Broniewski, Iwaszkiewicz, Mrożek, Szymborska, Gombrowicz – archiwa wybitnych pisarzy ukrywają jeszcze niejedną literacką perłę.

Ukazującą się właśnie nakładem wydawnictwa Krytyki Politycznej pełną wersję „Pamiętnika” Władysława Broniewskiego wydawca i edytor publikacji Maciej Tramer określają mianem tekstu, który przez dziesięciolecia obrósł legendą. Przez lata swoje zapiski z czasów młodzieńczych sam Broniewski czytywał jedynie wybiórczo i wyłącznie garstce najbardziej zaufanych przyjaciół. W latach 60. ubiegłego wieku krótkie fragmenty „Pamiętnika” drukowały „Polityka”, „Miesięcznik Literacki” i „Poezja”, wersję w dużym stopniu okrojoną wydano w 1984 roku. Ale jak przekonuje Maciej Tramer, publikacje wcześniejsze jedynie podsyciły niezdrową ciekawość czytelników, wywołując spekulacje na temat polityczno-obyczajowych sensacji, jakie mogłyby wywołać nieznane dotąd partie zapisków. Maciej Tramer podkreśla, jak bardzo kontrowersyjne w rozmaitych kręgach mogły okazać się polityczne refleksje i spostrzeżenia zawarte w „Pamiętniku”. „Broniewski pisze o udziale w wojnie polsko-rosyjskiej, wcześniej wspomina o konflikcie polsko-ukraińskim, o którym zresztą do tej pory niechętnie się mówi. Fragmenty dotyczące udziału Broniewskiego na Wołyniu na przełomie 1918 i 1919 roku, kiedy poeta jednoznacznie określa swoją rolę jako okupanta, pacyfikującego Wołyń, nawet dzisiaj mogą okazać się kontrowersyjne w obliczu tego, jak patrzy się na to, co na Wołyniu działo się później” – przekonuje.

Sekrety mistrzów

Wątpliwości dotyczące publikacji pełnej wersji „Pamiętnika” były jednak wielorakie. Niebagatelną rolę odegrały tu kwestie obyczajowe i smaczki erotyczne, których Broniewski nie szczędzi na kartach notatnika, łącznie ze wzmianką o chorobie wenerycznej, z której poeta miał leczyć się przez wiele lat. Nic dziwnego, że żony poety, zwłaszcza ostatnia – Wanda Broniewska – miały poważne opory przed rozpowszechnianiem opowieści o licznych przedmałżeńskich romansach autora „Drzewa rozpaczającego”. Pozostawało jeszcze pytanie, czy wydanie „Pamiętnika” nie byłoby naruszeniem woli Władysława Broniewskiego, który protestował przeciwko publikacji jego wierszy młodzieńczych – notatnik z lat 1918–1922 zawiera ich sporo. Dostając dziś do rąk „Pamiętnik”, którego rękopis cudem ocalał przez wojnę i powstanie, odkrywamy jednak istotny i fascynujący wycinek biografii pisarza. Broniewski, narrator zapisków, to poeta jeszcze nieukształtowany, dopiero u progu artystycznej drogi. Pisane na marginesach wiersze (które sam autor nazywał potem „niebroniewskimi”) gdzieniegdzie mogą zdać się naiwne, niewprawne. Z całą pewnością młody Broniewski to błyskotliwy opowiadacz, świetny kronikarz, ale i niesforny flirciarz, który zdaje barwne relacje z niekończących się podbojów miłosnych. Zdaniem Macieja Tramera koniec „Pamiętnika” wyznacza istotną cezurę w twórczej biografii poety. „Widać w pamiętniku, że Broniewski bardzo intensywnie pracuje nad tym, żeby stać się poważnym poetą. Kilka miesięcy po zakończeniu pisania pamiętnika 31 grudnia 1922 roku wysyła swojemu przyjacielowi pierwszy fragment wiersza, który jest w pełni dojrzały i poważny. Pamiętnik kończy etap twórczości niedojrzałej, zaraz za nim zaczyna się już poeta ukształtowany i świadomy” – mówi Maciej Tramer. Archiwa wielkich pisarzy i poetów dwudziestowiecznych kryją jeszcze wiele wartościowych znalezisk, których publikacji w najbliższych latach możemy się spodziewać. A to, co odnalezione, niewydobyte nigdy na światło dzienne, nieustająco podsyca czytelniczą ciekawość. Wydarzeniem literackim, zapowiadanym na jesień tego roku, ma być publikacja nigdy niewydanych w zbiorze wierszy Wisławy Szymborskiej z lat 1944–1948, powstałych przed oficjalnym debiutem poetki. Michał Rusinek, były sekretarz Wisławy Szymborskiej i opiekun jej archiwów, przekonuje, że to książka w jakiejś mierze mityczna, bo o istnieniu zbioru młodzieńczych wierszy Szymborskiej do niedawna nikt jeszcze nie wiedział. Prawdopodobnie miał być to debiutancki tom poetki, który z jakichś powodów nigdy nie ukazał się w całości. „Wiemy, że Wisława Szymborska została przyjęta do Związku Literatów Polskich w roku 1949 na podstawie maszynopisu tego zbioru. W jakimś dokumencie nosił tytuł »Szycie sztandaru«, gdzie indziej został po prostu zatytułowany »Wiersze «” – mówi Michał Rusinek, zapewniając, że wartość literacka żadnego utworu w odnalezionym zbiorze nie budziła wątpliwości, czy jego całość powinna zostać wydana. „Te wiersze są szalenie interesujące ze względu na wątki, które potem zaniknęły w twórczości Szymborskiej. Są wątki wojenne, ale widoczne jest też próbowanie sił w rozmaitych poetykach, na przykład awangardy” – opowiada.

