pracy nad ostatnim krążkiem Depeche Mode „Delta Machine”. Z sesji tej płyty zostało mi kilka niewykorzystanych partii muzycznych, pomysłów, zarysów melodii. Nie zostały użyte, bo mieliśmy nadmiar materiału, m.in. dlatego że Dave Gahan też był odpowiedzialny za nowe melodie. Nie wiedziałem, co zrobić z moimi pomysłami, ale jeden z moich przyjaciół rzucił wtedy: może zrobisz płytę instrumentalną. Szczerze mówiąc, nie myślałem o tym wcześniej, ale od kiedy ten pomysł został wyartykułowany, zaczął mi się coraz bardziej podobać. Kiedy tylko wróciłem z trasy promującej „Delta Machine”, wylądowałem w swoim studiu i odświeżyłem niewykorzystane tematy. Postanowiłem sprawdzić, gdzie mnie zaprowadzą. Dodawałem kolejne dźwięki. Proces okazał się szybki i bardzo przyjemny. Niektóre kawałki, jak „Elk”, w finalnej wersji były bardzo podobne do tego, co zostało odrzucone z „Delta Machine”. Inne zmieniły się diametralnie. Kiedy byłem mniej więcej w połowie „MG” i powracałem do już stworzonych kompozycji, odkryłem w nich nutę filmową, niczym z kina science fiction. Ten klimat mnie pochłonął, postanowiłem więc pójść za nim do końca solowego materiału.
Z tego, co słychać na „MG”, interesuje cię klimat raczej bliższy mrocznym kompozycjom Vangelisa z „Łowcy androidów”, a nie na przykład pompatycznym „Gwiezdnym wojnom”.
To prawda, wolę mroczne kino SF w stylu „Łowcy androidów” czy „Pamięci absolutnej”. A soundtrack Vangelisa jest absolutnym klasykiem. Szczerze mówiąc, nie sądzę jednak, by „MG” było aż tak mroczne. Wiem, że wiele osób, które ze mną rozmawiają, dziwi się, dlaczego piszę niemal wyłącznie mroczne piosenki, bo wcale nie mam takiej natury. Nie planuję mroku w swoich piosenkach. Może to wina akordów, które wybieram.
Nie miałeś propozycji napisania soundtracku?
Zawsze chciałem napisać coś filmowego, ale jakoś nigdy nie zgrały się propozycje z wolnym czasem od działań z Depeche Mode. Może kiedyś jednak do tego dojdzie.
Filmowy klimat „MG” stworzyłeś bez słów. Czy pisząc kompozycje na ten album, czułeś mniejszą presję, odpowiedzialność inną niż ta, która towarzyszyła ci pisaniu muzyki, ale też tekstów na płyty Depeche Mode?
W pewnym sensie był to dla mnie prostszy proces, bo muzyka przychodzi mi do głowy łatwiej niż słowa. Więc to zdjęło ze mnie pewną presję. Kiedy piszesz piosenkę, najważniejsze są na początku słowa, potem wokal, linia melodyczna. One stanowią ogromną część kompozycji i musisz w niej znaleźć dla nich miejsce, przestrzeń. Kiedy się jednak ich pozbędziesz, musisz przecież jakoś wypełnić tę pustkę. Więc z drugiej strony nie było łatwo bez tych pomocy stworzyć interesującą przestrzeń, krajobraz, który działałby na wyobraźnię. Nie wyobrażałem sobie jednak, żeby dołożyć do „MG” słowa. Po prostu nie byłyby tu mile widziane. Zresztą podobnie jak dźwięki gitary. Poza tym to przecież nie jest pierwszy raz, kiedy napisałem instrumentalne piosenki. Powstawały one już na różnych etapach kariery Depeche Mode.
Nie tylko sam napisałeś wszystkie numery, ale odpowiadasz też za stronę wizualną „MG”.
Szczerze mówiąc, byłem zaskoczony, gdy zobaczyłem na okładce, że jestem autorem projektu. W mojej wytwórni Mute wiele o nim rozmawialiśmy, o koncepcie. Idea była taka, żeby to był krążek wyróżniający się wizualnie, ale nie przepychem czy powalającymi rozwiązaniami graficznymi. Zależało nam raczej, żeby prezentował się niezależnie, dość surowo, analogowo. Żeby oddawał ducha muzyki.
Instrumenty też były zapewne analogowe?
Głównie pracowałem na syntezatorze modularnym w systemie eurorack. Sprzęt jest nowy, choć nie jest tak, że aktualizuję go, jak tylko wychodzi coś nowego. Rynek tych modułów jest tak duży, że praktycznie co tydzień ukazują się nowości, więc nawet gdybym chciał, nie jestem w stanie być na bieżąco. Używałem też syntezatorów z lat 70., które mam w studiu.
Kiedy jesteś w studiu, masz momenty twórczej niemocy?
W studiu jestem niemal codziennie i zdarza się, że czas w nim spędzony jest bezproduktywny. Chociaż raczej nie jest tak, że nic nie tworzę. Bywa za to, że pracuję nad czymś powiedzmy dwa tygodnie i dopiero wtedy stwierdzam, że tak naprawdę to mi się przecież nie podoba. Wyrzucam więc numer i siadam do innego.
Pisząc kompozycję „Europa Hymn”, myślałeś o stworzeniu uniwersalnej piosenki oddającej klimat kontynentu, może jakoś nawiązującej do hymnu Europy, czyli „Ody do radości” Beethovena. A może nie podoba ci się ten wybór hymnu?
Nie chcę nic zabierać Beethovenowi i nie mam nic przeciwko tej kompozycji. Myślę tylko, że może ten hymn jest zbyt wesoły wobec sytuacji współczesnej Europy. Jeśli chodzi o mój „Europa Hymn”, to znakomicie odebrał moje wyobrażenie o piosence fan przytoczony przez ciebie na początku. Wizualizując ten numer, wyobrażałem sobie podróż samochodem w zwolnionym tempie przez Europę, jej przeróżne rejony. Jeżeli komuś też ukazał się taki obraz, to znaczy, że ma podobną wyobraźnię. To doskonały odbiór. W ogóle bardzo mnie cieszą pozytywne reakcje, które jak dotąd spływają do mnie przy „MG”. To dobry znak, szczególnie że dotyczą albumu instrumentalnego.
Jest szansa na klubową trasę z „MG”?
Cieszę się, że wypuściłem z siebie ten album i pokazuję go światu. Czekam na każdą reakcję i jestem ich ciekaw, ale nie potrafię sobie wyobrazić grania tego materiału na żywo. Myślę, że byłby mało ekscytujący. Poza tym odkąd „MG” opuścił studio, wydaje mi się już zakończonym procesem.
Nagrywałeś krążek w studiu w Santa Barbara. Podobno niedaleko grywasz kilka razy w tygodniu w piłkę, której jesteś wielkim fanem.
Nie, to już nieaktualne. Nie grałem w piłkę ponad rok. Teraz poświęciłem się bieganiu. To lepiej wpływa na mój umysł niż futbol. Skupiam się, myślę, odprężam głowę. Daję sobie odpocząć od muzyki, nie słucham jej podczas biegania.
Czy koledzy z Depeche Mode, Dave Gahan i Andrew Fletcher, słyszeli już „MG”, zdradzili ci, co o niej myślą?
Zdaje się, że jeszcze jej nie słyszeli, szczerze mówiąc, nie wiem. Mam jednak nadzieję, że nie przestaną odbierać ode mnie telefonów i jeszcze wejdziemy wspólnie do studia.