Trudno oprzeć się wrażeniu, że scenariusz tego hochsztaplerskiego paradokumentu Tanović znalazł na tym samym złomowisku, które regularnie odwiedza jeden z bohaterów. Podejrzenia wzbudza już obmyślona przez reżysera formuła filmu. Tanović wybiera się z kamerą na bośniacką prowincję, by skłonić dwójkę prostych ludzi do odegrania traumatycznych wydarzeń ze swojego życia. Ku uciesze światowej sławy reżysera Nazif i Senada raz jeszcze inscenizują strach i cierpienie, które stały się ich udziałem przed kilku laty. Gdy kobieta zapadła wówczas na ciężką chorobę, nie mogła doprosić się pomocy w państwowym szpitalu. W swych niezdarnych wysiłkach przed kamerą bohaterowie „Senady” przypominają zdezorientowanych żołnierzy z pamiętnego „Sztandaru chwały” Clinta Eastwooda.

W swym późnym filmie nestor amerykańskiego kina z ironią portretował bohaterów, którzy po wojnie inscenizowali swoje przeżycia na potrzeby objazdowego show. Nazif i Senada mieli więcej szczęścia. Zamiast napędzanej hamburgerami i colą gawiedzi ich perypetie obserwowali szacowni widzowie festiwalu Berlinale. Pod wpływem filmu Tanovicia zachodni odbiorcy z pewnością po raz kolejny zadeklarują współczucie, politycy wyrażą ubolewanie, a Angelina Jolie właśnie w Bośni wypatrzy dla siebie kolejne dziecko. Amerykańska celebrytka, tak jak Tanović, ma szczęście do Berlinale. Właśnie na niemieckim festiwalu z honorami przyjęto jej reżyserski wygłup – „Kraina miodu i krwi”. Film opowiadający rzekomo o wojnie bałkańskiej brał widza do niewoli i torturował go za sprawą melodramatycznych klisz. Choć obcowanie z niechlujnie zrealizowaną „Senadą” również dostarcza dyskomfortu, berlińscy jurorzy mężnie znieśli niewygody i przyznali filmowi swoje Grand Prix. Teraz statuetka z pewnością okazale prezentuje się w wystawnym salonie Tanovicia.

Senada | Francja, Włochy, Słowenia, Bośnia i Hercegowina 2013 | reżyseria: Danis Tanović | dystrybucja: Spectator | czas: 75 min | Recenzja: Piotr Czerkawski | Ocena: 1 / 6