Maria Koterbska, dama polskiej piosenki, zmarła w poniedziałek w Bielsku-Białej. Królowa polskiego swingu zadebiutowała w sylwestra 1948/49. Jej największe przeboje to m.in. „Brzydula i rudzielec”, „Karuzela", „Serduszko puka w rytmie cza-cza”, Augustowskie noce” i „Parasolki”.

O śmierci „damy polskiej piosenki, wspaniałej osoby, wybitnej bielszczanki” – poinformował prezydent Bielska-Białej Jarosław Klimaszewski.

W repertuarze miała 1,5 tys. piosenek. Teksty dla niej pisali Wojciech Młynarski, Jeremi Przybora, Agnieszka Osiecka, a także m.in. Anna Zofia Markowa, tekściarka Ireny Santor.

„Setki tysięcy kilometrów w autobusach i samochodach, samolotach, pociągach, na statkach. (…) Ale tego życia nie zamieniłabym na żadne inne” - oceniła swą karierę Maria Koterbska w biografii, spisanej przez jej syna, Romana Frankla (Karuzela mojego życia, 2008).

„Śpiewałam ponad pięćdziesiąt lat i nigdy się nie zdarzyło, żeby ktoś mnie totalnie skrytykował, nie było żadnych napaści na moją osobę. To zdumiewające” - wspominała. „Nie osiągnęłam wielu celów, które zamierzałam na początku mojej artystycznej drogi. Przecież chciałam być aktorką. Szkoda, że nigdy nie zagrałam w filmie muzycznym” - dodała.

Maria Koterbska rodziła się 13 lipca 1924 r. w Bielsku w rodzinie muzycznej. Matka Janina z domu Mierowska była pianistką-amatorką, a ojciec Władysław – skrzypkiem, absolwentem wydziału kompozycji i wykładowcą Konserwatorium w Krakowie, nauczycielem muzyki i śpiewu w Seminarium Nauczycielskim w Białej: „Rodzice byli głównymi filarami polskiego życia kulturalnego w Białej i w Bielsku. Tatuś należał do założycieli powstałego w 1922 roku Towarzystwa Teatru Polskiego” - opisała piosenkarka.

W 1930 r. powstała amatorska sekcja dramatyczna: „Mama zagrała wtedy wiele wspaniałych ról (…), a tatuś zajmował się muzycznym opracowywaniem spektakli” - wspominała Koterbska. „Dość wcześnie, bo już w wieku trzech lub czterech lat, zaczęłam też występować (…) pod reżyserską opieką mamy (…) Grałam, ile się dało, role główne, dziewczęce i chłopięce. A jak ktoś zachorował, to jego rolę przejmowałam natychmiast” - dodała.

Stabilne życie zrujnowała wojna. Podczas okupacji Maria, aby uniknąć wywiezienia na roboty do Niemiec, podjęła pracę w fabryce u Brülla: „W szwalni, gdzie musiałam szyć tak zwane besatze - wstążki, chorągiewki, chorągwie i cholera wie co, w każdym razie dla niemieckiej marynarki wojennej. (…) Jak tylko zaczynała się przerwa, to wszystkie moje koleżanki wołały natychmiast: +Marysia, zaśpiewaj i zatańcz coś!+ Wskakiwałam na stół i śpiewałam, tańczyłam, stepowałam. Rozrabiałyśmy prawie na każdej przerwie”. Po latach Koterbska usłyszała od Brüllów, że właściwie to u nich zadebiutowała.

W 1941 r. trafił do Oświęcimia jej narzeczony Marian Besz. „Zmarł po kilku zaledwie miesiącach. Nadal zszywałam moje wstążki, ale już nie tańczyłam na stołach”.

18 września 1943 r. Koterbska poznała Jana Frankla, syna bielskiego cukiernika. Zostali ze sobą na całe życie.

