Nie wiem, jakim cudem ominąłem premierę tak bezceremonialnej płyty, ale szybko nadrabiam ten błąd. „Freetown Sound” ukazało się kilka tygodni temu i zebrało bardzo dobre recenzje. Zasłużenie. Dev Hynes jako Blood Orange wymyka się jakimkolwiek klasyfikacjom. Muzyk bezsprzecznie potrafi pisać przeboje.
Dziennik Gazeta Prawna
Dziennik Gazeta Prawna
Dziennik Gazeta Prawna
CD Najpierw grał na pianinie, potem była gitara, perkusja, kilka szkolnych kapel. Wreszcie Marius Lauber przyjął dość oryginalny pseudonim Roosevelt – tak, to po amerykańskim prezydencie – i zajął się elektroniką. Zainteresował się nią, kiedy wylądował w Kolonii. Tam grał w kapeli, był didżejem. Po kilku singlach i epce udało mu się nagrać długogrający debiut. Już ponad dwa lata temu wypatrzyły go brytyjskie media, polecając fanom elektroniki z retronaleciałościami. Sam Marius wśród swoich inspiracji wymienia takich artystów, jak: LCD Soundsystem, Caribou czy Talking Heads. Jego „Roosevelt” to jednym słowem album taneczny. Polubią go miłośnicy bujania się w klimacie synthpopowym, retrosoulowym, indierockowym czy minimalu. To bardzo pozytywny album, idealny na letnie rozruszanie. Sprawdzi się w samochodzie, na rowerze, podczas biegania i na wielogodzinnej balandze. „Roosevelt” nie jest w żadnym stopniu płytą przełomową; raczej miłą, pobudzającą mieszanką łatwo przyswajalnej elektroniki i ciepłego głosu Mariusa.
Roosevelt | Roosevelt | City Slang/Sonic
CD Niespecjalnie jest to mój klimat muzyczny, a jednak przyssałem się do tej płyty na niemal godzinę i nie był to stracony czas. Do przesłuchania albumu „Dla domu i ogrodu” zachęciła mnie okładka. Zdjęcie zajadającej smakołyki pary jest tak niepasujące do muzycznego albumu, że paradoksalnie przyciąga. Wygląda trochę jak z katalogu, nomen omen, „Dla domu i ogrodu”. A nazwa kapeli Niskie Ciśnienie intryguje nie mniej. To ich długogrający debiut, na który zebrali pieniądze na stronie crowdfundingowej. Za wokal odpowiada Alicja Peszkowska, muzykę przygotował Michał Przerwa-Tetmajer (udzielający się m.in. w Jazzpospolitej), teksty Aleksandra Janus. Wspólnie stworzyli płytę, która nie ma szans na szersze zaistnieje w rozgłośniach radiowych, nie da im koncertów podczas trasy „Lata z radiem” ani złotych płyt. To oparta na akustycznej gitarze, momentami z dodatkiem kontrabasu, wiolonczeli i perkusji zabawa folkiem. Niepowalająca i niespecjalnie nowatorska. Za to idealna do odpoczynku w ogrodzie i idealna na zbicie wysokiego ciśnienia. Świetna muzyka relaksacyjna.
Niskie Ciśnienie | Dla domu i ogrodu | Postpost
CD Nie wiem, jakim cudem ominąłem premierę tak bezceremonialnej płyty, ale szybko nadrabiam ten błąd. „Freetown Sound” ukazało się kilka tygodni temu i zebrało bardzo dobre recenzje. Zasłużenie. Dev Hynes jako Blood Orange wymyka się jakimkolwiek klasyfikacjom. Muzyk bezsprzecznie potrafi pisać przeboje (z jego możliwości kompozytorskich korzystały chociażby Kylie Minogue i Florence Welch), wydaje przy okazji komiksy. Dotychczasowe płyty jako Blood Orange pokazały też, że dobrze sprawdza się, jak tworzy dla siebie. „Freetown Sound” to kolejny dowód. Gatunkowy miszmasz – to zbyt prosty opis tego albumu. Wciąga już genialnym zdjęciem na okładce. Dźwięki, które tutaj zebrał, a także dołączone przemówienia aktywistów czy sample powstałe z odgłosów miasta układają się w piękną, oldskulową opowieść poruszającą niełatwe społeczne problemy. To złożony album w stylu doskonałego „To Pimp a Butterfly” Kendricka Lamara. Słychać, że Dev uwielbia klasyczny soul, taneczne retrozabawy i przy okazji chce mówić o rzeczach ważnych. Szkoda, że mało dziś powstaje takich płyt. Do wielokrotnego kosztowania.
Blood Orange | Freetown Sound | Domino/Sonic