Polska to nie jest kraj dla sympatycznych ludzi – mówi Krzysztof Varga, którego nowa powieść „Trociny” właśnie się ukazała.

Bohater twojej powieści pięćdziesięcioletni Piotr Augustyn strzyka jadem, nienawidzi wszystkiego i wszystkich. Co cię tak wkurzyło, że napisałeś „Trociny”?

Krzysztof Varga: „Trociny” nie są zlewem moich frustracji.Wymyśliłem bohatera przepełnionego nienawiścią i frustracją, ale to nie ja jestem tym facetem i nie chciałbym nim być. Nie przypominam sobie, co było bezpośrednim impulsem do pisania.Zapewne w jakiejś mierze stworzyłem bohatera w reakcji na to, że żyjemy w miejscu, w którym ludzie są permanentnie wkurwieni. Polska to nie jest kraj dla sympatycznych ludzi.Na ulicy, w tramwaju nie możesz się do nieznajomego niewinnie uśmiechnąć, bo dostaniesz w twarz.Wymyśliłem postać, w której kumulują się polskie frustracje, niechęci i nienawiści. Choć czasami możesz się przecież zgodzić z pewnymi jego spostrzeżeniami. Ale żeby to nie było jednowymiarowe, pomyślałem, że on musi mieć jakąś enklawę, swój azyl.Augustyn nienawidzi wszystkiego, co go otacza, postrzega to jako miałkie i podłe, zaś sam uważa się za lepszego – słucha dawnej muzyki sakralnej, bo tęskni za duchowością. Ma kompleks tożsamości, jego rodzina pochodzi z mazowieckiej wsi, z czym on nie może się pogodzić, bo aspiruje do elity kulturalnej,uważa się za arystokratę ducha. Myślę, że rzeczywistość dostosowała się do mojej książki.Z agresją i frustracją, którą emanuje mój bohater, spotykam się codziennie, wystarczy wizyta w sklepie albo lektura forów internetowych. Swoją drogą szczerze podziwiam ludzi, którzy zarywają noce, żeby się w sieci przerzucać inwektywami.

Moi znajomi, administratorzy jednego z największych polskich portali internetowych, twierdzą, że eskalacja sporów nastąpiła po katastrofie smoleńskiej.

To znaczy, że ta katastrofa wyzwoliła jakieś zahibernowane emocje. Moje felietony z „Dużego Formatu”zwykle są komentowane kilkoma postami. Kiedy jednak zdarzyło mi się napisać felieton o Kaczyńskim, rozpętała się burza i wzajemne wyzywanie się kiboli politycznych obu obozów.To nazwisko działa jak zanęta na ryby, kawałek surowego mięsa rzucony do jeziora,wokół którego momentalnie pojawia się ławica piranii.Dyskusja błyskawicznie odchodzi od tekstu i przeradza się w bijatykę zwolenników PiS z sympatykami PO.Wtej chwili w Polsce nie mamy merytorycznego sporu politycznego, tylko ustawkę, nawalankę dwóch wrogich grup kibolskich.Weszliśmy w etap zimnej wojny domowej, nad czym ubolewam, aczkolwiek jest to niezwykle inspirujące, choć z dłuższej perspektywy zupełnie nieważne. Apropos kiboli – w języku węgierskim pojawiło się słowo „ustawka”, wymawiane po polsku. Jeszcze niedawno na Węgrzech ponoć nie było zwyczaju umawiania się, żeby się tłuc z sympatykami innych drużyn. Powiedział mi to kibic budapeszteńskiego Vasasu, który twierdzi, że polscy kibole cieszą się wśród tamtejszych chuliganów szacunkiem.Wracając do problemu polskiej agresji: nie potrafię wyjaśnić tego fenomenu, natomiast chętnie przeczytałabym jego socjologiczną analizę.Obawiam się, że narastająca agresja z płaszczyzny politycznej przeniesie się na społeczną i skończy się to tak, jak na Węgrzech, rozłamem społeczeństwa na dwa nienawidzące się obozy.

