Na ekranie widać każdy szczegół, z pietyzmem dobrany bibelot i sprzączkę od bucika

Takiego filmu rzeczywiście w Polsce jeszcze nie było. Imponuje nie tylko rozmach inscenizacyjny „Hiszpanki”, ale także rozpasanie myślowe. Zamiast kolejnej czcigodnej laurki historycznej na temat powstania wielkopolskiego, dostajemy rozwibrowaną, niekiedy wręcz frywolną opowieść o walkach spirytystów.
„Hiszpanka” jest fajerwerkiem erudycji filmowej oraz odważną próbą pokazania historii inaczej: z przymrużeniem oka, bez bogoojczyźnianej celebracji. Trwają przygotowania do powstania – bardziej gorączkowe niż strategiczne, emocjonalne, burzliwe. Na pierwszym planie grupa spirytystów zgrupowana w hotelu o wytwornym nazwie „Bazar” usiłuje neutralizować działalność groźnego medium niemieckiego, niejakiego doktora Abuse (Crispin Glover). Barczyk mniej dba o chronologię wydarzeń czy fakty historyczne, chociaż nie ma w filmie przeinaczeń, zachowane zostały także najważniejsze punkty zwrotne przygotowań do powstania. Historia pisana wielką literą jest dla Barczyka także psikusem i igraszką. Losy Europy lub losy świata polegają na zrządzeniu kilku okoliczności lub widzimisię kilkorga polityków. Tego rodzaju teza brzmi bardzo współcześnie.

W operowo zakrojonej produkcji postaci filmowe przypominają rzeczywiste: fabrykant Ceglarski to oczywiste odwołanie do Cegielskiego, spirytyści spotkają się w willi o nazwie „Napoleon”, a prezydenta Paderewskiego spod władzy doktora Abuse usiłuje ocalić zdeprawowany Żyd, Rudolf Funk. Podoba mi się ta zmulitplikowana dezynwoltura twórców, zwłaszcza że Barczykowi udało się zebrać utalentowanych partnerów do spełnienia wielkiego filmowego marzenia. Na ekranie widać każdy szczegół, z pietyzmem dobrany bibelot i sprzączkę od bucika.

Przy wszystkich zaletach „Hiszpanka” jest jednak filmem zbyt wykoncypowanym, niekorespondującym z emocjami widza. Historia niemieckiego i polskiego medium nie jest w stanie skupić naszego zainteresowania na dwie godziny, Barczykowi nie zawsze udało się również zapanować na aktorskim żywiołem. Niemal każdy gra w innej skali i odmiennym rytmie, co budzi niepokój i zdziwienie. Świetna skądinąd Sandra Korzeniak jest farsowa, Jan Peszek tragikomiczny, za to Jan Frycz w roli Paderewskiego na serio i śmiertelnie poważny. Typów charakterologicznych jest zdecydowanie za dużo, nie ma jednak ani jednej postaci, w której widziałoby się lidera, przewodnika po skomplikowanym splocie fabularnym. Efektem jest dezorientacja. Pełna blasku, wspaniałych ujęć, nadzwyczajnych pomysłów kostiumowych i scenograficznych, niemniej dosyć krępująca. Zagubienie lepsze od rozczarowania.

Hiszpanka | Polska 2014 | reżyseria: Łukasz Barczyk | dystrybucja: Vue Movie | czas: 110 min (4)