Po wojnie rodzice Koterbskiej usiłowali odzyskać społeczną pozycję: ojciec reaktywował Towarzystwo Teatru Polskiego, a matka wznowiła pracę teatru amatorskiego. Niebawem wyszli z tej trupy tacy aktorzy jak Pola Bukietyńska, Kazimierz Meres, Janina Widuchowska oraz Elwira Czech-Kamińska, która ze Stanisławem Hadyną założyła zespół „Śląsk”.

16 czerwca 1945 r. przyszła gwiazda polskiej estrady w wieku 21 lat zagrała w pierwszym przedstawieniu na scenie bielskiego teatru po II wojnie, w obsadzie „Krakowiaków i Górali” Jana Nepomucena Kamińskiego, w reżyserii Rudolfa Luszczaka.

W tym samym czasie UB wpadło na trop jej brata Kazimierza - żołnierza antykomunistycznego podziemia: „Cały dom był obstawiony przez ubeków, wpadli do środka, uzbrojeni, głośni i zaczęli robić rewizję. (…) Krzyczeli, wymachując pistoletami: +Bandytę wychowaliście! Mordercę!+ A to wszystko dlatego, że Kazek, jako młody, siedemnasto- może letni chłopak, chcąc walczyć przeciwko Niemcom, wstąpił do AK” - wspominała Koterbska.

Aresztowano nie tylko Kazka, lecz i Marię. „Siedziałam w zimnej, wilgotnej piwnicy przy ulicy Krasińskiego cały tydzień. (…) Parę razy zabierali mnie na przesłuchania, do których właściwie nie doszło. (…) Robili to, żebym idąc, widziała moich kolegów, którzy siedzieli, stali lub leżeli, z zakrwawionymi twarzami, pobici, słabi po niekończących się przesłuchaniach. Pewnie w ten sposób chcieli mnie zmiękczyć, ale po co?… dlaczego?… ja i tak nic nie wiedziałam” - napisała.

Więcej dowiadujemy się z opisu akt IPN w sprawie Wirgiliusza Habasa, Jana Wadonia, Kazimierza Koterbskiego i innych „oskarżonych o dokonywanie napadów rabunkowych oraz zamachów na funkcjonariuszy MO i UB na terenie pow. Bielsko w czerwcu i lipcu 1945 r.”

Jan Wadoń „Prawy” był organizatorem antykomunistycznego podziemia w powiecie bielskim. Dowodził około 50-osobowym oddziałem NZS. 13 żołnierzy, którzy podjęli pracę w bialskim UB – zostało zamordowanych po dekonspiracji w lipcu 1945 r.; proces 26 innych członków oddziału przed sądem wojskowym w Katowicach zakończył się w listopadzie 1945 r. (niedziela.pl, „Przychodnia, w której mordowano”, 13 marca 2013)

Zapadły trzy wyroki śmierci, osiem - dożywocia, a pozostałych skazano na długoletnie więzienie: „Kaziu dostał 11 lat, z czego pięć za samą przynależność do AK” - napisała Koterbska.

Ostatecznie brata artystki objęła amnestia – po trzech latach we Wronkach: „Widzenia były zupełnie niesamowite. Siedziało się na krzesłach, przedzielała nas siatka druciana, i tak na odległość wolno nam było rozmawiać. Z czasem znałam już wielu współwięźniów Kazka, chłopaków w jego wieku, biednych, wychudzonych tak jak on, bez zębów, z wielkimi przerażonymi oczami” - jeszcze po latach Koterbska płakała na wspomnienie tych spotkań.

Bywały też weselsze momenty: „Na przykład oni zza tej siatki wołali: + Marysia, pokaż nam nogi! Ty masz takie długie nogi! Pokaż je nam+ Więc ja podwijałam wtedy spódnicę i pokazywałam chłopakom nogi. I posyłałam im jeszcze całusy, bo tacy byli biedni, tacy biedni…” - napisała.

W 1948 r. zdała maturę. Nie było pieniędzy na wymarzone studia w szkole dramatycznej w Krakowie, miała jednak możliwość studiowania farmacji w Katowicach, dzięki wsparciu ciotek – właścicielek dwóch aptek.

