Nawet idylliczne lata 90. były pełne patologii i absurdów. Nikt jednak nie mógł przypuszczać, że sprowokują one tak drastyczne konsekwencje. Rzeczywistość ma to do siebie, że zawsze wykpiwa nasze diagnozy i proroctwa – mówi grecki reżyser Syllas Tzoumerkas
W „Płomieniu” pokazujesz Grecję w momencie istotnych przemian społecznych i politycznych. Obalenie starego porządku skazuje nas na chaos i dezorientację, czy może raczej pomóc w udoskonaleniu rzeczywistości?
Trudno znaleźć odpowiedź na to pytanie, ale – z powodu kryzysu finansowego – już niedługo trzeba będzie zadać je sobie nie tylko w Grecji, ale i w całej Europie. Potencjalni buntownicy rekrutują się przecież z zagrożonej zubożeniem klasy średniej, która pozostaje kluczowa dla każdego społeczeństwa. W „Płomieniu” starałem się pokazać możliwie najszersze konsekwencje takiego stanu rzeczy. W sytuacji ekstremalnej wiele osób rzeczywiście przejawia zachowania kretyńskie, nacjonalistyczne i neofaszystowskie. Z drugiej jednak strony inni zyskują wtedy odwagę, by zawalczyć o swoje prawa i upomnieć się o należne miejsce w świecie. Na załamaniu dotychczasowego, patriarchalnego porządku skorzystało na przykład wiele greckich kobiet.
Jedną z nich pozostaje z pewnością charyzmatyczna bohaterka „Płomienia”. Kim inspirowałeś się przy tworzeniu postaci Marii?
Czerpię przede wszystkim z własnego życia i otaczającej rzeczywistości, ale oczywiście odnosiłem się także do ulubionych bohaterek filmowych. Uwielbiam postacie kreowane przez Genę Rowlands w filmach Cassavetesa – „Kobieta pod presją” i „Gloria”. Ostatnimi czasy zafascynowały mnie natomiast Sydney i Rosalyn z „American Hustle” Davida O. Russella.
Twoi greccy rówieśnicy powtarzają często, że są rozczarowani postawą generacji swoich rodziców. Nie pozostają dla nich zbyt surowi?
Oczywiście, że wydawanie tego rodzaju generalnych sądów jest niesprawiedliwie, bo za ich sprawą krzywdzi się tych ludzi, którzy akurat zachowywali się przyzwoicie. Trudno jednak dyskutować z faktem, że obecne kłopoty Grecji są wynikiem nieuczciwości i niedojrzałości pokolenia naszych rodziców. Zamiast jednak na siłę poszukiwać zemsty, powinniśmy po prostu wyciągnąć wnioski i zrobić wszystko, by nie powielić ich błędów.
Myślisz, że macie szanse osiągnąć swój cel?
Świat jest ułożony tak, że choćbyśmy nie wiem jak się starali, to i tak zapracujemy na pokaźną listę grzechów i zaniedbań, o które będą miały pretensje nasze dzieci. Uważam jednak, że tego rodzaju napięcia są nie tylko zbawienne, ale stanowią wręcz istotę naszej cywilizacji. Wyłącznie poczucie, że kiedyś w przyszłości zostaniemy rozliczeni z naszych czynów, prowokuje autorefleksję i powstrzymuje najgorsze instynkty.
Powtarzasz w wywiadach, że nie znosisz uczucia nostalgii. Naprawdę nie tęsknisz jednak za latami swojej młodości, które były uważane w Grecji za erę dobrobytu?
Im bardziej się starzeję, tym trudniej oprzeć się pokusie idealizowania przeszłości, ale wciąż staram się to robić. W swojej debiutanckiej „Ojczyźnie” starałem się pokazać, że nawet pozornie idylliczne lata 90. były pełne patologii i absurdów. Nawet jeśli jednak już wtedy to dostrzegaliśmy, nikt nie mógł przypuszczać, że w pewnym momencie sprowokują one tak drastyczne konsekwencje. Rzeczywistość ma to do siebie, że zawsze wykpiwa nasze diagnozy i proroctwa.
