Druga płyta Kari to kolejny dowód na to, że w polskim ambitnym popie dzieje się naprawdę sporo dobrego.

Swój solowy debiut Kari wypuściła niemal dokładnie dwa lata temu, tuż przed świętami. Z powodu gorączki związanej z gotowaniem pierogów i kupowaniem prezentów część słuchaczy zapewne go nie zauważyła albo odkryła nieco później. Na płycie „Daddy Says I’m Special” usłyszeliśmy wysmakowany, oszczędny pop z melodiami w stylu skandynawskim, za które odpowiada mąż Kari Robert Amirian. Ten sam, który działał w progresywnorockowym Collage i odniósł finansowy sukces, współpracując m.in. z Anną Marią Jopek, Kasią Kowalską i zespołem Varius Manx. Ociekające chłodnym, skandynawskim klimatem w stylu José Gonzáleza, Lykke Li czy Röyksopp kompozycje sprawdziły się w kilku reklamach, a samej Kari dały nominację do nagrody Fryderyka. Wystąpiła też w cyklu Męskie Granie, dała koncerty na Open’er Festivalu i Malta Festivalu Poznań. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia Anno Domini 2013 Kari wypuściła swój drugi krążek „Wounds And Bruises”. Po raz kolejny odważyła się zmierzyć ze świąteczną gorączką i po raz kolejny wygrała.

„Prace nad nową płytą zaczęły się, gdy wyjechałam do Wielkiej Brytanii. Tam spotkałam producenta Jona Headleya. I z nim zaczęłam komponować piosenki. Moim celem było to, żeby album był uniwersalny. Chciałam móc dotrzeć do większej liczby słuchaczy” – zdradziła w wywiadzie dla radiowej Trójki Kari. Na „Wounds And Bruises” nie zmieniła drastycznie kierunku, jaki obrała na debiucie. Wciąż jest tu oszczędnie, melancholijnie i raczej chłodno. Na pewno to krążek bardziej dopracowany od poprzednika. Jest tu trochę electropopu, trochę folku, gitary, smyczki i w głównej roli baśniowy wokal Kari. Czasami całość brzmi może zbyt patetycznie, napuszenie, ale na szczęście pewnej granicy Amirian nie przekracza. Trzeba też oddać doskonałą produkcję „Wounds And Bruises” (polecam jego przesłuchanie na słuchawkach) i opracowanie graficzne. Klimatyczne zdjęcia, artworki, klip – odpowiada za nie przede wszystkim duet Zuza Krajewska i Bartek Wieczorek. To, czego mi trochę brakuje na „Wounds And Bruises”, to szczypta szaleństwa. Tego, co charakteryzuje chociażby Florence and the Machine czy naszą Monikę Brodkę. Szaleńczy zakręt, odważny wybryk, kąsanie wysunięte poza dopracowaną produkcję. Wtedy Kari będzie kompletną gwiazdą ambitnego popu. Choć i tak już jest bardzo dobrze. Kari na pewno ze swoim krążkiem pojawi się na ważnych polskich festiwalach i tak jak w przypadku prezentacji debiutanckiego materiału na pewno będą to niezapomniane występy.

Kari | Wounds And Bruises | Nextpop/EMI | Recenzja: Wojciech Przylipiak | Ocena: 4 / 6