„W pierścieniu ognia”, druga część przebojowych „Igrzysk śmierci”, nie zachwyca, ale to wciąż solidna rozrywka, która ma dopiero przygotować widzów na wielki finał.

Prawdopodobnie większość widzów, którzy wybiorą się na „W pierścieniu ognia”, drugą część filmowej sagi opartej na powieściach Suzanne Collins, zna już dobrze świat „Igrzysk śmierci”. I nie ma co ukrywać, że to dla nich przeznaczony jest film Francisa Lawrence’a, w którym śledzimy dalsze losy Katniss Everdeen (Jennifer Lawrence) i Peety Mellarka (Josh Hutcherson), zwycięzców Igrzysk Głodowych – telewizyjnego show, którego uczestnicy muszą zabijać się nawzajem. Zwycięstwo Katniss – a warto przypomnieć, że rzecz dzieje się w totalitarnym państwie Panem, które powstało na gruzach Stanów Zjednoczonych – rozbudziło w zniewolonych przez rząd ludziach nadzieję na zmiany. Z kolei prezydent tyran Snow nie do końca wie, czy ma dziewczynę wykorzystać jako propagandową maskotkę, czy raczej kazać ją zabić, by zdusić ewentualną rebelię w zarodku. Ostatecznie decyduje się na rozwiązanie pośrednie: organizuje specjalne igrzyska, w których zmierzą się zawodnicy wybrani spośród żyjących zwycięzców poprzednich edycji.

„W pierścieniu ognia” jest nieco słabsze od pierwszej części. Niczym – ani fabularnie, ani realizacyjnie – nie zaskakuje, nie ma efektu świeżości, więcej tu patosu, a mniej ironicznego dystansu, nowi bohaterowie zaś, mimo starań aktorów, są w gruncie rzeczy statystami. Tego właściwie można było się spodziewać, wszak to środkowe ogniwo trylogii, przygotowujące widzów na efektowny i wybuchowy finał (w wersji filmowej podzielony został na dwie części). Jednak to wciąż solidnie zrealizowana, całkiem inteligentna rozrywka dla nieco starszych nastolatków – dobra odtrutka po wszystkich produktach zmierzchopodobnych.

Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia | USA 2013 | reżyseria: Francis Lawrence | dystrybucja: Forum Film | czas: 146 min | Recenzja: Jakub Demiańczuk | Ocena: 4 / 6