"Way Down Low" bardzo dobrze radzi sobie na iTunes i liście Billboardu. Nie ma się co dziwić, bo materiał delikatnej blondynki (trochę w stylu Mii Farrow) to bardzo solidne jazzowe granie.

Przyznam się, że nie przyjrzałem się bliżej wydanemu cztery lata temu debiutowi pochodzącej z Houston Kat Edmonson. Pierwszy krążek nagrała własnym sumptem. Znalazły się na nim jej wersje jazzowych i popowych standardów. Jej drugi, właśnie wydany album „Way Down Low” to już inna bajka, która zainteresowała mnie na dłużej. Własne kompozycje, duet z Lyle’em Lovettem i solidny wydawca. Album bardzo dobrze radzi sobie na iTunes i liście Billboardu. Nie ma się co dziwić, bo materiał delikatnej blondynki (trochę w stylu Mii Farrow) to bardzo solidne jazzowe granie. Nie jest może tak wyrazista jak inspirujące ją postaci pokroju Gene’a Kelly’ego, Freda Astaire’a, Louisa Armstronga czy Franka Sinatry. Ale melancholijny, czuły głos Kat na pewno spodoba się fanom kobiecej jazzowej wokalizy.

Kat Edmonson | Way Down Low | Sony Music | Recenzja: Wojciech Przylipiak | Ocena: 4 / 6