Gala wręczenia Oscarów - nagród amerykańskiej Akademii Filmowej - odbyła się w nocy z niedzieli na poniedziałek w Los Angeles. Nagrodę dla najlepszego filmu otrzymał "Moonlight" w reżyserii Barry'ego Jenkinsa.
"Ostatnia scena z zamianą Oscarów jest jednak symboliczna. Oznacza nie postawienie +kropki nad i+ nad sukcesem +La La Landu+; pokazuje, że eskapistyczna, radosna ucieczka w białą bajkę o Hollywoodzie i Ameryce, co wydawało się już przypieczętowane, ostatecznie ustępuje jednak miejsca bardzo surowej, introwertycznej opowieści o czarnej Ameryce, która w żadnym momencie nie jest bajką, która jest właściwie anty-bajką" - powiedział krytyk filmowy i publicysta Tomasz Raczek, odnosząc się do tegorocznych Oscarów.
Przypomniał, że "Moonlight" to opowieść "o tym, że nic dobrze się w tym życiu nie kończy". "Scena z zamianą nagród, która wynikła prawdopodobnie z przypadku, zostanie zapamiętana w historii jako symboliczna. To symbol czegoś zaskakującego i czegoś, co stoi w sprzeczności z koncepcją nowej władzy amerykańskiej, która dąży do powrotu do dawnych, silnych i białych Stanów Zjednoczonych. Ta nagroda całkowicie zmieniła wymowę tegorocznych Oscarów" - podkreślił.
Jak zauważył, mimo napiętej sytuacji politycznej w USA po niedawnych wyborach prezydenckich polityka nie zdominowała tegorocznej ceremonii rozdania nagród. "Polityki było mniej niż wszyscy się spodziewali (...)" - zauważył. Jego zdaniem wśród podziękowań i przemówień zabrakło w tym roku wybitnego wystąpienia. "Były emocjonalne przemówienia, ale nie charakteryzowały się one jakąś odwagą polityczną" - powiedział.
"Jedyna sytuacja, która dawała okazję do demonstracji politycznej, czyli odczytanie listu od Asghara Farhadiego, irańskiego reżysera uhonorowanego Oscarem za film +Klient+ w kategorii +najlepszy film nieanglojęzyczny+, który był rodzajem protestu, przeciw nowemu prawu, zakazującemu wjazdu do Stanów Zjednoczonych obywatelom sześciu krajów, wytypowanych jako kraje wrogie i zagrażające USA. Ten protest wydawał się okazją, by publiczność - choćby poprzez powstanie z miejsc - wyraziła solidarność ze sprawą i laureatem. Tak się jednak nie stało. Odpowiedź z sali była, ale słabsza, niż należało się spodziewać" - ocenił Raczek.