Gdy zapisywała się na egzaminy wstępne, usłyszała o projekcie Gustawa Holoubka, by zorganizować koncert „Studenci i aktorzy na odbudowę Warszawy”. W efekcie Sylwestra 1948/49 spędziła na scenie Teatru im. St. Wyspiańskiego w Katowicach – a wykonanie piosenki „Stary młyn” na tym koncercie uchodzi za jej debiut na scenie profesjonalnej.

1949 rok odmienił jej życie. Stanisław Bursa, dyrektor muzyczny Radia Katowice oraz kolega jej ojca, ocenił, że Maria ma „świetny, mikrofonowy głos” i załatwił jej kontakt z Jerzym Haraldem, szefem Orkiestry Rozgłośni Śląskiej PR oraz gospodarzem kultowych „Melodii świata”.

Przesłuchanie u sławnego kompozytora i aranżera odbyło się w lutym 1949 r. Już kilka dni później Harald oświadczył Koterbskiej: „Dziś wieczorem musimy nagrać dwie piosenki do filmu +Skarb+ i chciałbym, żeby pani zaśpiewała razem z +Nas-Trojami+”.

Zaśpiewała tak brawurowo, iż „po powrocie do domu Harald miał powiedzieć żonie Krystynie, swej muzie i autorce większości tekstów do jego piosenek: „Odkryłem skarb”.

Nagranie skończyło się za późno, by mogła wrócić do Bielska, więc Haraldowie ją przenocowali. A rano Harald zagrał jakąś melodię, gdy „Krysia siedziała w fotelu obok fortepianu, z notatnikiem w ręku, i coś tam pisała” - zapamiętała Koterbska. Tak powstał utwór „Brzydula i rudzielec”. „Narodziła się piosenka, która towarzyszyła mi przez wszystkie lata mojej kariery. W normalnym kraju zrobiłaby z naszej trójki prawdziwych milionerów” - podsumowała.

„Zaraz po audycji zaczął się istny szał. Do radia przychodziły listy, nawet telegramy, a kto mógł, to telefonował. Na taką reakcję słuchaczy nikt nie był przygotowany” - wspominała piosenkarka. Od tej chwili kariera Koterbskiej potoczyła się błyskawicznie.

Na koncert w Filharmonii Śląskiej, do sali na 700 miejsc „przyszło chyba trzy tysiące słuchaczy. (…) Ludzie oszaleli. Skandowali: Koterbska! Koterbska! Bisss! Bisssss! (…) A mama siedziała w pierwszym rzędzie i płakała ze szczęścia” - napisała Koterbska.

Radość nie trwała długo, gdyż od 1948 r. muzyków wzywano „do twórczości podporządkowanej celom politycznym, opartej na doświadczeniach Związku Radzieckiego i dorobku ideologicznym marksistowsko-leninowskim” - przypomniała Kompania Pomaton.

Wkrótce pismo z Warszawy wstrzymało nagrania Koterbskiej. Harald załatwił jej rozmowę z decydentką w ministerstwie. „W wydziale rozrywki przyjęła mnie pani naczelnik Bekerowa (…) +Dlaczego proponujecie taki styl śpiewania? Taki amerykański! My tu nie chcemy żadnego naśladowania. Po co to komu to szwingowanie?”. Następnie naczelnik Bekerowa dla przykładu puściła Koterbskiej płyty radzieckich wykonawców. „Możecie sobie śpiewać na koncertach, poza Warszawą, ale w radio was nie będzie” - oświadczyła.

Odtąd Koterbska jeździła po Polsce, z big-bandem Haralda, z orkiestrą rozrywkową Jana Cajmera oraz orkiestrą Konrada Bryzka.

