Dziś polska premiera „Sicario”, nowego thrillera Denisa Villeneuve’a, najbardziej mrocznego filmu w dotychczasowym dorobku Kanadyjczyka
Wielu widzi w nim nowego Davida Finchera. Trudno chyba o większy komplement, bo reżyser kultowego thrillera „Siedem” to obecnie jeden z największych specjalistów od budowania napięcia i eksplorowania ciemnej strony ludzkiej natury. W tych rejonach najchętniej porusza się także Denis Villeneuve. Kanadyjczyk, który przed dwoma laty przebojem wtargnął do Hollywood. Na ekrany kin wchodzi właśnie jego nowy film „Sicario”.
To brutalna, defetystyczna i bezwzględna opowieść o narkotykowej wojnie na meksykańsko-amerykańskiej granicy widziana oczami agentki FBI (Emily Blunt). Choć, jak podkreśla reżyser, oparty na scenariuszu Tylera Sheridana film jest także rodzajem komentarza do ekspansywnej polityki zewnętrznej, jaką prowadzą Stany Zjednoczone. Villeneuve nie bawi się w półśrodki, już od pierwszych scen szokując naturalistyczną wizją przemocy. To zresztą temat obsesyjnie powracający w każdym kolejnym filmie reżysera. Od „Politechniki” opowiadającej o strzelaninie, do jakiej doszło w 1989 roku w Montrealu, przez nominowane do Oscara „Pogorzelisko”, po zrealizowany już w Stanach Zjednoczonych „Labirynt”. To pewien paradoks, gdyż Villeneuve uchodzi za pogodnego i wesołego człowieka.
Pierwsze filmy urodzonego w Quebecu reżysera sytuowały go w obrębie kina autorskiego. Drzwi do Hollywood i dzisiejszej pozycji otworzyło mu znakomite „Pogorzelisko”. Kiedy po Villeneuve’a akces zgłosiła Fabryka Snów, ten w pierwszej w chwili odmówił. Tłumaczył to wyczerpaniem po realizacji poprzednich projektów, ale jednocześnie półżartem przyznawał, że przeprowadzka do Hollywood oznaczać może realizację kolejnej części „Legalnej blondynki”. A na to nie miał ochoty. „Wolę robić filmy w domu, bez wielkiego budżetu, ale w taki sposób, który lubię” – przekonywał.
Ostatecznie dał się namówić, gdy w jego ręce trafił scenariusz mrocznego thrillera „Labirynt” Aarona Guzikowskiego. Zrealizowany w gwiazdorskiej obsadzie film to popis Villeneuve’a i jednocześnie świetna lekcja poglądowa, jak w studyjnym systemie produkcji zachować autorski sznyt. To także początek bardzo owocnej współpracy z Jakiem Gyllenhaalem i operatorem Rogerem Deakinsem. Swoje relacje z aktorem Kanadyjczyk porównuje, w typowy dla siebie żartobliwy sposób, do starego dobrego małżeństwa, które najpewniej powinno się udać na terapię. Deakins z kolei wniósł do filmowego uniwersum Villeneuve’a dojmujące poczucie przytłoczenia, klaustrofobii. Minimalistyczne wizje, gra światłem i cieniem, ograniczenie efektów specjalnych do minimum potęgują wrażenie realizmu świata, w którym pewnie żadne z nas nie chciałoby się znaleźć. Hollywood szybko zaakceptowało autorskie ambicje Kanadyjczyka, co więcej, wygląda na to, że naprawdę mu zaufało. Przed nim bowiem wyzwanie, jakim jest realizacja sequela jednego z największych klasyków kina science fiction „Blade Runnera”.
Sicario | USA 2015 | reżyseria: Denis Villeneuve | dystrybucja: Monolith | czas: 121 min