Dla Amerykanów Judy Garland jest świętością, wielką gwiazdą wielbioną do dziś. Ale jej życie było ciągłą walką, nie zawsze zwycięską.

Chciałam uwierzyć, stawałam na głowie, żeby uwierzyć w tęczę. Próbowałam się do niej zbliżyć, ale nie mogłam” – mówiła. Wielki sukces został okupiony wielkim strachem. Judy Garland była wybitnie utalentowaną artystką, ale scenariusz jej życia nie został napisany najlepiej. Śpiewała o drugim brzegu tęczy, tymczasem prywatny horyzont aktorki miał zdecydowanie bardziej wyblakłą gamę kolorów.

W serii wydawnictwa Prószyński i S-ka przypominającej największe ikony kina amerykańskiego ukazała się biografia Judy Garland autorstwa Geralda Clarke’a w przekładzie Adama Tuza. Na okładkowym zdjęciu Judy wygląda prześlicznie. Ma dwadzieścia lat i jest w szczytowym momencie kariery. Ale to był już początek końca. Nie miała szansy na szczęśliwe dzieciństwo, zdobywanie wiedzy, małą stabilizację rodzinną. Przez całe życie walczyła z kompleksami, brakiem pewności siebie i atawistyczną potrzebą akceptacji. Żyła zaledwie czterdzieści siedem lat, z tego przez cztery dekady nieustannie występowała na scenach, estradach, planach filmowych. Pomimo sukcesów borykała się z problemami finansowymi, pięć razy wychodziła za mąż i czterokrotnie się rozwodziła, urodziła troje dzieci, w tym córkę, wielką Lize Minnelli. Życiową partię Judy przegrywała na raty. Uzależniła się od leków. Rano sięgała po pobudzającą amfetaminę, kładąc się spać, zażywała barbiturany. Lekarze przepisywali jej także środki kontrolujące wagę, zmieniające metabolizm. Po kilku nieudanych próbach samobójczych umarła po przedawkowaniu środków nasennych. W 1951 roku mówiła o sobie: „Jestem symbolem wszystkich marzeń i pragnień”. Jeżeli przesadziła, to w niewielkim stopniu.

Gerald Clarke, autor kluczowej biografii Trumana Capote’a, znowu solennie wykonał zadanie. Obszerna, licząca niemal sześćset stron monografia wieloaspektowo ukazuje tragiczne życie ulubienicy Ameryki. Clarke pisze, że nad opowieścią o życiu Judy Garland pracował dziesięć lat. Przeczytał wszystko, co na jej temat napisano, spotkał się z dziesiątkami pamiętających aktorkę osób. W książce widać ten ogromny wysiłek: same przypisy i filmografia zajmują prawie sto stron. Co prawda monograf wpada czasami w egzaltowany ton i zamiast analizy ról dostajemy nazbyt chyba detaliczne informacje o proweniencji zdecydowanie tabloidowej, na przykład opisy seksualnych ekscesów z udziałem ojca Judy, lecz także przejmujący portret matki Garland, Ethel Gumm. Ethel, projektująca niespełnione ambicje artystyczne najpierw na wszystkie trzy córki, a następnie przede wszystkim na Judy, najmłodszą i najbardziej utalentowaną spośród nich, była w jakimś stopniu odpowiedzialna za późniejszy dramat, a w efekcie również śmierć córki. Strony, na których Clarke opisuje matkę zmuszającą dziecko do przyjmowania naprzemiennie środków pobudzających i nasennych, należą do najbardziej przerażających.

W Polsce i w Europie nazwisko Garland nigdy nie było tak popularne jak w USA, ale w Ameryce Judy jest świętością. Instytut Filmowy uznał ja za jedną z dziesięciu najwybitniejszych aktorek wszech czasów. Miała szesnaście lat, kiedy pokonała w castingu Shirley Temple i zagrała Dorotkę Gale w „Czarnoksiężniku z Oz” według powieści dla dzieci autorstwa L. Franka Bauma. Piosenka „Somewhere Over the Rainbow” w wykonaniu Judy stała się wkrótce jednym z najwspanialszych muzycznych evergreenów w dziejach kina. A chociaż udanych ról filmowych miała na koncie więcej – wystarczy wspomnieć „Spotkamy się w St. Louis”, „Narodziny gwiazdy” czy „Wyrok w Norymberdze” – do końca pozostała przede wszystkim Dorotką. Niewinna, czarująca istotka, usiłująca zakląć zły los, żeby był chociaż trochę lepszy. Ostatni film z udziałem Garland nosił tytuł „I dalej będę śpiewać”. Obietnica została spełniona. Śpiewa wciąż, na drugim brzegu tęczy.

Judy Garland | Gerald Clarke | przeł. Adam Tuz | Prószynski i S-ka 2014 | Recenzja: Łukasz Maciejewski | Ocena: 4 / 6