Wróćmy do twojego bohatera – czy tak jak on uważasz, że polski katolicyzm jest fasadowy, sztuczny i bezrefleksyjny?

Nasza religijność jest powierzchowna, obrzędowa, deklaratywna, ograniczająca się w dużej mierze do święcenia jajek naWielkanoc i rodzinnej kolacji wigilijnej. Nie idzie za tym żadna świadomość czy głębsza refleksja.

Jesteś ateistą?

Skończyłem katolickie liceum, ale jestem niewierzący, tak jak większość katolików w tym kraju. Bardzo zazdroszczę osobom autentycznie trzymającym się dekalogu i wierzącym, że czeka ich za to nagroda po śmierci, zbawienie i życie wieczne.To kapitalna rzecz. Życie szczerze, głęboko wierzącego jest dużo prostsze. Perspektywa życia wiecznego – to najlepsze, co może być. Niestety mam problem, żeby w to uwierzyć.

„Trociny” są osobliwą spowiedzią grzesznika, który nie przyznaje się do winy, lecz obwinia cały świat.

On na początku książki mówi, że nie był u spowiedzi od bierzmowania, a teraz jako człowiek 50-letni robi swoją wielką spowiedź, choć nie wyznaje tylko swoich grzechów, lecz obrzuca wszystkich oskarżeniami, usprawiedliwia się.

To bardzo polskie.

O tak,my lubimy obwiniać za nasze porażki innych, odpychamy od siebie świadomość, że jesteśmy sprawcami swojego losu. Piję, bo żona się puszcza; kradnę, bo rodzina mnie gnębiła; kłamię, bo inni jeszcze bardziej kłamią.Mamy jakąś – być może wrodzoną – niemożność przyznania się do popełnianych błędów. Nie jesteśmy w stanie funkcjonować bez wroga. Kiedy brakuje wroga zewnętrznego, musimy znaleźć wewnętrznego, szukamy go nawet wśród najbliższych sobie ludzi.Wróg nadaje życiu dynamikę, Polak bez wroga nie istnieje.

Polska widziana oczami Piotra Augustyna jest kartoflano-buraczaną ziemią jałową, cuchnącą przetrawionym alkoholem, smażonymi kotletami i odorem niemytych ciał. Nie obawiasz się, że prawicowe środowiska oskarżą cię o obrazę ojczyzny?

Nie sądzę. Prawicowe media zignorują tę książkę, bo nie pojawiają się w niej Kaczyńscy, a katastrofa Tu-154 istnieje tylko w kontekście wzmianki o Matce Boskiej Smoleńskiej. Nikomu z prawicy nie będzie się chciało czytać takiej książki. Polacy reagują dziś jak psy Pawłowa.Debata publiczna nakręca się wokół jednej nieistotnej wypowiedzi, byleby zawierało słowa Kaczyński,Tusk, Smoleńsk. Przez kilka dni media żyły tym, co poseł Stefan Niesiołowski warknął Ewie Stankiewicz, a co za tydzień nie będzie miało żadnego znaczenia. Najlepszą diagnozą dzisiejszej sytuacji społecznej w Polsce jest dla mnie rysunek Marka Raczkowskiego z „Przekroju”, przedstawiający radio, z którego rozbrzmiewa komunikat: „Dziś społeczeństwo znowu zostało wstrząśnięte serią wydarzeń bez żadnego znaczenia”. Taka jest prawda. Nikt więc nie będzie przeprowadzał w prawicowych środowiskach analizy, jaki jest stosunek mojego bohatera do Polski, do świata.Debaty publiczne żywią się jętkami jednodniówkami, wyciągniętymi z blogów cytatami, lapsusami polityków i to się nakręca jak jakieś absurdalne perpetuum mobile. Jeszcze w latach 90. dyskutowano na forum publicznym o literaturze, formułowano tezy, spierano się o nie.Dziś nikogo takie debaty nie obchodzą.Atrakcyjna jest tylko polityczna nawalanka. Dlatego nie spodziewam się kariery mojej książki w mediach prawicowych czy lewicowych ani publicznej dyskusji na jej temat.