Tegoroczna gala wręczenia nagród amerykańskiej Akademii Filmowej odbyła się w nocy z niedzieli na poniedziałek w Los Angeles. Oscara dla najlepszego filmu otrzymał "Moonlight" w reżyserii Barry'ego Jenkinsa. Podczas wręczania statuetki doszło do zamieszania, wręczający ją Warren Beatty i Faye Dunaway mylnie odczytali, otworzywszy niewłaściwą kopertę, tytuł zwycięskiego filmu jako "La La Land" Damiena Chazelle'a. Po chwili konsternacji pomyłkę sprostowano.
Zdaniem krytyczki styl, w jakim wręczono nagrodę w ostatniej kategorii - za najlepszy film - pozostawia wiele do życzenia. "Żal mi i twórców +La la land+, za to że zaledwie kilka sekund mogli się cieszyć tym najważniejszym wyróżnieniem. Przecież niczego sobie nie uzurpowali, po prostu są ofiarami fatalnej pomyłki. Żal mi też twórców +Moonlight+, że w pełni nie mogli cieszyć się ze zwycięstwa. Wchodzili na scenę jako drudzy, kiedy ta scena tak naprawdę od samego początku należała do nich" - powiedziała.
Zdaniem Anny Serdiukow ogłoszenie najlepszym filmem "La La Land" to straszna pomyłka, która może być jednocześnie krzepiąca - bo w jej obliczu giną wszystkie potknięcia na naszych galach, nie tylko filmowych.
"To także dobra, bardzo dobra pomyłka. +Moonlight+ jako film konfrontuje się z rzeczywistością, podczas gdy +La la land+ to wspaniała, ale jednak bajka. To, że +Moonlight+ wygrał w kategorii najlepszy film, jest dla mnie sporym zaskoczeniem: już nie tyle pomyłka w finale, ile sama wygrana tego filmu. To ważny werdykt" - oceniła dziennikarka.
W jej opinii w kontekście tego, co dzieje się w świecie amerykańskiej polityki, to także wybór polityczny. "Wybór ten ukazuje niechlubne oblicze USA, które nie istnieje w mediach i przekazach oraz nie jest tematem rozmów ludzi zarządzających polityką. Zastanawiałabym się, co może oznaczać taki werdykt" - powiedziała Serdiukow. "Nie należy przenosić ciężaru rozmów na pomyłkę, bo to osłabia znaczenie wygranej filmu +Moonlight+. Lepiej rozmawiać o tym, jak wspaniale się stało, że wygrał. To także ważny, bardzo ważny sygnał dla branży, że najważniejszą z kategorii wygrywa film, którego realizacja kosztowała niewiele ponad milion dolarów. To jednocześnie polityczny werdykt i taki, który udowadnia, że nie tylko superprodukcje mają szanse na najwyższe trofeum" - oceniła.
Krytyczkę cieszą także statuetki dla "Manchester by the Sea", w tym dla najlepszego aktora pierwszoplanowego - Caseya Afflecka. "Cieszy też sześć Oscarów dla +La la land+ w kategoriach, w których ten film na to naprawdę zasługiwał, na przykład zdjęcia. Zdjęcia Linusa Sandgrena w +La la land+ udowadniają, że kamera może być dzisiaj niemal wszędzie. Zasłużone wyróżnienie. +Moonlight+ dostał w sumie trzy Oscary i to jest bardzo porządny wynik, biorąc pod uwagę nominacje. Film konfrontacyjny, który ukazuje współczesną Amerykę nie w laurkowy sposób, który stara się zdiagnozować bolączki - przynajmniej niektóre - i rzeczywistość afroamerykańskiej społeczności. On uruchamia mnóstwo pytań, stawia niewygodne diagnozy. Ciekawe, że Akademia doceniła taki film" - skomentowała Serdiukow.
"To, że +Moonlight+ zwyciężył w najważniejszej konkurencji, jest interesującym sygnałem ze strony Akademii" - dodała.
Jak przypomniała, Damien Chazelle jest najmłodszym w historii Oscarów twórcą, który odebrał Oscara w kategorii najlepszy reżyser. "Dobrze, że Akademia doceniła jego wizję. Trzeba wziąć pod uwagę wielkie problemy, które reżyser musiał pokonać, by w ogóle uruchomić swoją produkcję. To Oscar za wytrwałość, pasję, umiejętność wprawienia w ruch wielkiej skomplikowanej filmowej maszynerii" - powiedziała. "Techniczne nagrody dla tego filmu w moim odczuciu są jak najbardziej zasłużone. Ten film udowadnia, że kino wciąż może być rozrywką na najwyższym poziomie, ale jednak przede wszystkim rozrywką. W zestawieniach oscarowych znalazło się kilka innych filmów, które choć mniej spektakularne, są produkcjami oferującymi coś więcej" - podkreśliła.
Serdiukow wyznała w rozmowie z PAP, że jej faworytem był film "Aż do piekła". "Szkoda, że nie został doceniony, ale to produkcja, która nie miała najmniejszych szans. Jak podkreślał jego reżyser David Mackenzie, to film bez zwycięzców, bez herosów, ukazujący świat bez triumfów i zwycięstw. To chyba bardzo bliskie prawdy o tej dzisiejszej Ameryce, która wyraża się w życiorysach bohaterów bez perspektyw, bez nadziei, bez nowych szans. Ale pewnie ten rodzaj +rozrywki+ był zbyt przygnębiający dla Akademii" - dodała.
Nagrodę dla Emmy Stone za główną rolę kobiecą w "La La Land" Serdiukow - która kibicowała Isabelle Huppert ("Elle") - oceniła jako poprawną. "Stone jest dobra w +La la land+, ale gdyby sięgnąć do historii musicalu i zobaczyć wielkie, zapominane już dziś aktorki w wiodących kobiecych rolach, to widać, że tamte angaże wymagały od nich jednak wykorzystania m.in. większego warsztatu, zaangażowania, użycia wielu różnych technik aktorskich i tanecznych" - skomentowała.
Tegoroczne zaskoczenia podczas Oscarów - w jej opinii - zostaną w naszej pamięci jako "dość spektakularne". "Sama gala była mniej polityczna, niż sądziłam (...), ale sprawnie poprowadzona. Otwierająca przemowa nie należała co prawda do specjalnie udanych. Według mnie słyszeliśmy już ciekawsze, bardziej dowcipne i celne mowy inaugurujące Oscary" - oceniła Serdiukow.