„Troje” Sarah Lotz. Horror? Thriller? Science fiction? Nieważne. To przede wszystkim świetna, oryginalna panorama świata ogarniętego zbiorowym szaleństwem.

Gatunkowe hybrydy to chleb powszedni literatury popularnej naszych czasów – dlatego „Troje” Sarah Lotz właściwie nie powinno zaskakiwać. Ale zaskakuje. Wprawdzie pisarka z RPA zgrabnie połączyła w jednej książce horror, SF, thriller i historię alternatywną, niemniej wielu przed nią brało się do analogicznych przedsięwzięć. Nowatorstwo „Trojga” polega na czym innym – to przede wszystkim wiarygodna powieść społeczna, w której wątki fantastyczne czy metafizyczne wprowadzane są w formie sugestii, aluzji, kontekstów. Ta książka opowiada o świecie na krawędzi, świecie ogarniętym kryzysem ducha i woli, przygniecionym nadmiarem informacji i możliwości wyboru.

Rzecz traktuje o następstwach czterech katastrof lotniczych, które wydarzają się 12 stycznia 2012 roku równocześnie na różnych kontynentach – kursowe samoloty pasażerskie z niewyjaśnionych przyczyn spadają do oceanu u wybrzeży Portugalii, na zbocza japońskiej góry Fuji, bagna Florydy i pełne imigrantów slumsy Kapsztadu. W takich wypadkach zwykle giną wszyscy, ale tym razem jest inaczej: każdej katastrofie poza afrykańską towarzyszy cudowne ocalenie dziecka. To właśnie tytułowi „Troje”, dwóch chłopców i jedna dziewczynka. Wracają dziwnie odmienieni, inni niż przedtem. Napiętnowani śmiercią? Obdarzeni jakimś szczególnym darem? I czy czwarte dziecko też przeżyło?

Lotz wybiera szczególną formę opowieści – paradokument. Wewnątrz powieści kryje się inna książka, „Czarny czwartek. Od katastrofy do spisku” dziennikarki Elspeth Martins, reporterska analiza fenomenu „Trojga”, a zarazem spisana na gorąco historia społecznych i politycznych procesów uruchomionych przez wypadki z 12 stycznia – próba przyjrzenia się temu, jak działa globalne domino, gdy przewrócić pierwszą kostkę.

A jeśli – zdaje się pytać Lotz – któregoś dnia popadniemy w irracjonalne zbiorowe szaleństwo? Co się wtedy stanie? W „Trojgu” amerykańska religijna prawica uznaje katastrofy za znak nadciągającego końca, a uratowane dzieci (przy założeniu, że czwarty chłopiec również przeżył) za jeźdźców Apokalipsy. Te idee szerzą się z zadziwiającą prędkością, podobnie jak wszelkie inne teorie spiskowe, z których najłagodniejsze mówią o podmianie DNA oraz inwazji obcych w dziecięcych ciałach.

„Troje” to ostrzeżenie – świat jest skrajnie niestabilny, wystarczy iskra, by wprawić go w chaotyczne oscylacje, których konsekwencji nie da się przewidzieć. To, czy ocalałe dzieci są wysłannikami Pana Boga, Diabła czy Sułtana Kosmitów, jest

Troje | Sarah Lotz | przeł. Arkadiusz Nakoniecznik | Akurat 2014 | Recenzja: Piotr Kofta | Ocena: 5 / 6