„Porwanie Michela Houellebecqa” jest dokumentalnym żartem, który zapewne rozweseli nawet największego mruka

Film najlepiej opisują trzy słowa: alkohol, seks i literatura. No, może jeszcze papierosy. Bez żadnego z tych przymiotów Michel Houellebecq, grający tu uprowadzonego… Michela Houellebecqa, nie wytrzymałby ani chwili. A wtedy francuski reżyser Guillaume Nicloux zapewne nie miałby tematu na film.

Houellebecq, postrzegany jako enfant terrible współczesnej literatury, w niektórych kręgach postać wręcz kultowa, pokazuje, że ma do siebie dystans, jakiego pozazdrościć może mu wielu kolegów po fachu. Pomijając lumpiarski nieco styl bycia, któż inny zgodziłby się, by go zapakować do wielkiej metalowej skrzyni, a następnie wywieźć do domu na wsi. A rozmowy o literaturze i żarty z François Hollande’a przeplatać roszczeniami o częstsze wizyty prostytutki i ćwiczeniami chwytów zapaśniczych na swoich porywaczach. Role tu zresztą odwracają się bardzo szybko. Agresorzy zaczynają żałować, na kogo się, nomen omen, porwali, a pisarz puszcza oko do szkolnych ofiar, udowadniając, że intelekt i tym razem góruje nad prymitywną siłą.

Filmowy żart mógłby się nie udać, gdyby nie pewne wydarzenie z barwnej biografii francuskiego pisarza. Przed trzema laty, podczas trasy promocyjnej książki „Mapa i terytorium”, nie pojawił się na spotkaniach autorskich w Belgii i Holandii. Podniosło się publiczne larum, zwłaszcza że z Houellebecqiem przez pewien czas nie było żadnego kontaktu. Podejrzewano nawet, że z uwagi na antyislamskie wypowiedzi mógł zostać porwany, ale przez Al-Kaidę. Rzeczywista przyczyna okazać się miała jednak dużo bardziej prozaiczna, bowiem pisarz tłumaczył się, że najzwyczajniej w świecie o wszystkim zapomniał.

Tłumaczenie to świetnie zresztą oddaje atmosferę fałszywego dokumentu Niclouxa. Chwilami realizowanego niczym film amatorski, gdzie każdy zgrywa ważniaka, a tak naprawdę nie może powstrzymać się od śmiechu. Dużo więcej tu groteski niż sensacji i stoickiego spokoju zamiast napięcia. Taki właśnie jest Houellebecq. W znoszonym ubraniu, z nieodłącznym papierosem w kąciku ust, pytający retorycznie, kto miałby za niego zapłacić okup. I nawet jeżeli nie będzie to wspomniany Hollande ani wydawca pisarza, po tym znakomitym filmie mógłby z pewnością liczyć na zrzutkę ze strony widzów.

Kuba Armata

Porwanie Michela Houellebecqa | Francja 2014 | reżyseria: Guillaume Nicloux | dystrybucja: Gutek Film | czas: 96 min | Recenzja: Kuba Armata | Ocena: 5 / 6