Film "W drodze" Waltera Sallesa zrobił ruchowi bitnikowskiemu tę samą krzywdę, którą „Wszystko, co kocham” Jacka Borcucha wyrządziło polskiemu punkowi.

Ekranowa wersja „W drodze” niemiłosiernie spłyca opisywany przez siebie kulturowy fenomen, a jego współtwórców poddaje daleko posuniętej infantylizacji. W filmie Sallesa pozornie gorliwi buntownicy przypominają dzieciaki z dobrych domów, które wymknęły się rodzicom na popołudniową wycieczkę. Porażka brazylijskiego reżysera boli tym bardziej, że trudno było wyobrazić sobie lepszego kandydata do zaadaptowania powieści Kerouaca. Właściwie cała dotychczasowa kariera Sallesa przypominała pokonywanie kolejnych etapów na drodze do artystycznego opus magnum. Zarówno „Obca ziemia”, jak i „Dworzec nadziei”, a przede wszystkim „Dzienniki motocyklowe” stanowiły dla reżysera poligon doświadczalny, na którym wypróbowywał kolejne rozwiązania przybliżające go do stworzenia idealnego filmu drogi. W tym ostatnim przypadku Salles był już bardzo bliski celu. Opowieść o inicjacyjnej podróży przez Amerykę Południową odbytej przez młodego Che doskonale łączyła atmosferę beztroskiej przygody z zapisem rozbudzania się ideologicznej świadomości bohatera. Dlaczego nie udało się osiągnąć tego samego w przypadku „W drodze”? Podczas oglądania filmu można odnieść wrażenie, jakby Salles przestraszył się ciążącej na nim odpowiedzialności. Wirtuozerska powieść Kerouaca od dawna uważana była za niefilmową, a zmierzenia się z nią odmówili swego czasu tacy mistrzowie, jak Francis Ford Coppola czy Jean-Luc Godard. Świadom maestrii pisarza Brazylijczyk nawet nie próbował się z nim ścigać.

Film

Zamiast gazu wcisnął hamulec i dojechał do mety w niezwykle zachowawczym stylu. Książka Kerouaca pachniała podłą whisky i marihuaną. W swojej stylistycznej dezynwolturze przypominała hipnotyczną jazzową improwizację. Salles zadowolił się mdłym brzmieniem popowej ballady. Klęska „W drodze” wymusza zrewidowanie opinii na temat dotychczasowych flirtów amerykańskiego kina ze zjawiskiem Beat Generation. Nagle zupełnie inaczej spogląda się chociażby na nadmiernie krytykowany „Skowyt” Roba Epsteina. Opowieść skupiona wokół tytułowego poematu Allena Ginsberga intryguje nie tylko eksperymentalną formą, lecz także próbą wpisania twórczości bitników w szerszy kontekst amerykańskiej obyczajowości. Wizja Epsteina ma w sobie wszystko to, czego zabrakło nieudanej adaptacji powieści Kerouaca. Film Sallesa zamiast buntowniczego skowytu prowokuje wyłącznie jęk zawodu.

W DRODZE | Brazylia, Francja,USA, Wielka Brytania 2012 | reżyseria: Walter Salles | dystrybucja: Gutek Film | czas: 137 min