Piosenkarka nie ukrywała, że chodziła czasem na koncesje: „Zdarzały nam się też koncerty, na których trzeba było wystąpić, bo władze chciały i nie było dyskusji. Kiedyś w Boże Ciało, w czasie koncertu, który był wyraźną próbą odciągnięcia ludzi od kościoła (…) żartowaliśmy, że nawet swing i dobre nazwiska nie pomogą rządowi w manipulowaniu Polakami. Widownia była prawie pusta” - napisała we wspomnieniach.

Trzymała się jednak daleko od pieśni masowej. „Koterbska jest prekursorką większości polskich pieśniarek. (…) Była bowiem pierwszą, która odważyła się niegdyś przełamać dziarski styl odtwórczy piosenek o murarzach, kolejarzach i WOP-ie, lansując piosenkę intymną, nieraz nawet półpoetycką lub satyryczną. (…) Jest to bodaj pierwsza powojenna polska pieśniarka, która umiała zwykłą piosenkę podnieść do godności sztuki” - napisał Lucjan Kydryński w książce „Wierzę piosence” (1959).

W 1952 r. pieśniarka zdecydowała się na angaż w krakowskim Teatrze Satyryków. Przesłuchanie przeprowadził Władysław Krzemiński, ówczesny dyrektor tamtejszego Starego Teatru: „Usiadł daleko od sceny i oparł się na pięknej laseczce ze srebrną rękojeścią (…) Siedział z przechyloną głową (…) poważny, bez uśmiechu, patrzył na mnie, patrzył i naraz powiedział: +Ale nogi to pani sobie musi ogolić+”.

Teatr Satyryków miał salę na prawie tysiąc miejsc. Legendarna dykcja Koterbskiej, podkreślana w większości recenzji, sprawiała, że podczas jej koncertów słychać było każde słowo, nawet w ostatnim rzędzie.

Niebawem karuzela jeszcze przyspieszyła: Koterbską zaproszono do Wytwórni Filmów Fabularnych w Łodzi - do nagrania dla filmu „Sprawa do załatwienia” (1953) Jana Rybkowskiego i Jana Fethke.

18 marca 1954 r. urodził się Roman Frankl, jedyny syn artystki. Potem przyszło zaproszenie z Warszawy do udziału w koncercie z okazji dziesięciolecia „Życia Warszawy” – z transmisją radiową. „Już od dawna - nic nikomu nie mówiąc - czekałam na takie zaproszenie. Wyobrażałam sobie nawet jakiś oficjalny list z wyjaśnieniami i Bóg wie co. A tu naraz, niespodziewanie - krótki telegram i po sprawie” - napisała Koterbska.

14 października 1954 r. artystka po raz pierwszy wystąpiła w Warszawie: „Pofrunęły marynarki. Ludzie wprost wrzeszczeli. Nie było mowy, żebym mogła zejść ze sceny. Szał kompletny, nie do opisania. W tym momencie pomyślałam, że po tym nie pozwolą mi już nigdy więcej w Warszawie wystąpić. Raz i do widzenia. Naturalnie musiałam bisować, bisować, bisować… (…) W efekcie bisowałam czternaście razy. Tymczasem na zewnątrz hali Milicja utworzyła kordony, by zapanować nad tłumem wychodzących” - wspominała.

Kierownictwo produkcji filmu „Irena do domu” zaproponowało zagranie „niewielkiej wprawdzie, ale znaczącej roli, oczywiście z piosenką”. Koterbska odmówiła, tłumacząc, że ma kilkumiesięcznego syna i nie może sobie pozwolić na wyjazd. Następnego dnia zadzwonił kierownik produkcji: „Pani Mario, my wszystko załatwimy: piastunkę, specjalny pokój w hotelu. Będziemy panią wozili tam i z powrotem, jest pani naszą gwiazdą itd., itd.”

Koterbską przekonał dopiero reżyser Jan Fethke. Po latach się okazało, że był to jej jedyny występ w filmie fabularnym. Zagrała samą siebie. Zaśpiewała „Najpiękniejsze w świecie oczy” oraz „Karuzelę”.

