Nie usłyszycie na nim gwiazd na miarę Open’era, ani nawet Off Festiwalu. Nie będziecie przedzierać się przez tłumy widzów pod scenę, do sklepików, barów czy toalet. Co ważne, za bilety nie zapłacicie też nawet połowy tego, co na większych imprezach. Soundrive Fest od początku czarował atmosferą, alternatywnym doborem repertuaru i doskonałym miejscem. Nie inaczej było w tym roku, zmieniła się tylko frekwencja, na plus.
Po pierwsze klub B90 na terenach gdańskiej stoczni. Świetnie zorganizowany i nagłośniony. Po drugie widzowie: mało przypadkowej publiki, która chce sobie pochodzić po terenie imprezy, na rzecz fanów szukających nowych muzycznych fascynacji. Wreszcie, i najważniejsze, muzyka: alternatywna, choć w wielu przypadkach już dostrzeżona przez niektóre poza mainstreamowe media.
Drenge, Temples, Gengahr, Hundred Waters – to niektórzy z zagranicznych wykonawców w tegorocznym lineupie Soundrive Festu. Do tego doszła spora grupa rodzimych muzyków z takich projektów jak Małe Miasta, We Draw A, Coals, Baasch, Oslo KIll City czy Pola Rise. Z grubsza większość obracająca się w około rockowo-elektronicznym klimacie. Oczywiście nie wszystkie kapele odnalazły się na tej imprezie (mam wrażenie, że Coals, mimo wypełnionej małej sali, nie do końca wykorzystali swój potencjał, co szczególnie było widać i słychać z tyłu sali), ale na pewno pojawiło się kilka perełek, o których jeszcze usłyszymy. Znakomite koncerty dali chociażby Gengahr i Hundred Waters.
Dobrze, że publika dopisała bardziej niż podczas poprzednich edycji. Oby nie inaczej było za rok. Co prawda nie obyło się bez małych zgrzytów (brak merchu), ale jak szukacie miejsc, w których można odkryć muzyczne perełki spoza mainstreamu to Soundrive Fest w B90 nadaje się do tego idealnie.
Więcej o wydarzeniu na Facebooku>>>