Gdy Ty byłeś na wojnie, ja karmiłem Twoje dzieci – słowa te wypowiada tytułowy Amir. Bo jest to film przedstawiający czasy wojny, lecz wojny w nim nie zobaczycie – wyjaśnia reżyser Maksim Panfiłow.

Karolina Gruszka. Nie ukrywam, że to ona ściągnęła mnie na ten film. Po rolach u Ivana Wyrypajewa ("Tlen", "Taniec Delhi"), chciałem sprawdzić, jak poradzi sobie w kolejnej rosyjskiej produkcji. Ponownie nie zawiodłem się. Aktorka zwiewnie porusza się w kadrach, nie narzuca się, lecz sprawia, że chcemy na nią patrzeć. Jej naturalność towarzyszy nam do samego końca filmu.

Dwa życia

Maria (Karolina Gruszka) ucieka z oblężonego podczas drugiej wojny światowej Sewastopola. Zabiera ze sobą dwójkę dzieci oraz tragiczną informację o śmierci męża - oficera marynarki wojennej. Jako cel obiera Taszkient w sączącym się orientem Uzbekistanie (ówczesna Uzbecka Socjalistyczna Republika Radziecka). Krótko jednak po przekroczeniu granicy jej synek zaczyna tracić siły, choruje. Z pomocą przychodzi Amir. Plan dotarcia do Taszkientu rozmywa się. Maria zaczyna nowe życie w nowej kulturze.

Amir sprzedaje żyrandole. Ma dwie żony, dzieci, zwierzęta domowe. Prowadzi spokojne, lecz pracowite życie w uzbeckiej prowincji. Nie trzeba długo czekać, by zaobserwować jego rosnące zainteresowanie nową kobietą w domostwie. Bohater roztacza opiekę nad potrzebującą pomocy Marią i jej dziećmi. Już kocha, szanuje, ale także wymaga. Szybko dochodzi do pierwszego kontaktu fizycznego i równie szybko pojawia się dziecko, nazwane na cześć po zmarłym mężu – Ivan. Maria staje się trzecią żoną, co nie spotyka się jednak z aprobatą dwóch obecnych.

Kobieta szybko odnajduje się w nowej roli. W raz z nowo narodzonym dzieckiem jeszcze pełniej wkracza w świat orientu. Odnajduje szczęście. Potrafi się cieszyć, tańczyć, śpiewać. Ból wdowy wydaje się zanikać. Cieszą się też dzieci. W nieodkrytym do tej pory przez nich świecie znalazły w końcu swoje miejsce. Barwne życie w rozgrzanym ciepłym słońcem Uzbekistanie kończy się jednak równie szybko, jak się zaczęło. Ivan – rzekomo zmarły mąż Marii nagle przestępuje próg wielokulturowej rodziny. Zaczyna się druga część filmu z Sewastopolem w tle.

Gdzie jest lepiej?

Staranne kadry przedstawiające wielobarwność orientalnej kultury, w którą wkraczamy wraz Marią, stanowią nieodzowny atut filmu. Obrazu, który pomimo swojej jednowątkowości nie nudzi. Wydaje się jednak, że reżyser posunął się za daleko w przestawieniu kontrastów pomiędzy przyjaznym, ciepłym Uzbekistanem, a mroźnym Sewastopolem, do którego przenosimy się w drugiej części produkcji. Rozbieżności te ewidentnie rażą i wydają się niesprawiedliwe, co jest głównym zarzutem wobec produkcji.

Rozdarcie emocjonalne w pewnym momencie zaczynamy dostrzegać w samej postaci Marii. Wielobarwność uzbeckiego otoczenia i nowy krąg kulturowy wszedł w jej krew. Wyraźnie widać bowiem, że trudno jest się jej ponownie odnaleźć w mroźnych klimatach Sewastopola.

Niedogodności w odbiorze równoważone zostają jednak ciekawie zbudowanymi bohaterami. Obaj mężowie Iwan i Amir to postaci, którym nie brakuje poczucia humoru. Nierzadko też rzucają dosadne zgryźliwe komentarze, co na pewno podoba się widzom. Funkcjonując w dwóch światach, w dwóch kulturach, tkwiących jednak w ramionach ZSRR, w prosty, lecz szczery sposób obrazują widzowi skomplikowane kwestie rodzinne.

Iwan Syn Amira posiadał potencjał na film wyjątkowy. Jednak jego druga część ogromnie spłyca zawarty przekaz. Ciekawie zarysowana historia w pewnym momencie staje się banalna. Tak jak jej zakończenie.

„Iwan, Syn Amira” w reżyserii Maksima Panfiłowa prezentowany był w sekcji konkursowej 7. Festiwalu Filmów Rosyjskich „Sputnik nad Polską”.