Mathieu Amalric jest świetnym aktorem, utalentowanym reżyserem i należy do najbarwniejszych postaci współczesnego kina.

Choć specjalizuje się w filmach artystycznych, ma w swoim dorobku rolę przeciwnika Jamesa Bonda. Mimo posiadania statusu supergwiazdy nie przepada za sławą i nie pojawia się na łamach brukowców. Należy do nielicznego grona twórców, którzy z równym powodzeniem występują po obu stronach kamery. W 2010 roku za film „Tournée” Amalric otrzymał na festiwalu w Cannes nagrodę dla najlepszego reżysera. Od tego czasu Francuz skupia się jednak na aktorstwie.

Od początku miał szczęście do reżyserów. Na kinowym ekranie zadebiutował pod okiem samego Otara Iosselianiego w „Ulubieńcach księżyca”. Później pojawiał się w filmach gruzińskiego mistrza jeszcze dwukrotnie. Prawdziwy przełom w karierze Amalrica przyniosło jednak zatknięcie z Arnaudem Desplechinem. Już drugi wspólny projekt tego duetu – „O co chodzi w seksie” – przyniósł francuskiemu aktorowi prestiżową statuetkę Cezara. Porównywany do Erica Rohmera i uznawany za mistrza kina psychologicznego Desplechin obsadza Amalrica w niemal wszystkich swoich filmach. Ostatni efekt współpracy obu panów stanowi – prezentowany w konkursie tegorocznego festiwalu w Cannes – „Jimmy P.”.

Przez lata swojej kariery Amalric wypracował na ekranie unikalny styl. Bohaterowie grani przez francuskiego aktora pozostają najczęściej mężczyznami pełnymi melancholii, pogodzonymi z porażką, lecz wciąż posiadającymi spory apetyt na życie. Wszystkie te cechy udało się doprowadzić do skrajności za sprawą „Motyla i skafandra”. W głośnym filmie Juliana Schnabla Francuz brawurowo wcielił się w rolę Jeana-Dominique’a Bauby’ego, sparaliżowanego redaktora czasopisma „Elle”. Po występie u Schnabla Amalric miał jeszcze okazję współpracować z tak znakomitymi twórcami jak Alain Resnais, David Cronenberg czy Tsai-ming Liang. Do swoich największych zawodowych osiągnięć francuski aktor może zaliczyć także występ w „Kurczaku ze śliwkami” Marjane Satrapi i Vincenta Paronnouda.

Pełnię swojego kunsztu Amalric demonstruje także we wspomnianym „Tournée”. Wciela się w menedżera gwiazdek amerykańskiej burleski. Mężczyzna – a wraz z nim jego podopieczne – wierzy, że niefortunny los się odwróci, a obrazoburczy i prowokacyjny show w końcu przyniesie sławę, pieniądze i artystyczne spełnienie. „Tournée” dowodzi reżyserskiego kunsztu Amalrica i sprawia wrażenie filmu przemyślanego w najdrobniejszych szczegółach. Strzałem w dziesiątkę okazało się chociażby wyciągnięcie z lamusa rockowego szlagieru „Have Love, Will Travel” i uczynienie z niego energetycznego lejtmotywu opowieści. „Tournée” ujmuje jednak nie tylko pojedynczymi decyzjami, lecz także całościową wizją świata, która wydaje się pokrewna wrażliwości takich twórców jak Federico Fellini czy Paolo Sorrentino. Zaskakujący krąg inspiracji Amalrica nie uszedł uwadze światowej krytyki. Wieść niesie, że po canneńskim pokazie filmu jeden z dziennikarzy powiedział reżyserowi: „Pański film nie ma nic wspólnego z francuskim kinem!”. Amalric miał odrzec: „Pozwoli pan, że potraktuję to jako komplement”. Tym sposobem aktor i reżyser po raz kolejny umknął stereotypowi i uniknął zaszufladkowania.

O co chodzi w seksie? | TVP Kultura | godz. 22.55