"Kurier Francuski" Wesa Andersona i "C’mon C’mon" Mike’a Millsa zainaugurowały we wtorek wieczorem 12. American Film Festival (AFF). Podczas gali otwarcia nagrodę Indie Star Award, przyznawaną twórcom niezależnego kina amerykańskiego, odebrał John Waters.
Otwierając 12. American Film Festival jego dyrektorka artystyczna Urszula Śniegowska podkreśliła, że cieszy się z ponownego spotkania na żywo, na święcie amerykańskiego kina, które w ubiegłym roku przerwała pandemia i lockdown. "Cieszę się, choć jest mi nieco niezręcznie cieszyć się w ogóle i stać tu spokojnie, gdy na polskiej granicy zamarzają ludzie" – powiedziała.
"Wierzę w kino i doświadczenie społeczne, które ono przynosi. Doświadczenie, które tworzymy właśnie spotykając się w ciemnej sali przeżywając dzieła ruchomego obrazu. (…) Wierzę także w spotkania między odbiorcą i twórcami i dlatego dziękuję wszystkim reżyserom, twórcom i producentom, którzy pozwolili nam ułożyć program festiwalu" – mówiła.
Zwróciła uwagę, że filmy, które zostały wybrane na tegoroczny festiwal, oprócz wytchnienia od przygnębiającej rzeczywistości, dadzą widzom wiele wskazówek aktywizmu, tolerancji, walki o równe prawa, radzenia sobie z traumą i budowania lepszego świata. "Retrospektywy zwłaszcza Idy Lupino i Johna Watersa nadadzą kontekst historyczny tym materiałom" – wskazała.
W imieniu prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka gości festiwalu powitał dyrektor Departamentu Spraw Społecznych Bartłomiej Świerczewski, który podkreślił, że Wrocław to miasto nie tylko stu mostów, ale przede wszystkim miasto spotkań. "+Spotkanie+, które we Wrocławiu jest takim słowem-kluczem, nie byłoby możliwe w innym mieście niż miasto tolerancyjne, otwarte na innych, na osoby myślące inaczej, a także na wszystkie osoby, które chcą do tego miasta przybyć. Dlatego ta idea mostu, spotkania jest szalenie ważnym elementem naszej tradycji i naszej historii" – powiedział.
Jak zauważył, idealnym miejscem do spotkania może być także kino. "Może być nim właśnie 12. festiwal filmów amerykańskich we Wrocławiu, który - mam głęboką nadzieję - będzie okazją do spotkania i to takiego szeroko rozumianego, spotkania z ludźmi, z kulturą, z własnymi emocjami, a także będzie okazją do tego, żeby zmierzyć się z tym, co wszyscy mamy w głowach, co dzieje się dookoła nas" – podkreślił.
Przedstawiciel Ambasady Stanów Zjednoczonych w Polsce, radca ds. prasy i kultury James Wolfe zwrócił uwagę, że większość obywateli z pewnością dobrze wie, co grane jest w multipleksach i zna tytuły kasowych hollywoodzkich produkcji. "Natomiast, żeby zobaczyć takie filmy, jakie pokazywane są na tym festiwalu, trzeba specjalnej okazji i taką właśnie tutaj stworzono" - zaznaczył.
"Doświadczenie wspólnego oglądania tego rodzaju filmów w sali kinowej to coś, co szczególnie wzmaga to wzajemne polsko-amerykańskie zrozumienie i daje nam takie poczucie, że jesteśmy wszyscy częścią pewnej wspólnoty" – ocenił.
Dodał, że filmy pokazywane na festiwalu mówią głosem tolerancji, która dla Wrocławia jest niezwykle ważna. "Mówią o tym, że wszyscy jesteśmy ludźmi i wszyscy mamy godność, która jest nam przyrodzona. Wydaje mi się, że szczególnie filmy Johna Watersa wyraźnie pokazują, że każdy człowiek zasługuje na szacunek i godność, niezależnie od tego kim jest" – wskazał Wolfe.
Podczas uroczystości to właśnie John Waters - pochodzący z Baltimore reżyser, scenarzysta, aktor, pisarz i performer, jeden z najbarwniejszych przedstawicieli amerykańskiej kontrkultury - odebrał Indie Star Award. Wyróżnienie to przyznawane jest wybitnym przedstawicielom niezależnego kina amerykańskiego. W wygłoszonej laudacji Urszula Śniegowska podkreśliła, że twórczość reżysera "stanowi nieocenioną lekcję artystycznej odwagi i niezależności, inteligentnej prowokacji, a także sprytu, który pozwolił mu swego czasu przemycić do konserwatywnego Hollywood takie wartości jak: tolerancja, otwartość i sprzeciw wobec wszelkich form dyskryminacji".