W 1956 r. Koterbska została spiritus movens kabaretu „Wagabunda”, z którym w ciągu kolejnej dekady odbyła liczne tournee: „Trzykrotnie byliśmy w USA, Kanadzie i Izraelu, dwukrotnie w Czechosłowacji i Anglii. Nasze przedstawienia obejrzało około 2 milionów widzów. Przejechaliśmy - lądem i morzem - około 250 tysięcy km za granicą i 300 tysięcy km w kraju” - podsumowała.

W 1959 r., podczas wizyty u rodziny w Wiedniu, pieśniarka otrzymała – i odrzuciła - propozycję od wytwórni Phillipsa. Głównym punktem zaplanowanej już kampanii reklamowej miała być ucieczka Koterbskiej z Polski: „Miałam zagwarantowane nagranie płyt, występy w niemieckiej i austriackiej telewizji, reklamę, artykuły w prasie i trasę koncertową. I to wszystko za sumy, które do tej pory znałam jedynie z filmów albo z dowcipów o amerykańskich gwiazdach” - wspominała.

W 1963 r. wzięła udział w 3. Międzynarodowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Sopocie. W polskich eliminacjach zdobyła II nagrodę poetycką piosenką Jerzego Millera do muzyki Marka Sarta „Odejdź smutku”.

Dostrzeżono jej nowy, bardziej dojrzały styl śpiewania. „Największy sukces odniosła Maria Koterbska. Zachwyciła znakomitym wykonaniem piosenki +Odejdź, smutku+, pełnym wyrazu, finezji, świetnym wykończeniem każdej frazy”. „Najwyższą klasę okazała Maria Koterbska (…) Zdobyła publiczność talentem, dojrzałością, warsztatem, świetną dykcją i kulturą śpiewu” - pisali recenzenci.

Faktyczną miarą sukcesu było jednak zwycięstwo piosenki „Parasolki, parasolki” w dniu polskim Festiwalu - Koterbska zdystansowała przedstawicielkę ZSRS Tamarę Miansarową, która poprzedniego dnia, w klasyfikacji międzynarodowej zmiażdżyła konkurencję z 21 krajów przebojem „Pust wsiegda budiet sołnce” (Materiały informacyjne Festiwalu w Sopocie).

Latem 1978 r. sława Koterbskiej sięgnęła gwiazd: „Nasz pierwszy kosmonauta, Mirosław Hermaszewski, odbywał swoją międzyplanetarną podróż na pokładzie +Sojuza+. (…) Oprócz przewidzianych planem meldunków przeprowadzano prywatne rozmowy, nadawano życzenia. I właśnie po jednej z takich rozmów przyjaciele Hermaszewskiego z bliskiego jego sercu Wrocławia, chcąc mu zrobić przyjemność, nadali +Wrocławską piosenkę+” - napisała we wspomnieniach. W ten sposób została jedyną polską piosenkarką, której głos dotarł w kosmos.

Artystka nigdy nie wyprowadziła się z rodzinnego miasta. 5 maja 1994 r. uchwałą Rady Miejskiej w Bielsku-Białej uzyskała wpis do „Księgi Zasłużonych dla Bielska-Białej”. W tym samym roku wygrała plebiscyt na bielszczanina XX wieku. „Zajęłam pierwsze miejsce i zostałam Bielszczanką Stulecia (…) Pokonałam nawet innego słynnego bielszczanina - Zbigniewa Pietrzykowskiego, co do tej pory udało się tylko jednemu człowiekowi na świecie, i to nie bez dużych trudności. Był nim Muhammad Ali” - skomentowała Koterbska w „Karuzeli”.

W 1999 r. została odznaczona Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Jej osiemdziesiąte urodziny (2004) władze Bielska-Białej uczciły benefisem w Teatrze Polskim.

Maria Koterbska, dama polskiej piosenki, zmarła w poniedziałek w swym rodzinnym mieście. Miała 96 lat. (PAP)

Iwona L.Konieczna

ilk/ pat/