Porządny powieściowy detektyw musi mieć problemy: rozwód za sobą, problemy z dorastającymi dziećmi, lekkiego kaca i olbrzymią niechęć do wykonywanej pracy. W "Ulubionych rzeczach" Brytyjskiej pisarce S.J. Bolton udało się skutecznie ten schemat przełamać.

Lacey Flint, bohaterka „Ulubionych rzeczy”, jest jeszcze przed trzydziestką, lubi ostro imprezować, ale także jest oddaną swojej robocie policjantką. Ma jednak za sobą mroczną przeszłość, która zaczyna wychodzić na jaw, gdy w Londynie pojawia się zabójca kopiujący zbrodnie Kuby Rozpruwacza. Tyle że jego ofiarami padają nie prostytutki, lecz kobiety z klasy średniej. A na dodatek wszystko wskazuje na to, że coś łączy zamordowane z Lacey. Zbrodniarz bawi się z policją w kotka i myszkę, Flint – przez część kolegów podejrzewana o współudział w przestępstwach –musi go złapać pierwsza, by na jaw nie wyszła nieprzyjemna prawda o jej młodości.

Solidnie napisany i skonstruowany thriller – nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś szybko pokusił się o jego ekranizację. S.J. Bolton umiejętnie dawkuje napięcie, buduje ciekawe charaktery (nawet jeśli przetwarza zużyte popularne klisze), potrafi niemal do samego końca utrzymać tajemnice swoich bohaterów. Niestety sam finał jest rozczarowujący – spiętrzenie sekretów i zagadek wydaje się wręcz absurdalne, a rozwiązania rodem z telewizyjnych tasiemców do solidnej skądinąd powieści po prostu nie pasują. Ale „Ulubione rzeczy” zwiastują początek udanej serii – druga powieść o Lacey Flint, „Dead Scared” ukaże się wkrótce.

Ulubione rzeczy | Loren Estleman | S.J.Bolton | przeł. Agnieszka Kabala | Amber 2012 | Recenzja: Jakub Demiańczk | Ocena: 4 / 6