Ukryte przed cenzurą

Znalezione po latach utwory, dzienniki, listy zawsze budzą emocje wydawców i czytelników, które chętnie podchwytują media. Kilka tygodni temu medialną sensacją stała się wiadomość o odnalezionych w Oxfordzie nieznanych wierszach Safony, dwa lata temu donoszono o znalezieniu, uznanej za zaginioną powieści Jacka Kerouaca. W Polsce pole do działań literackich archeologów zdaje się ogromne. Wiele można spekulować o tekstach, które zaginęły w wyniku wojny i historycznych zawieruch (któryż z literaturoznawców nie marzy o odnalezieniu mitycznej powieści „Mesjasz” Brunona Schulza, którą według potwierdzonych ustaleń, przechwyciły archiwa NKWD?) Wiele tekstów wybitnych pisarzy, przez lata uznawanych za niecenzuralne, dopiero dziś może ujrzeć światło dzienne. Trudno wyobrazić sobie radość sekretarza Stanisława Lema, Wojciecha Zemka na wieść o odnalezieniu satyrycznego utworu „Korzenie”, którego niechlubnym bohaterem był Josif Wissarionowicz Stalin. Lem tak bardzo obawiał się politycznych konsekwencji swojego literackiego żartu, że ukrył maszynopis w teczce zawierającej inny tekst. Poszukiwania trwały dziesięciolecia, a „Korzenie” po raz pierwszy zostały opublikowane dwa lata po śmierci autora „Dzienników gwiazdowych”. Opowieści o szczęśliwych zbiegach okoliczności i literackich perełkach, odnalezionych w archiwach, nieustannie budzą zainteresowanie, a wydawcy tym chętniej podsycają naszą ciekawość. W ubiegłym roku światło dzienne ujrzał niedokończony tekst prozatorski Czesława Miłosza zatytułowany „Góry Parnasu”.

Wydawca reklamował go szumnie jako pierwszą powieść science fiction autora „Ziemi Ulro”. Czy była to tak wielka sensacja, jakiej można by się spodziewać po marketingowych hasłach? Biograf i znawca twórczości Miłosza Andrzej Franaszek studził zapały, zastrzegając, że wydobyty z archiwum tekst jest dziełem w dorobku pisarza słabszym i celowo niedoprowadzonym do końca, a oprawę science fiction należy potraktować jako ciekawostkę. Książką, która w powszechnym odbiorze urosła do rangi mitu, bez wątpienia był „Kronos” Witolda Gombrowicza, opublikowany w ubiegłym roku nakładem Wydawnictwa Literackiego. Wokół surowych, bardzo intymnych zapisków, mających być rewersem legendarnego „Dziennika” Gombrowicza od dawna krążyły legendy. Żona pisarza Rita przez 40 lat trzymała egzemplarz „Kronosu” w domu, zastanawiając się, czy powinna go opublikować. Mówiła potem, że czuła się, jakby żyła z tajemnicą. Emocje i plotki o tym, że ukazanie się nieznanych notatek Gombrowicza będzie najdonioślejszym wydarzeniem dekady, stopniały jednak niedługo po ukazaniu się „Kronosu”. Sama Rita Gombrowicz przestrzega, że „Kronos” należy traktować wyłącznie jako suplement do „Dzienników”. Prawdą jest jednak, że mamy wielki urodzaj cennych pośmiertnych edycji dzienników, listów i prywatnych zapisków, które wielkich pisarzy dwudziestowiecznych pozwalają zobaczyć w pozaliterackim kontekście lub stanowią uzupełnienie ich dzieła. Ukazanie się m.in. trzech tomów „Dzienników” Jarosława Iwaszkiewicza i „Tajnego dziennika” Mirona Białoszewskiego były jednymi z najdonioślejszych wydarzeń w literaturze ostatnich lat. Wciąż ukazuje się wiele opracowań cennych materiałów z archiwum Iwaszkiewicza.

Premierę miały świeżo tomy korespondencji autora „Sławy i chwały” z Andrzejem Wajdą i Wiesławem Kępińskim. Radosław Romaniuk, biograf i edytor dzienników i listów Iwaszkiewicza, przekonuje, że obie publikacje są dla czytelnika ważne, bo ukazują bardziej prywatne oblicze pisarza, zaś w muzeum w Stawisku znajduje się wiele wartościowych materiałów czekających na opracowanie. Jego zdaniem zainteresowanie archiwami pisarzy ma u nas szczególny wymiar. „Polska literatura powojenna, która powstawała w kraju, była już u narodzin naznaczona przez cenzurę i autocenzurę. Dlatego w przypadku wielu pisarzy, by wymienić tylko Iwaszkiewicza, Mrożka czy Białoszewskiego, na marginesie zasadniczego dzieła literackiego powstawał równoległy zapis autobiograficzny. Był to sposób na poruszenie tematów, które wyrażone wprost nie mogły znaleźć się w dziele artystycznym. Popularność dzienników i zbiorów korespondencji wiąże się z tym, że mamy świadomość odchodzenia pewnej epoki. Jest już ostatnia chwila, żeby tę epokę jakoś opisać, podsumować, zastanowić się nad nią, bo na naszych oczach zamienia się w Atlantydę zalewaną przez czas” – mówi badacz. Literacka archeologia to bowiem nie tylko pasja literaturoznawców, ale coś, co niezmiennie fascynuje nas – czytelników.