Wtorkową galę zakończyła polska premiera filmu "Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun" Wesa Andersona. To opowieść o amerykańskich emigrantach tworzących u schyłku lat 60. w miasteczku na południu Francji fikcyjny magazynowy dodatek, tytułowy Kurier Francuski. W obsadzie filmu znaleźli się m.in.: Tilda Swinton, Bill Murray, Frances McDormand i Timothée Chalamet.
Drugim filmem otwarcia tegorocznego festiwalu był "C’mon C’mon" Mike'a Millsa. Główny bohater, grany przez Joaquina Phoenixa, przemierza w nim Stany Zjednoczone, rozmawiając z młodymi ludźmi o ich marzeniach i planach na przyszłość. Niespodziewanie musi przejąć też opiekę nad swoim siostrzeńcem, młodym człowiekiem o niezwykłej wrażliwości i wyobraźni.
Indie Star Award,dla Johna Watersa
Części gali otwarcia festiwalu było także wręczenie nagrody Indie Star Award dla Johna Watersa - jednego z najbarwniejszych przedstawicieli amerykańskiej kontrkultury. Indie Star Award to nagroda honorująca osobowości niezależnego kina amerykańskiego.
W laudacji wygłoszonej podczas gali otwarcia American Film Festival dyrektorka artystyczna Urszula Śniegowska podkreśliła, że twórczość Johna Watersa "stanowi nieocenioną lekcję artystycznej odwagi i niezależności, inteligentnej prowokacji, a także sprytu, który pozwolił mu swego czasu przemycić do konserwatywnego Hollywood takie wartości jak: tolerancja, otwartość i sprzeciw wobec wszelkich form dyskryminacji".
"W takich filmach, jak +Lakier do włosów+ i +W czym mamy problem+ Waters wywrócił na nice wyobrażenia o normie, genderowe mity, rasizm, wyśmiewał mentalne lenistwo, testował definicje dobrego smaku, granice przyzwyczajeń i hipokryzję" – zwróciła uwagę Śniegowska dodając, że twórca z Baltimore posługiwał się przy tym sarkazmem, humorem, ironią i krzywym zwierciadłem, często nakierowanym też na samego siebie.
"O osiągnieciach naszego gościa warto wspominać tym bardziej, że zarówno w polityce, jak i w życiu społecznym mamy do czynienia w Polsce z czymś w rodzaju neokonserwatywnego zwrotu. Któż, jak nie John Waters, nadaje się na patrona tych wszystkich, którzy - tak, jak my - chcieliby się zbuntować przeciwko temu porządkowi" – podsumowała dyrektorka AFF.
John Waters odbierając statuetkę podkreślił, że jest w Polsce po raz pierwszy, więc jest to dla niego wielkie święto. "Zawsze, kiedy przyjeżdżam do nowego kraju, zastanawiam się, skąd wy w ogóle wiecie, kim ja jestem? Skąd znacie te filmy, które ja 50 lat temu zacząłem robić w pokoju moich rodziców, kiedy jeszcze chodziłem do szkoły średniej? Kiedyś aresztowano mnie za te filmy, a teraz spływają na mnie zaszczyty" – żartował reżyser.
"Kiedy zaczynałem tworzyć undergroundowe filmy trzeba było kleić kawałki 8-milimetrowej taśmy, nie miałem jeszcze wówczas pojęcia o montażu. Potem przerzuciłem się na +midnight movies+, które były pewną sensacją i wprowadziły zupełnie nowy, świeży gatunek. Po jakimś czasie zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę robię kino eksploatacyjne dla kin studyjnych. Zaczęto nazywać mnie +niezależnym+, co wydawało mi się trochę zbyt wyszukane. Potem, jakimś cudem, zębami i pazurami wywalczyłem sobie miejsce w Hollywood, tylko po to, by potem z powrotem przedrzeć się gdzieś na dno, w stronę rynsztoka - tam, gdzie zaczynałem" - opowiadał artysta. Podziękował przy tym swoim fanom na całym świecie, którzy - jak to ujął - pozwalali na to, żeby "udawało się to całych 60 lat".
John Waters to pochodzący z Baltimore reżyser, scenarzysta, aktor, pisarz, performer i teoretyk sztuki, ikona amerykańskiej kontrkultury. Nazywany m.in. "papieżem kampu" czy "geniuszem filmowego zła" w swoich filmach często oburza, rozśmiesza i uświadamia. Jak zwracają uwagę organizatorzy American Film Festival, sedno twórczości Watersa od lat stanowi walka z fałszem, hipokryzją i symulowanym buntem.
12. American Film Festival potrwa we Wrocławiu do 14 listopada, a online od 1 do 14 grudnia. W programie znalazło się 110 produkcji, w tym 101 pełnych metraży. 54 filmy zostaną pokazane w Polsce po raz pierwszy, a 12 będzie miało swoją premierę międzynarodową.