Ambicje Mela Gibsona sięgają znacznie dalej niż role w komercyjnych produkcjach spod znaku „Mad Maxa” i „Zabójczej broni”.

Filmy w jego reżyserii wzbudzały zachwyt i przynosiły mu prestiżowe nagrody, kiedy indziej wywoływały kontrowersje i szyderstwa. Z całą pewnością twórca „Apocalypto” to reżyser o sprecyzowanej wizji, którą realizuje, nie szczędząc kosztów. W 2004 r. wywołał burzę. Zrealizowany przez niego film „Pasja”, opowiadający o ostatnich godzinach życia Jezusa Chrystusa, wchodził do kin w aurze skandalu. Podczas gdy wielu chrześcijan przyjęło obraz jako religijne misterium, krytycy krzywili się na epatowanie sadyzmem i okrucieństwem. Wielu z nich ostro rozprawiło się z Gibsonem, traktując go jako religijnego radykała, który nie kryje skrajnie katolickich poglądów. Film miał być dziełem życia Mela Gibsona. Jego realizacja pochłonęła dziesiątki milionów dolarów, reżyser zaś pedantycznie dbał o historyczne detale, każąc aktorom wypowiadać kwestie po łacinie i w języku aramejskim. Czy gra była warta świeczki? „Pasja” okazała się komercyjnym sukcesem, plasując się na trzeciej pozycji najpopularniejszych filmów 2004 r. Mniej entuzjazmu wykazała Amerykańska Akademia, pomijając Gibsona w oscarowych rozgrywkach. A przecież osiem lat wcześniej jego „Braveheart – Waleczne Serce” stał się hitem gali rozdania Oscarów.

Po latach trudno uwierzyć, że Gibson reżyser zadebiutował kameralną opowieścią o dojrzewaniu i chłopięcych ideałach. „Człowiek bez twarzy” (1993), w którym przyszły twórca „Pasji” zagrał jedną z głównych ról, był filmem stuprocentowo amerykańskim – dla jednych nazbyt lukrowanym, dla innych – skromnym i wzruszającym. Dwa lata później Gibson miał się objawić jako wprawny autor wysokobudżetowych produkcji historycznych. Zrealizowany w 1995 r. „Braveheart”, będący epicką opowieścią o trzynastowiecznym szkockim buntowniku Williamie Wallesie, swojego czasu był kinową pozycją obowiązkową. Ten film musiał znać nawet największy ignorant w dziedzinie kinematografii. 39-letni Mel Gibson osiągnął w Hollywood sam szczyt. „Pasja” zmieniła pozycję Gibsona reżysera. Od tej pory jego filmy miały dzielić publiczność. Gdy w 2006 r. na ekrany kin weszło „Apocalypto”, krytycy znów narzekali, że nad dobrym kinem zwyciężyła nachalna ideologia. Mówiono, że filmowa opowieść o schyłku cywilizacji Majów nie wykorzystała swojego potencjału. Czy zamiast kazać uczyć się aktorom archaicznego dialektu yucatec, nie należało ciekawiej skonstruować historii? Inni grzmieli wprost, że film jest cichą pochwałą krwawej konkwisty. Wizja Gibsona ewoluuje, choć w jednym punkcie pozostaje stała – jego bohaterami zawsze są niezłomni buntownicy, którzy odnoszą moralne zwycięstwo nad oprawcami. Można to kupić lub nie.

Apocalypto | Ale kino+ | niedziela, godz. 21.55

Okup | TVN | wtorek, godz. 20.50