Putin bez wątpienia jest autokratą, takim, jakim byli koronowani władcy. Co więcej, zdaniem wielu wręcz doprowadził do wskrzeszenia feudalnych zależności z epoki carów - mówi PAP Iwona Kienzler, autorka książki "Rosyjscy tyrani. Od Iwana Groźnego do Władimira Putina".
Polska Agencja Prasowa: Z czego - pani zdaniem - może wynikać skręcanie współczesnej Rosji w stronę autokracji?
Iwona Kienzler: Ja posunęłabym się wręcz do stwierdzenia, że reżim Putina to autokracja, która wyraźnie skręca w stronę totalitaryzmu. Zdaniem wielu współczesnych historyków przyczyn takiego stanu rzeczy należy szukać właśnie w historii tego kraju, a przede wszystkim w sposobie sprawowania władzy przez carów.
Paradoksalnie komunistyczny totalitaryzm rozwinął się w dwóch państwach, w których despotyzm miał długie tradycje: w Chinach i Rosji. Jeżeli prześledzimy ich historię, to okaże się, że zarówno w Państwie Środka we władaniu cesarzy, jak i w Imperium Rosyjskim więzienie dysydentów, a nawet krwawe rozprawianie się z nimi podobnie jak usilne kontrolowanie poczynań, a nawet poglądów poddanych - było normą. Francuska uczona, profesor filozofii politycznej, a zarazem dyrektorka Ośrodka Studiów Europejskich na Uniwersytecie Marne-la-Vallée w Paryżu, Chantal Delsol, uważa wręcz, iż "obecnie totalitaryzm nowego typu rodzi się właśnie w tych dwóch krajach – w których, jak naiwnie nam się wydawało, po upadku komunizmu w sposób naturalny miała rozkwitnąć demokracja". Jak widać, były to płonne nadzieje, a Rosja wbrew temu, na co wskazywałyby poczynania Gorbaczowa, nie zmieniła się w liberalną demokrację.
Putin bez wątpienia jest autokratą, takim jakim byli koronowani władcy. Co więcej, zdaniem wielu wręcz doprowadził do wskrzeszenia feudalnych zależności z epoki carów. Podległy mu rząd usiłuje, przynajmniej teoretycznie, odgórnie reformować społeczeństwo, ale korzyści z tego mogą czerpać wyłącznie ludzie sprawujący władzę bądź związani z nią. Paradoksalnie taka polityka przynosi korzyści rządzącym, bo rozbudza w społeczeństwie pragnienie ładu i silnej władzy, władzy, która przywróci Rosji jej mocarstwową wielkość, utraconą po rozpadzie ZSRR.
W jaki sposób Putin czerpie z dziedzictwa carów?
Putin po mistrzowsku żongluje historią. Jako były oficer KGB nader chętnie odwołuje się do Stalina. Generalissimus w oficjalnej propagandzie Kremla jawi się jako wielki wódz i genialny strateg, któremu, niemal w pojedynkę, udało się pokonać III Rzeszę i faszyzm. O jego zbrodniach przeciwko własnemu narodowi w ogóle się nie wspomina, podobnie jak o krwawych poczynaniach Feliksa Dzierżyńskiego, wielkiego idola rosyjskiego prezydenta. Tymczasem on nawiązuje równie często do carów, którzy stworzyli potęgę Rosji, przede wszystkim Piotra I Wielkiego i Iwana Groźnego, ale także do Aleksandra III.
To oczywiście głęboko przemyślane działanie. Poczynania wspomnianych władców, zwłaszcza dwóch pierwszych z wymienionych, są doskonałym przykładem osadzonego w świadomości rosyjskiej, jak również w rosyjskiej tradycji i historiografii, przekonania o wyjątkowości Rosji i jej szczególnej misji dziejowej. Jak nauczali prawosławni duchowni, Moskwa przejęła schedę po Bizancjum, stając się w ten sposób "drugim Rzymem" i strażnikiem prawdziwej wiary. Co więcej, owo przekonanie jest niejako uświęcone przez tamtejszą Cerkiew, stąd też ostentacyjna religijność Putina i jego sojusz z hierarchami rosyjskiego Kościoła. Pamiętajmy, że Cerkiew wręcz sakralizowała carską władzę, a rosyjscy władcy mieli prawo do ingerencji w wewnętrzne sprawy Kościoła. Rzecz nie do pomyślenia w Kościele rzymsko-katolickim.
Zdaniem rosyjskich historyków, Michaiła Krasnowa i Ilji Szablińskiego, Rosja tak długo żyła w warunkach władzy absolutnej, że dla narodu ważniejsza stała się kwestia, kto włada państwem aniżeli w jaki sposób państwo jest rządzone. Stąd też niejako historycznie osadzone w świadomości i tradycji rosyjskiej przywiązanie do osoby silnego, mądrego i wręcz nieomylnego władcy. Swoje zrobiła też wielowiekowa zależność od państwa mongolskiego, które przecież stworzyło praktyczne wzorce budowy imperium. Złota Orda była istną mozaiką ras, języków i nawet religii, którą spajało jedno: posłuszeństwo wobec chana. Trudno się zatem dziwić, że moskiewscy władcy z sukcesem wprowadzili ten model we własnym państwie. Od innych państw carską Rosję odróżniał też negatywny stosunek do stanowionego prawa, które postrzegano jako spis przykazań wymyślonych przez człowieka, często w sprzeczności z wolą boską.