Czy „Płomieniowi”, a także filmom twoich greckich rówieśników udało się odcisnąć jakieś piętno na otaczającej rzeczywistości?
Na pewno mocno podkreśliliśmy istnienie konfliktu pokoleń, którego do tej pory starano się w naszym kraju nie zauważać. Dlatego nasze filmy wielu osobom wydają się niewygodne. O „Płomieniu” pisano na przykład, że prowadzi do niepotrzebnego, bolesnego rozdrapywania ran. Inni twierdzili natomiast, że mój film jest zbyt feministyczny, ale takie opinie traktowałem akurat jako przewrotny komplement.
Twój film, choć mocno osadzony w realiach współczesnej Grecji, wydaje mi się także historią bardzo uniwersalną.
Moją ambicją było stworzenie filmu o dojrzewaniu i nieodłącznym dla tego procesu rozwiewaniu złudzeń na temat rzeczywistości. Kluczowe pytanie brzmi zawsze: w jaki sposób się do tego ustosunkujesz – spróbujesz kurczowo trzymać się dawnych iluzji, a może porzucisz je i postanowisz zmienić swoje życie?
Oparłeś swój film na bardzo silnych emocjach. Ani przez moment nie obawiałeś się, że stracisz nad nimi kontrolę?
Postanowiłem podjąć ryzyko, bo wiedziałem, że to właśnie one odpowiadają za niespójność i absurd, który towarzyszy ludzkim zachowaniom. Jeśli zrozumiemy pokraczną logikę rządzącą ludzkimi emocjami, będziemy znacznie bliżsi dotarcia prawdy o rzeczywistości.
Słuszny gniew
„Płomień” to bez wątpienia jeden z najlepszych greckich filmów ostatnich lat. Syllas Tzoumerkas tylko pozornie podąża ścieżką wytyczoną przez bardziej utytułowanych rodaków – Giorgiosa Lanthimosa i Athinę Rachel Tsangari. Tak jak oni przez pryzmat jednostkowej historii stara się opowiedzieć o traumatycznych doświadczeniach całego narodu. „Płomień” sugestywnie opisuje świat pogrążony w chaosie, naznaczony rozpadem więzi międzyludzkich i kryzysem wspólnotowych wartości. Kipi od gwałtownych emocji, na naszych oczach staje się manifestem rebelianckiej energii i słusznego gniewu.
Nowy film Tzoumerkasa, choć osadzony w sytuacjach ekstremalnych, okazuje się także imponująco zdyscyplinowany. Dzięki temu prezentuje się znacznie dojrzalej niż otwierająca dorobek reżysera, znana widzom festiwalu Nowe Horyzonty, „Ojczyzna”. W swoim debiucie Tzoumerkas próbował opowiedzieć o grzechach kilku pokoleń greckiej rodziny. Gmatwanina wątków i planów czasowych wprowadzała jednak do ekranowego świata wrażenie chaosu. Tym razem reżyser poskromił nadmierne ambicje i postawił na wyrazistą główną bohaterkę – młodą kobietę, która postanawia przeciwstawić się panującemu w jej kraju patriarchatowi.
Aby osiągnąć wolność, Maria musi wystąpić przeciwko własnym rodzicom i na nowo przemyśleć niesatysfakcjonujący związek. Za cenę psychicznego dyskomfortu zrywa z organizującymi jej dotychczasowe życie iluzjami. Podkreślenie tej konieczności pozwala oderwać „Płomień” od kontekstu kryzysu finansowego i zawiłości greckiej polityki. Tzoumerkas, choć portretuje rzeczywistość, którą dobrze zna, jest w stanie zrealizować uniwersalny film o dotkliwej ambiwalencji dojrzewania. Ukazany w „Płomieniu” proces sprawia ból, ale jednocześnie okazuje się jedyną szansą na oczyszczenie.
Płomień | Grecja, Holandia, Niemcy 2014 | reżyseria: Syllas Tzoumerkas | dystrybucja: Against Gravity | czas: 83 min