Bohaterowie przedstawienia nie są wersjami Mirona Białoszewskiego. Miron był nie do podrobienia - ocenia reżyser spektaklu "Tajny dziennik" Wojciech Urbański. Premiera przedstawienia odbędzie się 30 marca w warszawskim Teatrze Dramatycznym.

Ponad dwa lata temu dyrektor Teatru Dramatycznego m.st. Warszawy Tadeusz Słobodzianek zaproponował Wojciechowi Urbańskiemu wyreżyserowanie spektaklu na podstawie "Tajnego dziennika" Białoszewskiego. Jak przyznał reżyser podczas wtorkowego spotkania z dziennikarzami, z początku nie był przekonany co do wyboru tekstu.

"To była długa przygoda i podchodzenie do książki. Spotykałem się z Tadeuszem Sobolewskim, omawialiśmy to, układaliśmy. Nie należałem jednak do grona wielbicieli Białoszewskiego, słabo go znałem" - przyznał.

Sam Sobolewski, biograf autora "Pamiętnika z powstania warszawskiego" i "Rachunku zachciankowego", pisał o wydanym w 2012 r. "Tajnym dzienniku": "Miron opowiadał o przygodzie swojego życia trochę jak przybysz, który został +wstawiony w ten świat+. Jawa, sen i wspomnienia - wszystko to, przywołane z niesamowitą wyrazistością, splątane w jeden węzeł, tworzy rodzaj wielowątkowej powieści o sobie samym".

"Powiedziałem sobie, że muszę wybrać z tego tekstu to, co najbardziej mnie interesuje. Nie kierowałem się szczególnym kluczem. Zaznaczyłem po prostu rzeczy, które były dla mnie najciekawsze. Potem okazało się, że te fragmenty układają się w pewną całość. To Miron sam ze sobą. Wiadomo, że w swoich dziełach Białoszewski istnieje wobec innych, jest wciąż otoczony ludźmi i opisywał ich. Mój wybór skoncentrował się na tym właśnie jego ze sobą samym przebywaniu" - tłumaczył Urbański.

"Dodatkowo, ułożyło się to w opowieść o odchodzeniu - najpierw umiera dziadek na ul. Hożej, nie jego dziadek tylko Jadwigi Stańczakowej (pisarki i poetki, przyjaciółki Białoszewskiego - PAP), potem następuje śmierć ojca Mirona, potem matki. Następnie widzimy Mirona w Nowym Jorku na rok przed jego śmiercią. A potem jest ostatni zawał i ostatnie kilka miesięcy życia" - dodał.

Na scenie widzowie nie zobaczą jednego bohatera, a kilka "wersji" narratora. "Bohaterowie nie mają się utożsamiać z Białoszewskim. To ludzie +z dzisiaj+, nie są Mironami, nie siedzą w jego głowie. To osoby, które - tak jak ja - zainspirowały się tekstem i ten tekst niosą widzowi. Można to porównać do kwartetu, a +Tajny dziennik+ do muzyki, rozpisanej na kwartet. Białoszewski był nie do podrobienia. Nie da się także powiedzieć - Miron był taki, a taki. Więc to, że jest czterech bohaterów pozwala zbudować tego człowieka z czterech osobowości" - zaznaczył Urbański. "Miron był nieuchwytny. Nie wiadomo też, ile z tego, co znalazło się w +Tajnym dzienniku+ to kreacja" - dodał.

Elementami scenografii są meble i przedmioty codziennego użytku z lat 60. i 70., którymi otaczał się Białoszewski w mieszkaniach na ul. Tarczyńskiej, na Placu Dąbrowskiego czy ul. Lizbońskiej w Warszawie.

"Wiele istotnych rzeczy z +Tajnego dziennika+ nie trafiło na scenę, wiele tła lat 70. i 80., wiele wydarzeń historycznych. Musieliśmy dokonać wyboru, z czegoś zrezygnować. Ale to, że Miron żył w szarej rzeczywistości PRL i z niej czerpał. Dla mnie - urodzonego w 1982 r. - kolorował te lata, które kojarzyły mi się z szarzyzną i beznadzieją. Dzięki niemu niemal polubiłem ten okres. Tak jak te meble, których kiedyś nie lubiłem, a teraz lubię. Poprzez te stare rzeczy, chciałem wprowadzić jego epokę. Nie chciałem robić spektaklu dla ludzi, którzy znają Mirona" - podkreślił.

"Usłyszymy też głos Mirona. +Tajny dziennik+ był nagrywany przez niego na kasetach. Zachowało się koło kilkunastu godzin. Przesłuchałem wszystkie kasety i w spektaklu zabrzmi kilka fragmentów" - zapowiedział reżyser.

W przedstawieniu występują: Robert Majewski, Henryk Niebudek, Piotr Siwkiewicz, Michał Piela (gościnnie); scenografia i kostiumy: Anna Tomczyńska; muzyka: Marcin Masecki; adaptacja: Elżbieta Chowaniec i Wojciech Urbański.