Na plakacie „Podejrzanego…” nagi stoi na placu Tiananmen. To jeszcze jeden sygnał, że Ai Weiwei nie ma nic do ukrycia, ale przecież to zdjęcie jest fotomontażem, trikiem, puszczeniem oka. Ai, wpuszczając do swojego domu duńskiego dokumentalistę, zaprasza do swojej gry także widzów. Warto dać się wciągnąć.

Ai Weiwei jako bohater dokumentu to samograj. Inteligentny artysta, krytycznie patrzący na rzeczywistość, na dodatek skonfliktowany z opresyjnym systemem, wciąż piętnujący jego wady, wpadki i kłamstwa. Na dodatek uwielbiany – i rozumiany, co też istotne – na Zachodzie: niedawna wystawa prac chińskiego artysty w berlińskim Martin-Gropius-Bau przyciągała tłumy, a sam film „Podejrzany Ai Wewei” spotkał się z uznaniem widzów i krytyków licznych festiwali, m.in. Planete+ DFF.

Film Andreasa Johnsena można oglądać jako dokument o artyście, który nie poddaje się systemowi. Osią filmu jest bowiem zorganizowana przez fanów akcja zbierania pieniędzy na spłatę kar nałożonych na Ai Weiweia oskarżonego o oszustwa podatkowe i przestępstwa gospodarcze. Ale „Podejrzany…” jest czymś więcej niż zaskakująco pogłębionym portretem niezłomnego twórcy i obrazem współczesnych Chin. Jeszcze ciekawsze jest bowiem przyglądanie się, jak Weiwei zmienia swoje życie w niekończący się performance. Otwarcie mówi o bolesnych doświadczeniach niewoli (przez blisko trzy miesiące był przetrzymywany przez władze w maleńkiej celi pod stałym nadzorem dwóch strażników), ale jednocześnie cały czas świadomie kontroluje swoje czyny: nawet gdy nie tworzy, nie przestaje być artystą. Niemal wszystko, co robi, przynajmniej przed kamerą Johnsena, zmienia się w akcje performatywne. Wciąga w nie zresztą duńskiego reżysera, co najlepiej widać w zabawnej – lecz także w pewien sposób niepokojącej – scenie, w której podchodzą do śledzących Weiweia tajniaków, by sfilmować ich kamerą z telefonu.

Ai Weiwei nie przestaje prowokować. Choć ciąży na nim zakaz wypowiedzi publicznych, znalazł dziesiątki innych sposobów, żeby być wysłuchanym. Niesłusznie oskarżony o finansowe malwersacje, by udowodnić swoją niewinność, dosłownie obnaża się przed ludźmi. W trakcie najgorszej inwigilacji zamontował w całym swoim domu kamery, a obraz z nich udostępnił przez internet. Ironicznie mówił, że chce ułatwić nadzór nad sobą, czym oczywiście rozsierdził władze jeszcze bardziej. Na plakacie „Podejrzanego…” nagi stoi na placu Tiananmen. To jeszcze jeden sygnał, że Ai Weiwei nie ma nic do ukrycia, ale przecież to zdjęcie jest fotomontażem, trikiem, puszczeniem oka. Ai, wpuszczając do swojego domu duńskiego dokumentalistę, zaprasza do swojej gry także widzów. Warto dać się wciągnąć.

Podejrzany Ai Weiwei | Dania, Chiny, Wielka Brytania 2013 | reżyseria: Andreas Johnsen | dystrybucja: Against Gravity | czas: 79 min | Recenzja: Jakub Demiańczuk | Ocena: 5 / 6