W jakim sposób opisywani przez panią carowie "stworzyli" Putina?
Jak trafnie zauważył ukraiński pisarz, Serhij Żadan, "To nie Putin stworzył dzisiejszą Rosję – to Rosja stworzyła Putina. Był jej potrzebny". Rosjanie, a przynajmniej ich zdecydowana większość, tęsknią do mocarstwowej roli, jaką Rosja odgrywała za carów, a nawet za czasów ZSRS i którą pierestrojka oraz Jelcyn im odebrali. Dla tej wielkości są w stanie znieść wiele, nawet niedostatek i brak wolności. Iwan Groźny był despotą i tyranem, który miał ręce zbroczone krwią wielu ofiar, ale poddani wspominali go jako władcę surowego, ale sprawiedliwego. Bo namaszczony przez Boga władca powinien być surowy i wzbudzać respekt poddanych. Pamiętajmy, że do upadku Dymitra Samozwańca, wyniesionego na tron przy wielkim współudziale Rzeczypospolitej, przyczyniła się jego łagodność. Car, który zamiast, jak czynił to jego rzekomy ojciec Iwan Groźny, zakopywać swoich wrogów żywcem w ziemi albo chociaż wbijać na pal, skazywał ich tylko na wygnanie, nie budził szacunku, lecz pogardę wśród poddanych. A Putin wpisuje się w wizerunek srogiego, aczkolwiek sprawiedliwego władcy, który nie pobłaża wrogom.
Jaką drogę przeszedł Putin i jaką w tym rolę odegrała historia carów oraz samodzierżawia?
Zapewne nikt nie spodziewał się, że ten niewysoki, niepozorny człowieczek, który zastąpił Jelcyna, zmieni się przez lata w dyktatora, który nie odda raz zdobytej władzy. I nikt nawet nie przypuszczał, że za sprawą Putina świat nie tylko wróci do zimnowojennej retoryki, ale wręcz stanie na skraju ogólnoświatowego konfliktu. A już zupełnie nie spodziewano się, że praktycznie wskrzesi samodzierżawie, oczywiście nie jest to samodzierżawie carskie, ale przystosowane do realiów współczesnych.
Putin jest wprawdzie autokratą, ale jego władza jest legitymowana przez proces wyborów. Teoretycznie w Rosji istnieje trójpodział władzy, ale pełni on dość osobliwą rolę – maskuje dominację prezydenta i jego otoczenia nad procesami decyzyjnymi władzy. Zresztą zapoczątkował to jeszcze Jelcyn, który wprawdzie działał w granicach prawa, ale wyłącznie do momentu, kiedy prawo zaczęło zagrażać jego pozycji. Jeżeli jakaś ustawa przyjęta przez parlament mu nie odpowiadała, po prostu jej nie podpisywał, bez wahania wydawał dekrety stojące w jawnej sprzeczności z konstytucją i negował dekrety sądu konstytucyjnego. I jeszcze niczym udzielny władca namaścił swojego następcę – Władimira Putina. Funkcjonujące w państwie procedury demokratyczne mają zatem wyłącznie legitymizować władzę.
Putin jest jednak nieodrodnym dzieckiem sowieckiej nomenklatury, dlatego, w bardziej lub mniej świadomy sposób, odtwarza jej realia. A jednocześnie sięga po wzorce i tradycje carskich poprzedników. Jego zaprzysiężenie na trzecią kadencję zostało zorganizowane z przepychem godnym koronowanych władców.
Z którego z rosyjskich carów Putin czerpie najwięcej?
W tym przypadku numerem jeden jest Piotr I Wielki, obok Stalina i Dzierżyńskiego, największy polityczny idol Putina. Nietrudno zauważyć też pewne inspiracje Katarzyną Wielką, widoczne zwłaszcza w kwestii narodu ukraińskiego. Przecież to cesarzowa pierwsza w swoich pismach i dekretach przedstawiała Słowian wschodnich, a więc Białorusinów i Ukraińców, których miliony znalazły się w granicach Rosji po zaborach, jako członków ruskiego plemienia. W jej oczach byli zatem Rosjanami. Po przeszło dwustu latach w jej ślady poszedł Putin, głosząc, iż Ukraińcy nie są odrębną nacją, ale stanowią nieodłączną część, jak to ujęła imperatorowa, "trójjedynego narodu ruskiego". Z kolei dokonując agresji na Ukrainę, poszedł w ślady Mikołaja I, który wywołując wojnę z Turcją, przybrał maskę obrońcy chrześcijan. Rosyjski dyktator natomiast usprawiedliwiając napaść na Ukrainę, mówił o zagrażających Rosji i całemu światu "faszystach i banderowcach".
Historycy mówiąc o Putinie, czasami porównują go do Pawła I, władcy, który początkowo był liberałem, by przedzierżgnąć się w despotę. Pamiętajmy jednak, że car w młodości miał bardzo liberalne poglądy, ale wieści o rewolucji francuskiej i straceniu Ludwika XVI wstrząsnęły nim tak bardzo, że zmienił swoje poglądy o 180 stopni. Tymczasem Putin liberałem nigdy nie był, tylko zachodni politycy uparcie ubierali tego byłego aparatczyka w szaty demokraty.
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
Książka Iwony Kienzler "Rosyjscy tyrani. Od Iwana Groźnego do Władimira Putina" ukazuje się nakładem wydawnictwa Lira.