W sobotę 15 września przypada 45. rocznica premiery "Samych swoich" Sylwestra Chęcińskiego. "To prześmieszna i uniwersalna komedia, która w ciekawy sposób obnaża nasze polskie słabostki" - przypomniał Michał Pater, przewodnik po Muzeum Kargula i Pawlaka w Lubomierzu.

Pomysł na opowieść o repatriantach zza Buga Andrzej Mularczyk, pisarz i dziennikarz, zaczerpnął ze wspomnień rodzinnych. Jego stryj, Jan Mularczyk - pierwowzór Kazimierza Pawlaka, był sołtysem we wsi Boryczówka pod Trembowlą. Podczas wysiedlania Polaków na Ziemie Zachodnie stryj pojechał transportem z inną wsią. Wyboru nowego miejsca do zamieszkania dokonał, gdy pociąg zatrzymał się w okolicach Tymowej, między Lubinem i Ścinawą. Jan Mularczyk zobaczył tam krowę z ułamanym rogiem - własność nielubianego sąsiada.

Na kanwie opowieści stryja Andrzej Mularczyk napisał scenariusz słuchowiska radiowego "I było święto", które wyreżyserował Andrzej Łapicki. Rolę Pawlaka zagrał Wojciech Siemion, o Kargulu bohaterowie tylko wspominali.

Mularczyk przerobił potem scenariusz z radiowego na filmowy. Temat jednak odrzuciło kilka zespołów filmowych. "Wtedy o wsi robiło się filmy patetyczne i ideologiczne w stylu +Jasne Łany+ czy +Gromada+" - wspominał reżyser Sylwester Chęciński w wywiadzie dla portalu "Naszemiasto.pl". Tekstem zainteresował się dopiero Czesław Petelski, szef zespołu Iluzjon.

Scenariusz trafił w ręce Sylwestra Chęcińskiego, który znał już słuchowisko "I było święto". "Pochodzę ze wsi, z Suśćca (...). Miałem tę historię we krwi" - tak mówił reżyser w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej". Według twórcy, temat przesiedleń na nowe ziemie miał komediowy potencjał. "Zobaczyłem energię osadników, inicjatywę, pęd do walki o swoje. (...) Przenieśli zabużańską mentalność w nowe warunki. I tak rodziły się pełne absurdu sytuacje" - wspominał Chęciński na łamach "Gazety Wyborczej".

W roli Pawlaka reżyser zamierzał obsadzić Jacka Woszczerowicza. I choć aktor bardzo chciał zagrać, to musiał jednak zrezygnować z powodów zdrowotnych. Trzeba było rozpocząć poszukiwania odpowiedniego aktora. "Wacek Kowalski to był uśmiech losu. Gdy usłyszałem, jak on mówi! Pochodził z Janowa Podlaskiego, zaśpiew miał zapisany w kodzie genetycznym. Nie do podrobienia, krew filmu" - podkreślał Chęciński w "Gazecie Wyborczej". Rolę Kargula powierzono popularnemu wówczas Władysławowi Hańczy.

Wyzwaniem okazało się znalezienie odpowiednich lokacji: dwóch domów stojących naprzeciw siebie oraz miasta z rynkiem. "Dość długo jeździliśmy w poszukiwaniu zabudowań, które pasowałyby do scenariusza i oddawały jego dramaturgię. (...) Znaleźliśmy ich zaledwie kilka" - opowiadał reżyser w wywiadzie dla "Nowej Trybuny Opolskiej". Ostatecznie wybór padł na gospodarstwo państwa Daleckich w Dobrzykowicach. Do realizacji scen w miasteczku wybrano Lubomierz, w którym wcześniej kręcono nowelę "Wdowa" z "Krzyża walecznych" Kazimierza Kutza.

Zdjęcia do "Samych swoich" trwały cztery miesiące. "Na planie była nieprawdopodobna dyscyplina. Reżyser nie dopuszczał, żebyśmy się wygłupiali. Postaci w tym filmie są bardzo poważne i wszystko traktują niezwykle serio. Śmieszne natomiast są sytuacje i dialogi. Właśnie to zderzenie najlepiej buduje komizm filmu" - podkreślał na łamach "Dziennika Łódzkiego" filmowy Witia, czyli Jerzy Janeczek.

Problemem dla części aktorów - poza Wacławem Kowalskim - okazał się wschodni dialekt, którym mieli się posługiwać bohaterowie. "To, co w ustach Kowalskiego brzmiało śmiesznie, w ustach Hańczy było żałosne" - tłumaczył reżyser na portalu "Naszemiasto.pl". Ostatecznie pod postać Kargula głos podłożył Bolesław Płotnicki, Jadźkę - graną przez Ilonę Kuśmierską - zdubbingowała Elżbieta Kępińska, a Leonię Pawlak, matkę Kazimierza i Jana - graną przez Natalię Szymańską - Irena Malkiewicz.

Film miał swoją premierę 15 września 1967 roku. Początkowo nie zdobył dużej popularności. "Odkryto go po pół roku. Rozpoczęły się dyskusje w telewizji, prasie. Pytano, dlaczego nie robię drugiej części. Wywierano na mnie presję. Nie bardzo chciałem, bo wiedziałem, że kolejna odsłona nie będzie już taka zabawna" - wspominał Sylwester Chęciński na łamach "Angory".

Reżyser przed kręceniem kontynuacji bronił się prawie siedem lat. Zanim ostatecznie podjął się na realizacji drugiego filmu o przygodach Kargula i Pawlaka, od razu zażądał zgody na powstanie części trzeciej, rozgrywającej się w USA. Liczył, że wizja kosztów produkcji zagranicznej przerazi dyrekcję kinematografii. Zgodę jednak otrzymał i w efekcie nakręcono "Nie ma mocnych" i "Kochaj albo rzuć".

W 1995 roku w Lubomierzu (dolnośląskie) powstało Muzeum Kargula i Pawlaka. Można tam obejrzeć m.in. fragmenty filmów, plakaty, płot oddzielający posesje głównych bohaterów, fragment muru z napisem "3 x NIE" czy ziemię z Krużewnik. Całości dopełnia ekspozycja sprzętów i urządzeń wykorzystywanych w czasach powojennych przez osadników.

"Muzeum odwiedzają ludzie w różnym wieku. Co prawda młodzież szkolna w przedziale wieku 11-15 lat już niespecjalnie rozumie treść filmu +Sami swoi+. Nie jest to może przekaz, który do nich trafia. Ale opiekunowie, którzy z młodzieżą przyjeżdżają, starają się im tę treść przybliżyć. Jestem więc przekonany, że młodsze pokolenia przyswoją sobie ten film, który tak mocno wrósł w naszą kulturę" - powiedział PAP Michał Pater, przewodnik po muzeum.

W kwietniu 2002 roku widzowie telewizji Polsat obejrzeli cyfrowo pokolorowaną wersję "Samych swoich".