Duże kontrowersje wzbudził wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie wydany w sprawie naruszenia dóbr osobistych, jakiego mieli dopuścić się profesorowie Barbara Engelking i Jan Grabowski w przygotowanej przez nich publikacji pt. „Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski”. Z definitywną oceną wyroku należy oczywiście zaczekać do chwili ewentualnego upublicznienia jego uzasadnienia, ale już w tym momencie można stwierdzić, że jego podstawowa teza (znana z mediów), że historycy ponoszą odpowiedzialność za brak zachowania odpowiedniego stopnia staranności w prowadzonych przez nich badaniach, nie powinna być uznawana za zaskoczenie.
Spory historyczne nie powinny być rozstrzygane na salach sądowych
Profesorowie Barbara Engelking oraz Jan Grabowski zostali (nieprawomocnie) zobowiązani m.in. do przeproszenia bratanicy Pana Edwarda Malinowskiego za to, że postawili mu zarzuty dotyczące jego działalności w okresie niemieckiej okupacji, które stawiają go w złym świetle. W ocenie Sądu Okręgowego, autorzy publikacji, formułując tezy dotyczące Edwarda Malinowskiego nie zachowali odpowiedniego stopnia staranności i rzetelności. Wyrok ten spotkał się ze stanowczymi protestami (o których informowały media) wielu środowisk i organizacji, z których część dotyczyła samej możliwości przypisania historykom odpowiedzialności za treść opracowań naukowych ich autorstwa. James Grossman, prezes Amerykańskiego Towarzystwa Historycznego, generalnie zanegował możliwość rozstrzygania sporów historycznych na salach sądowych, co należy rozumieć w ten sposób, że ta kategoria spraw w ogóle nie powinna być przedmiotem postępowań sądowych.
Nihil novi
Choć oczywiście wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie może budzić kontrowersje (o czym niżej), to jednak jego podstawowa teza, zgodnie z którą historyk może ponosić odpowiedzialność za sformułowane przez niego tezy historyczne (jeśli naruszają one dobra osobiste) nie jest nowa. Oczywistym jest (co potwierdzają wyroki wielu sądów, nie tylko polskich lecz również Europejskiego Trybunału Praw Człowieka), że sądy powszechne nie są powołane do rozstrzygania sporów dotyczących przebiegu określonych zdarzeń historycznych. Innymi słowy, sąd nie powinien stwierdzać kategorycznie, czy konkretny fakt miał miejsce czy też nie. Zadaniem sądu rozpatrującego sprawę o naruszenie dobra osobistego jest jednak sprawdzenie, czy opisanie przez historyka określonego zdarzenia historycznego było poprzedzone odpowiednio starannymi badaniami dostępnych materiałów (dokumentów, wypowiedzi, innych źródeł). Innymi słowy, zainteresowanie sądu powinno skupić się nie tylko na tym, co napisał historyk, lecz także na tym, w jaki sposób wypracował on takie wnioski (jest to zatem ocena źródeł, którymi posłużył się historyk i rzetelności ich analizy). Brak staranności w tym zakresie powoduje, że historyk może zostać zobowiązany przez Sąd do tego, aby np.: przeprosił za swoje słowa lub wyeliminował określone twierdzenia z kolejnych wydań swojego opracowania.
O wyroku dotyczącym książki „Dalej jest noc” będzie można dyskutować po upublicznieniu jego pisemnych motywów. Warto rozważyć, czy sformułowane w tej konkretnej sprawie przez Sąd Okręgowy w Warszawie wymagania dotyczące stopnia staranności naukowców zajmujących się historią są prawidłowe, czy sąd nadał im zbyt rygorystyczną postać. Można również zastanowić się, czy prawidłowe było rozstrzygnięcie sądu w tym zakresie, w jakim uznał, iż w tej sprawie doszło do naruszenia dobra osobistego, ale w całości oddalił żądanie zapłaty zadośćuczynienia. W świetle aktualnie obowiązujących przepisów prawa oraz orzecznictwa sądowego trudno jednak przyjąć, aby historykom przysługiwał swego rodzaju „immunitet” (wyłączenie z podległości sądownictwu) w zakresie ich pracy zawodowej. Omówiona zasada stanowi z pewnością aspekt, który każdy historyk powinien wziąć pod uwagę przed opublikowaniem przygotowanych przez siebie opracowań.